Czy wygrana opozycji sprawi, iż w Białowieży przestaną umierać ludzie?

6 miesięcy temu

Zbrodnie wojenne i czystki etniczne dziejące się dziś na Terytorium Okupowanym przez Izrael nie powinny sprawić, byśmy zapomnieli i przestali protestować przeciwko zbrodniom, których dopuszcza się systemowo państwo polskie na uchodźcach próbujących przekroczyć polsko-białoruską granicę.

Od czasu Usnarza Górnego w białowieskich lasach, polskie służby wciąż dopuszczają się nielegalnych push-backów, ludzie są tam bici, poniżani, odmawia im się jedzenia i wody nie wspominając już o prawie do azylu. Część z nich ginie. Wczoraj (piszę te słowa 5 listopada 2023 r.) do szpitala w Hajnówce trafił człowiek z raną postrzałową pleców. 26 października odbył się w Narewce pogrzeb dwóch Syryjczyków. Ich ciała leżały w okolicznych grzęzawiskach od lutego. Tego samego dnia straż graniczna rozciągnęła kolejną nitkę concertiny wzdłuż płotu stojącego na granicy. Fortyfikowanie wschodniej flanki Twierdzy Europa trwa w najlepsze.

Czy w sytuacji uchodźców przez te dwa lata coś się zmieniło?

Niewątpliwie. Na gorsze.

W Polsce w tej chwili nie ma już liczącej się siły politycznej, czy choćby pojedynczych polityków, w których agendzie byłaby otwarcie prouchodźcza polityka. Na początku kryzysu uchodźczego w Białowieży takie byty jeszcze się ujawniały. Przodowali tu Razemici oraz kilku młodych polityków KO. Pech chciał, iż w momencie, gdy Polska śledziła wydarzenia w Usnarzu Górnym, do polityki krajowej wrócił Donald Tusk i wraz ze swym powrotem oświadczył, iż zewnętrzne granice Unii Europejskiej muszą być szczelne. Od tego momentu ta przesłanka stała się aksjomatem, na którym liberalne elity budują swoje stanowisko w zakresie polityki uchodźczej.

Dziś w polskiej polityce dominują dwie narracje wobec uchodźców.

Pierwsza opiera się na postulacie całkowitego zamknięcia na migrantów, podkreślania ich kulturowej odmienności i zagrożenia dla cywilizacji zachodu. Tu brylował PiS.

Druga opowieść to narracja europejska. Ta z pozoru bardziej cywilizowana i humanitarna, jednak tak naprawdę wzywa do grodzenia, relokacje i offshoringu problemu poza granice UE, najczęściej do państw Globalnego Południa. Istotnym elementem tej narracji jest swoiste utowarowienie uchodźcy. Jej wyznawcy chcą przyjmować uchodźców, pod warunkiem jednak, iż ci posiadają ściśle określone kwalifikacje. Są np. lekarzami, inżynierami, wysoko wykwalifikowanymi pracownikami branży IT. Tych, którzy nie spełniają tych parametrów, zwolennicy narracji liberalnej chcą relokować bądź wypychać. Nieważne czy na concertinę czy w toń Morza Śródziemnego. Zwolennikami takiej narracji są obozy liberalne; KO, Trzecia Droga i Lewica. Manifestacją tej postawy był wiec przedwyborczy Donalda Tuska w Mińsku Mazowieckim. Podczas pytań publiczności ujawnił się jego wyborca mający polsko-tunezyjskie obywatelstwo. Zapytał on premiera in spe, w jaki, jego zdaniem, sposób powinna reagować Unia Europejska wobec faktu, iż w najbliższych latach w wyniku imperialnych wojen i zmian klimatycznych do Europy, w poszukiwaniu nie tyle lepszego, co jakiegokolwiek życia może ruszyć 200 mln migrantów. Odpowiedź lidera KO była prosta – grodzić, umacniać i relokować. To właśnie technicznej obsłudze relokacji mają służyć proponowane na forum Parlamentu Europejskiego kwoty, płacone przez państwa odmawiające przyjęcia migrantów.

