Eric Schmidt, były dyrektor generalny Google, wygłosił szereg kontrowersyjnych uwag podczas gościnnego wykładu na Uniwersytecie Stanforda. Jego wystąpienie, które gwałtownie zostało usunięte z platform internetowych, poruszyło tematykę potencjału sztucznej inteligencji (AI), szczególnie modeli językowych (LLM), oraz ich wpływu na tworzenie aplikacji i przestrzeganie praw autorskich.
W trakcie wykładu Schmidt mówił o możliwościach, jakie LLM mogą przynieść w zakresie tworzenia aplikacji. Zasugerował, iż dzięki zaawansowanym algorytmom, można w bardzo krótkim czasie stworzyć aplikację na miarę popularnej platformy, takiej jak TikTok, co wzbudziło wiele kontrowersji. Według Schmidta, z pomocą LLM, możliwe jest skopiowanie nie tylko samej aplikacji, ale także jej użytkowników i treści, co w jego ocenie mogłoby prowadzić do szybkiego sukcesu nowego produktu.
Schmidt jednak zdawał się bagatelizować kwestie prawne związane z kopiowaniem treści chronionych prawem autorskim. W trakcie wykładu stwierdził, iż ewentualne problemy można rozwiązać poprzez zatrudnienie prawników, a jeżeli aplikacja nie zdobędzie popularności, kwestia naruszenia praw autorskich może nie mieć większego znaczenia. Te uwagi wzbudziły szeroką krytykę, szczególnie wśród prawników i ekspertów w dziedzinie technologii, którzy zwracają uwagę, iż prawa autorskie są fundamentalnym elementem ochrony własności intelektualnej i nie mogą być lekceważone.
Dodatkowo, Schmidt przedstawił swoje spojrzenie na wewnętrzne problemy Google w kontekście konkurencji na rynku AI. Sugerował, iż polityka pracy zdalnej przyjęta przez Google mogła osłabić pozycję firmy w rywalizacji ze startupami takimi jak OpenAI i Anthropic. Według niego, startupy te osiągają sukcesy, ponieważ ich pracownicy są bardziej zaangażowani i pracują intensywniej, co może być wynikiem braku polityki pracy zdalnej.
Wideo z wykładu Schmidta zostało usunięte z YouTube, co tylko podsyciło spekulacje na temat kontrowersyjnych treści, jakie zostały tam poruszone. Pomimo to, fragmenty nagrania, a choćby jego całość przez cały czas krążą w mediach społecznościowych, wywołując żywe dyskusje na temat etyki w technologii oraz przyszłości AI w kontekście ochrony praw autorskich.
Wystąpienie Erica Schmidta na Uniwersytecie Stanforda ukazuje niepokojące podejście do etyki w technologii, które może mieć poważne konsekwencje. Sugestie Schmidta, iż sztuczna inteligencja może być wykorzystywana do kopiowania aplikacji, użytkowników i treści, ignorując przy tym prawa autorskie, są nie tylko lekkomyślne, ale również nieodpowiedzialne. W świecie, gdzie własność intelektualna jest fundamentalnym elementem ochrony twórczości i innowacji, takie podejście podważa podstawy, na których opiera się współczesna gospodarka cyfrowa.
Schmidt, będąc jednym z najbardziej wpływowych liderów technologicznych ostatnich dwóch dekad, powinien zdawać sobie sprawę z tego, iż bagatelizowanie kwestii prawnych w kontekście rozwoju AI nie tylko szkodzi reputacji całej branży, ale również naraża na szwank przedsiębiorców, którzy mogą zostać uwikłani w kosztowne spory prawne. Jego sugestia, iż prawnicy mogą “posprzątać bałagan” po nielegalnych działaniach, odzwierciedla niebezpieczną tendencję do traktowania prawa jako przeszkody do obejścia, a nie jako fundamentu, który powinien chronić wszystkich uczestników rynku.
Co więcej, krytyka polityki pracy zdalnej w kontekście konkurencyjności firm technologicznych, takich jak Google, pokazuje, iż Schmidt zdaje się nie dostrzegać zmieniających się realiów rynku pracy. Elastyczność i równowaga między życiem zawodowym a prywatnym są w tej chwili najważniejsze dla wielu pracowników, a sukces start-upów nie wynika jedynie z intensywności pracy, ale także z innowacyjnych modeli zarządzania i kultury organizacyjnej.
Słowa Schmidta mogą świadczyć o pewnym oderwaniu od współczesnych realiów technologicznych i prawnych lub też prezentują to, czym rzeczywiście kierują się giganci technologiczni w swojej działalności, a co ukrywają za fasadą promowania zrównoważonego rozwoju. W dobie dynamicznego rozwoju AI, potrzeba bardziej odpowiedzialnego i świadomego podejścia do kwestii etyki, prawa i zarządzania, a nie promowania dróg na skróty, które mogą przynieść więcej szkody niż pożytku.