Zwolnienia grupowe w firmach. "Byłbym ostrożny z nagłówkami, że sytuacja wymyka się spod kontroli"

Z jednej strony w 2023 r. do zwolnień grupowych zgłoszono o blisko połowę więcej osób niż w 2022 r. Z drugiej, i tak mniej niż w latach 2019-2021 r. - Byłbym ostrożny z nagłówkami, że sytuacja wymyka się spod kontroli - mówi w rozmowie z Next.gazeta.pl Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

"Dziennik Gazeta Prawna" podał w środę, że dwanaście wojewódzkich urzędów pracy (które odpowiedziały na pytania) zameldowało, iż ponad 90 firm zgłosiło w pierwszym kwartale zamiar zwolnienia niemal ośmiu tysięcy pracowników. To liczby wyższe niż przed rokiem: wówczas ponad 80 firm zamierzało zwolnić około cztery tysiące osób. 

Zobacz wideo Robert Lisicki: Rynek pracy jest stabilny, ale płace są zróżnicowane regionalnie

Dość podobne dane podaje GUS za 2023 r.: liczba zakładów przeprowadzających zwolnienia grupowe podniosła się względem 2022 r. o blisko 7 proc., aa liczba objętych nimi pracowników - o około 47 tys. Kilka dni temu portal money.pl pisał, że "przez Polskę przetacza się fala zwolnień grupowych". Zwolnienia obejmują m.in. sektor przemysłowy, IT, bankowość, ale też inne branże.

Rośnie liczba zwolnień grupowych, a bezrobocie bardzo niskie

Przyczyny zwolnień są oczywiście różne zależnie od firmy i sektora, ale wymienia się wśród nich m.in. rosnące koszty prowadzenia działalności (m.in. wzrost płacy minimalnej, wyższe koszty energii) oraz spowolnienie gospodarcze (mniej zamówień). 

Z drugiej strony, inne dane GUS wskazują, że sytuacja na rynku pracy w Polsce jest dobra i względnie stabilna. Stopa bezrobocia rejestrowanego wynosiła pod koniec roku raptem 5 proc., najmniej od ponad 30 lat. Na początku roku, owszem, podskoczyła do 5,4 proc., ale to sezonowa zależność. W lutym mieliśmy nadal o blisko 20 tys. osób mniej zarejestrowanych w urzędach pracy niż przed rokiem. Stabilnie (i niemal najlepiej w UE, o prymat "bijemy się" z Maltą i Czechami) wygląda też stopa bezrobocia BAEL. To badanie ankietowe wskazujące, ile osób nie ma pracy, ale rzeczywiście jej aktywnie szuka (z zarejestrowanymi bezrobotnymi w urzędach pracy różnie bywa w tym zakresie). Inne dane pokazywały, że w spowolnieniu gospodarczym firmy raczej ucinały nowe rekrutacje (np. nie zastępowały odchodzących pracowników) niż zwalniały ludzi - choć dane z BAEL z końcówki 2023 r. zaczynały już wyglądać ciut bardziej niepokojąco.

Wiadomo, że zwolnienie z pracy jest bardzo trudną sytuacją życiową. Wiadomo też, że czym innym jest pewnie strata pracy w dużym mieście, a czym innym w mniejszej miejscowości, gdzie duża część osób pracuje w raptem kilku największych zakładach i zwolnienia w jednym mogą odbić się na sytuacji całego regionu. Ale tak generalnie: jak wygląda obecnie sytuacja na polskim rynku pracy?

Zwolnienia są, ale nie masowe. Jest szansa na poprawę. "Byłbym ostrożny z nagłówkami"

Co ważne: cały czas nie mówimy o dużych, masowych zwolnieniach w skali całej gospodarki. Oczywiście nie oznacza to absolutnie, że zjawisko należy bagatelizować: utrata pracy często jest ludzkim dramatem. Niemniej jeśli chodzi o zwolnienia grupowe, to mówimy o 30,6 tys. pracowników zadeklarowanych do nich w 2023 r.