Oczywiście owe narracje w formie czystej występują tylko w słownych deklaracjach. Tak naprawdę są wobec siebie komplementarne i jako takie mieszają się w różnych proporcjach, co najdobitniej pokazuje afera wizowa czy powstające pod Płockiem miasteczko dla pracowników z tzw. Bliskiego Wschodu mających realizować inwestycje PKN Orlen.
W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, iż narracja zamknięcia ma zastosowanie medialno-propagandowe, podczas gdy narracja europejska jest użyteczna w praktyce biznesowej.

Istotnym elementem niedawno minionej kampanii wyborczej był, skądinąd niezły, film “Zielona Granica” Agnieszki Holland. Przesłaniem obrazu była teza, iż solidarne działanie młodych radykałów z wrażliwą wielkomiejską inteligencją może znieść zło zafundowane społeczeństwu przez PiSowski reżim. Ważne pytanie, które warto dziś postawić dotyczy prawdziwości przesłania Zielonej Granicy. Czy wszyscy ci wyborcy, którzy liczyli, iż wraz ze zmianą władzy nastąpi przełom w sytuacji ludzi ginących w białowieskim lesie nie zostaną rozczarowani?

Znamienne, iż podczas kampanii wyborczej pewne słowo zmieniło znaczenie. Tym słowem jest Lampedusa. Wcześniej nazwa tej Śródziemnomorskiej wyspy kojarzyła się z tym , co Jean Ziegler nazwał “Imperium Hańby”; miejscem, w którym los uchodźców pokazuje dobitnie, iż deklarowane przez Europę wartości to złoto głupców, mamidło, wydmuszka, atrapa bytu.

Teraz jednak słowo “Lampedusa” znaczy coś innego. Zarówno Morawiecki jak i Tusk wskazywali Lampedusę jako exemplum fiaska dawnej polityki migracyjnej Europy, która rzekomo kiedyś była otwarta. Lampedusa z miejsca, w którym europejskie służby migracyjne upadlają ludzi, stała się miejscem, w którym zdehumanizowany Inny oddaje się zepsuciu, rozpuście, narkomanii.Trwają rozmowy, z których ma się wyłonić przyszła rządząca koalicja. Jej częścią, według wszelkich znaków na niebie i ziemi, będzie Lewica wraz z jej radykalnym skrzydłem Partią Razem. Czy zatem białowieski kryzys uchodźczy jest przedmiotem toczących się rozmów? Czy propozycja jego rozwiązania znajdzie się w umowie koalicyjnej? A jeżeli nie w umowie, to czy którakolwiek ze stron wpisze takie postulaty do swojego protokołu rozbieżności? Te pytania są raczej retoryczne.

Wprowadzony przez Kamińskiego stan wyjątkowy na granicy z Białorusią trwał niemal dwa lata i skończył się 1 lipca 2023. Słabo maskowaną przesłanką jego wprowadzenia było ukrycie przed tzw. opinią publiczną rozgrywającego się tam bestialstwa. Niestety wydarzenia te tak mocno dziś już spowszedniały, iż nie znajdują zainteresowania u szerszego odbiorcy, dlatego nowi rządzący nie muszą spieszyć się z pomysłami na rozwiązanie tego problemu.

Często podnoszonym argumentem zwolenników utrzymania zasieków raniących ludzi na granicy jest to, iż uchodźcy są używani przez Łukaszenkę jako broń mająca zdestabilizować Polskę, a w dalszej kolejności Europę.

Mam prosty pomysł jak tę broń rozbroić.

Skoro Łukaszenka traktuje uchodźców jako broń, to my przestańmy ich w ten sposób traktować. Zarówno ponad milion uchodźców wojennych z Ukrainy jak i setki tysięcy migrantów, którzy trafili do Polski dzięki wizom Wawrzyka pokazują, iż w zarówno w sferze cywilizacyjnej jak i gospodarczej nic złego nam jako społeczeństwu się nie przydarzyło.

Idź do oryginalnego materiału