Strajk rozpoczęło 30 tys. pracowników linii montażowych w Seattle i Portland. Zatrudnieni w koncernie domagają się podwyżek na poziomie 40 procent. Tymczasem kierownictwo zaoferowało 25-procentowy wzrost płac w ciągu czterech lat.
Większość za strajkiem
Związek zawodowy mechaników IAM-District 751, który reprezentuje pracowników, wyraził swoje niezadowolenie i poinformował, iż za strajkiem głosowało 96 procent załogi. „Nasi członkowie przemówili dziś głośno i wyraźnie” – powiedział przewodniczący centrali związkowej Jon Holden.
Wraz z rozpoczęciem protestu została wstrzymana produkcja kluczowych modeli samolotów Boeinga: 737, 777 i 767. To poważny cios dla koncernu, który boryka się z problemami finansowymi. Ma też naderwaną reputację po serii problemów związanych z bezpieczeństwem lotów. W dwóch katastrofach, w 2018 i 2019 roku z udziałem modelu 737 Max, życie straciło 347 osób. Reklama
Protest zagraża odbudowie koncernu
Obecne wydarzenia mogą mieć długofalowe konsekwencje dla pozycji firmy na rynku lotniczym. Ostrzegał przed tym załogę nowo wybrany prezes koncernu Kelly Ortberga. Został mianowany na swoją funkcję w sierpniu z misją uzdrowienia sytuacji w firmie. Jego zdaniem, strajk może zagrozić odbudowie Boeinga.
Analizujący sytuację zastanawiają się, jak długo potrwa protest. Przypominają, iż po raz ostatni załoga porzuciła miejsca pracy w 2008 r. i odmawiała wykonywania obowiązków przez 57 dni. Eksperci twierdzą, iż tym razem, jeżeli będzie strajkować przez 50 dni, Boeing straci 5,5 miliarda dolarów.