Z jednej strony, zgłoszenie to nie zawsze maksymalna liczba osób, która straci pracę, w rzeczywistości może ich być mniej. Dodatkowo w ramach procedury zwolnień grupowych część osób może przejść np. do spółki córki albo spółki partnerskiej. Z drugiej, z różnych względów część firm (np. mniejsze i bez związków zawodowych) redukuje załogę, ale nie w mechanizmie zwolnień grupowych. Niemniej gdyby porównać 8 tys. pracowników zadeklarowanych do zwolnień grupowych w pierwszym kwartale br. oraz niecałe 31 tys. w 2023 r. z łączną liczbą osób pracujących w polskiej gospodarce (ponad 17 mln), to widać, że nie mówimy o jakiejś katastrofalnej skali. 30,6 tys. pracowników zgłoszonych do zwolnień grupowych w 2023 r. to też mniej niż w latach 2019-2021. 

embed

W rozmowie z Next.gazeta.pl Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, zaznacza, że to, iż firmy zamykają działalność albo wychodzą z polskiego rynku, może oczywiście niepokoić. 

To jest m.in. kwestia odreagowania tego, co działo się w ostatnim roku albo kilku latach. Rok 2023 to czas dużego spowolnienia gospodarczego. Na rynku pracy była flauta jeśli chodzi m.in. o nowe oferty pracy. Dodatkowo pojawiły się duże wzrosty kosztów zatrudnienia

- wyjaśnia. Zauważa, że zwolnienia pojawiają się m.in. w przemyśle, który jest w kiepskiej kondycji w całej Europie. To też pokłosie m.in. kryzysu energetycznego. Do tej listy dorzuca też fakt, że część firm mogła być w kiepskiej sytuacji już od dłuższego czasu, a m.in. tarcze gospodarcze w pandemii COVID-19 mogły trochę sztucznie przedłużać ich żywot.

Jednocześnie dużo mniej medialne jest to, że firmy jednak cały czas rekrutują, że utrzymują się wakaty. To kwestia nierównowagi rynkowej, nie zawsze regionalnie to jest zbalansowane. Mamy de facto obecnie dwa równoległe trendy. Część firm może opuszczać Polskę np. w poszukiwaniu niższych kosztów energii i pracy. Z drugiej strony, drugi trend po pandemii i agresji Rosji na Ukrainę to skracanie łańcuchów dostaw i lokowanie inwestycji w bezpiecznych miejscach. Polska może być beneficjentem tego procesu, ale on jest dłuższy, nie dzieje się w perspektywie roku i dwóch

- dodaje ekspert. Na to, że choć z jednej strony mamy w Polsce więcej zwolnień niż w 2022 r., to cały czas jednocześnie toczy się proces zatrudniania, zwraca też uwagę dr Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku.

Gospodarka się restrukturyzuje. Jesteśmy po dużym szoku energetycznym, wyszliśmy z recesji. To jest w pewien sposób naturalne, że następuje "oczyszczenie" z firm, które przestały spinać się kosztowo. W skali całej gospodarki to nie są jednak duże liczby. Równocześnie toczy się proces zatrudniania. W poprzednich recesjach w Polsce sektor przedsiębiorstw potrafił "gubić" po 100-150 tys. ludzi. A teraz jesteśmy na poziomie około minus 40-50 tys.

- komentuje dla next.gazeta.pl Mazurek.

Andrzej Kubisiak z PIE uspokaja też, że po 2023 r. z mikrym wzrostem gospodarczym w Polsce (0,2 proc.), teraz ma być dużo lepiej. Prognozy wzrostu PKB w 2024 i 2025 r. oscylują zwykle w okolicach 3-4 proc. 

To rysuje optymistyczny scenariusz z punktu widzenia rynku pracy. Tyle że na razie firmy nie czują jeszcze aż takiej poprawy koniunktury. Jeśli nie widać jeszcze tego światełka w tunelu, to część firm może planować zmiany. Tym bardziej, że początek roku sprzyja zmianom. To wtedy pojawiają się nowe budżety, wtedy często wdraża się nowe strategie, odchudza koszty itd.

- mówi Kubisiak kończąc, że "byłby ostrożny z nagłówkami, że sytuacja wymyka się spod kontroli".

Czy obawiasz się zwolnienia z pracy?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.