Dekadencja - 11. Ognisko traumy / missnobody

publixo.com 5 godzin temu

Było szarawo, kiedy Jakub dotarł do domu. Miejsce, które dotąd było dla niego azylem, teraz jawiło się jako pole minowe. Dom rodzinny, zamykany zwyczajowo na cztery spusty, był ostatnim bastionem, który musiał sforsować, a perspektywa napotkania kogokolwiek na swojej drodze paraliżowała go ze strachu. Drżące z zimna dłonie utrudniały mu precyzyjne włożenie klucza do zamka. Musiał działać bezszelestnie, aby nie zbudzić rodziców, którzy – miał nadzieję – wciąż spali. Wreszcie zamek ustąpił z cichym kliknięciem. Wślizgnął się do ciemnego holu i delikatnie przymknął za sobą masywne drzwi.
Choć nienawidził Yavora całą duszą za to, co mu zrobił, w tej chwili paradoksalnie dziękował mu za chemiczne znieczulenie. Pigułka, którą wepchnął mu do ust, wciąż działała, pozwalając mu prześlizgnąć się przez ten moment. To dzięki niej zdołał wstać z brudnej ziemi pod klubem, dotrzeć do domu i wlec się po tych schodach na górę, prosto do swojego pokoju.
Poczucie upokorzenia dusiło go od środka. Miał wrażenie, iż choćby cisza go osądza. Czuł się brudny, zdegenerowany i niegodny czystości tego miejsca. Przywleczenie się do domu w takim stanie było ostatecznym aktem porażki, a największy lęk budziła w nim konfrontacja. Musiał dojść na górę, przez nikogo niezauważony. Każdy krok sprawiał mu trudność, ciągnął swoje obolałe ciało, stopień po stopniu. Ból rozszedł się tępym, pulsującym żarem od pasa w dół, zaś każde uderzenie stopy o posadzkę wydawało się krzykiem w przenikliwej ciszy tego domu.
Droga do łazienki wydała się rozciągniętym w czasie maratonem. W lustrze zobaczył posiniaczoną twarz. Prawy policzek był spuchnięty, a warga popękana, tworząc ciemną smugę. Odkręcił prysznic, ale zamiast ulgi poczuł tylko przeszywający, pulsujący żar. Woda spływała po jego plecach, obmywając brud, ale nie mogła zmyć plamy, którą czuł na sobie. Zapach mydła, zamiast świeżości, wywołał gwałtowny dreszcz obrzydzenia, przywołując słodkawy zapach perfum Yavi`ego. Skierował strumień niżej, na wewnętrzną stronę ud i lędźwie. Ból był nagły, i dotkliwy, zmuszając go do zagryzienia zębów. Musnął delikatnie palcami miejsce, które było wciąż obolałe i opuchnięte, a oddech ugrzązł mu w gardle. Spojrzał w dół. Woda spływająca do odpływu gwałtownie przybrała kolor bladoróżowy, a potem brunatno-czerwony, niosąc ze sobą nie tylko zaschniętą krew i brud z bruku, ale i wizualny dowód hańby. To były dowody zbrodni, których nie potrafił zebrać ani zgłosić. Stanął oparty czołem o zimne, wilgotne kafelki, drżąc. Starał się uspokoić oddech. Zamiast opanowania, wstrząsał nim cichy, bezgłośny szloch, który nie przynosił ukojenia, a jedynie narastał w poczuciu totalnej bezsilności. Woda zmyła brud ze skóry, ale ognisko traumy pozostało nietknięte wewnątrz.

Poranek przyszedł o wiele za późno, zimny, szary i przygnębiający. Damian wpadł do swojego mieszkania, w którym czaił się już tylko lęk i smród wczorajszej nocy. Jakuba nie było. Podświadomie czuł, iż go nie zastanie, ale uświadomienie sobie tego w tej chwili, było jak lodowaty kubeł wody. Od razu chwycił telefon. Dzwonił bez przerwy – raz, drugi, dziesiąty. Przyjaciel nie odbierał.
Kolejnym tropem była Majka. Obudził ją, zatem jej głos był przesycony sennością i niepokojem.
— Cześć. Jest u ciebie Kuba? — zapytał bez wstępów.
— Kuba? Jak to? Nie ma go u ciebie? Widziałam go wczoraj rano na uczelni. Od tamtej pory się nie odzywał — głos Mai zaczął drżeć.
— No tak… nie no wiesz, spokojnie — Damian zmusił się do wyważonego tonu, który miał udawać opanowanie. — Pokłóciliśmy się trochę i nie odbiera moich telefonów. Pewnie wrócił obrażony do domu, znasz go, taki już jest.
Maja westchnęła z ulgą, ale w jej głosie pozostał cień wątpliwości.
— Cóż, w takim razie, może ode mnie odbierze. Spróbuję za jakieś dwie godziny, bo o tej porze na pewno jeszcze śpi. — Maja odezwała się sennym szeptem, jakby wciąż błądziła we śnie.
— Jasne. Gdybym wcześniej się czegoś dowiedział, wyślę ci SMSa.
Rozłączając się, Damian oparł się o ścianę, a jego ręce zaczęły drżeć. Kłamstwo dla Mai przyszło mu z łatwością, ale prawda, którą skrywał, uderzała w niego z pełną siłą. Panika ścisnęła mu gardło – nie wiedział, co robić. Musiał go zobaczyć.


Dwie godziny później zebrał się i ruszył do domu Jakuba. O dziwo, drzwi otworzyła mu od jego mama. Kobieta miała na sobie gruby szlafrok i zmęczoną twarz, ale ulga rozjaśniła jej oczy.
— Damian! Jak dobrze, iż jesteś! — powiedziała, ściskając go za ramię. — Kuba musiał wrócić w środku nocy, kiedy spaliśmy. Próbowałam do niego wchodzić, rozmawiać, ale on nikogo nie chce widzieć. Powiedz mi, co się stało? Gdzie on się podziewał tyle czasu?
Damian poczuł na sobie miażdżący ciężar swojego kłamstwa. Powtórzył więc wersję dla Mai:
— Cały czas mieszkał u mnie. Wczoraj trochę się pokłóciliśmy. Pani Aniu, to moja wina. Głupia awantura, nic wielkiego.
Kobieta skinęła głową z rezygnacją.
— Proszę, idź do niego. Może ciebie wpuści. Spróbuj go stamtąd wyciągnąć.
Damian ruszył na górę, a z każdym stopniem czuł, jak jego serce łomocze w piersi. Zapukał, ale nie doczekał się odpowiedzi. Ostrożnie otworzył drzwi. Jakub leżał skulony na łóżku, plecami do wejścia. W pokoju panował półmrok. Gdy przyjaciel odwrócił głowę, odsłaniając opuchniętą twarz, Damian uniósł dłonie w instynktownym geście obrony.
— Stary. Nie miałem pojęcia. Nie wiedziałem. Przepraszam — słowa wycedził jednym tchem, a jego głos był ledwie szeptem.
To był zapalnik. Jakub zerwał się z łóżka z gwałtownością, której Damian nigdy u niego nie widział. Napadł na przyjaciela, okładając go pięściami w chaotycznym, dzikim ataku.
— Ty skurwielu! Zajebię cię! — krzyczał, a jego głos był ochrypły i pełen bólu. — O wszystkim wiedziałeś! Wypierdalaj z mojego domu!
Damian zasłaniał się, cofając, podczas gdy przerażona mama Jakuba wpadła do pokoju, wydając z siebie rozpaczliwy krzyk.
— Kuba! Przestań! Co ty robisz!
Damian, zdezorientowany odzyskał siły, by się wycofać. Odepchnął Jakuba, łapiąc oddech. Spojrzał na krzyczącą kobietę, czując na sobie potworny ciężar winy.
— Przepraszam. To przeze mnie. To moja wina. Przepraszam — wyjąkał, nie dając im czasu w reakcję. Wycofał się, uciekając ze schodów i zostawiając dom we władzy rozdzierającego wrzasku i narastającego zamętu.

Damian został wezwany do klubu na spotkanie z Luanem. Aby podnieść stawkę emocjonalną, szef kazał mu czekać. Wyobrażał sobie, jak wpada do gabinetu, rzuca Luana na kolana i wyrywa z niego prawdę o koszmarze, który zgotował Jakubowi. Te sceny oczywiście pozostały głęboko ukryte w sferze marzeń, ale pielęgnował te fantazje, ponieważ karmiły jego poczucie własnej wartości.
Kiedy w końcu pozwolono mu wejść, był gotów na najgorsze – groźby, upokorzenie lub choćby fizyczne starcie. Gabinet Luana, choć luksusowy, wydawał się o tej porze dnia podejrzanie spokojny. Szef wygodnie siedział za swoim wielkim biurkiem, a na jego twarzy malował się niepokojąco serdeczny uśmiech.
— Siadaj, Damian — powiedział beztrosko, wskazując dłonią na krzesło. — Mam dla ciebie niespodziankę.
Damian usiadł sztywno, napięty jak struna. Czekał na pułapkę. Luan, bez słowa, przesunął w jego stronę kopertę. Była gruba, wypchana banknotami. Damian poczuł, iż jego wcześniej wykuta w głowie mowa, momentalnie runęła.
— Co to? — spytał, marszcząc brwi.
— Bonus. Prezent. To, co zarobiłeś, plus wyrazy uznania — Luan wzruszył ramionami. — Za dobre wyniki w pracy w ostatnim miesiącu. I za lojalność.
Damian niepewnie wziął kopertę. Jej waga była znacząca. Suma zdecydowanie przewyższała jego regularne pensje i pieniądze, które otrzymywał „pod stołem” za usługi związane z dystrybucją.
— Szefie, ja… ja już dostałem wynagrodzenie. I też to… dodatkowe — Damian wskazał ruchem głowy na kopertę, z trudem łapiąc oddech. Wiedział, iż nie powinien o tym mówić, ale ten gest był dla niego nie do zniesienia. Wiedział, iż to była zapłata za jego milczenie i hańbę.
Luan uniósł brwi, jakby Damian go zaskoczył.
— Powiedzmy, iż to inwestycja w twoją przyszłość. Jesteś ambitny, a ja lubię nagradzać pracowitych ludzi. Przyda ci się parę groszy na wyprowadzkę z tej rudery, w której gnijesz z tym pijakiem, co nie?
Damian poczuł, jak krew pulsuje mu w skroniach. Tłumiony gniew w nim eksplodował, choć musiał zachować powściągliwość.
— Dziękuję, doceniam pana hojność — wymamrotał, siląc się na swobodny uśmiech. — Szefie… czy mogę zapytać… co z Jakubem? Po wczorajszym spotkaniu… co tam się wydarzyło?
Luan patrzył na niego przez chwilę z całkowitym niezrozumieniem.
— Świetnie spędziliśmy czas. Rozmawialiśmy o interesach, jego szkole, pracy. Trochę wypiliśmy, a potem wróciłem do rodziny. Fakt, on jeszcze został z towarzystwem, coś nie tak? Coś się stało? — W głosie Luana nie było cienia kłamstwa, brzmiał szczerze.
Mężczyzna, lekko rozbawiony tą sceną, wstał, sygnalizując koniec spotkania. Damian, wstrząśnięty tą całkowitą niewiedzą lub mistrzowską grą szefa, był jeszcze bardziej rozbity i zdezorientowany niż przed tym spotkaniem. Spojrzał na leżącą na biurku kopertę, symbol zdrady i zapłaty. Musiał się opanować. Luan był nieobliczalny.
— Nie. To znaczy, nie wiem. Chyba nie czuje się najlepiej — wydusił w końcu z siebie, próbując nadać tonowi neutralność.
— Może zwyczajnie przesadził z alkoholem? Moje chłopaki nie znają umiaru, trudno im dorównać.
— Może.
— Martwisz się o niego?
— To mój najlepszy przyjaciel.
— I dlatego posuwasz jego dziewczynę?
Luan znowu błysnął znajomością każdego detalu. Jego słowa wybrzmiały jak kolejne ostrzeżenie – ostre i niepodlegające dyskusji.
Damian zamarł w bezruchu. Nim zdołał się wysłowić, Luan znów przeciął ciszę.
— Luz, nie moja sprawa — zaśmiał się pod nosem. — Widzimy się jutro w pracy?
— Oczywiście. Do zobaczenia. I jeszcze raz dziękuję za premię.
Damian wziął kopertę, odwrócił się i wyszedł. Przystanął w korytarzu, a trzymane w dłoni pieniądze parzyły go jak rozgrzane żelazo. Czy Luan naprawdę nie wiedział? Czy to Yavi i jego banda wykorzystali okazję, a może... to była jego wina, bo spuścił Jakuba z oczu w kluczowym momencie? Wściekłość wróciła, ale teraz była skierowana tylko na jedną osobę: na siebie.
Idź do oryginalnego materiału