Dosyć tego januszowania!

4 tygodni temu
Menu

W życiu trzeba sobie odpowiedzieć jedno zaje&*cie ważne pytanie. Co lubię robić i zacząć to robić. To ma sens jeżeli nie jesteś Tutsi ani Hutu i nie masz rodziny na utrzymaniu. W 4 klasie liceum jeszcze nie miałem i nie wiedziałem co mam robić. Wiedziałem co lubię, ale nie było takiego kierunku studiów xD.

Po 4 latach intensywnych przygód w klasie wojskowej wiedziałem jedno.

Nie chcę zostać zawodowym TREPEM.

Fajna zabawa, sialiśmy postrach na korytarzach i zaniżaliśmy średnią całego liceum. Dyrektor sie wku^&ał ale dostawał hajs z MSWiA więc siedział cicho.

Było milusio. Piątkowe manewry zamiast wegetowania w ławkach. Do tego koszary, poligon, marsze na orientacje, strzelanie z kałacha, paintball, mundury, jeżdżenie na pace STARA (pozdro MISIEQ!) xD.

Piękne chwile ale zalanie ambicji wojskowym betonem w wieku 18 lat nie wchodziło w grę. Widziałem jak to funkcjonuje.

W tym czasie dzięki literaturze XX wieku odzyskałem euforia z czytania.

Trafiłem na Miasto Utrapienia Pilcha – książka o gościu który po dźwięku odgadywał PINY do bankomatów. Czytając to poczułem, iż może to być moje miasto. No i Legia i to nie cudzoziemska.

Kasztany zakwitły, było błogo ale trzeba było podjąć decyzję.

Któregoś pięknego dnia dla beki wpisałem w wyszukiwarkę:

Ambasador Studia Warszawa

i tak trafiłem na Psychologię Międzykulturową xD.

Pierwszy rok studiów jeszcze jako tako pamiętam.

Z kolektywu wojskowego trafiłem w ekstremalny indywidualizm.

Przeżyłem swój pierwszy szok kulturowy.

Czułem się wyalienowany, brakowało mi ziomków. To był inny świat. Nie pasowałem tam. Bananowe dzieci nie kumały moich żartów xD.

Drugi i trzeci rok zlał się już w jedną nudną jak flaki z olejem całość.

Robiłem jakieś durne badania wymyślane na siłę, później obliczanie statystyk. Masakra.

Pod koniec 3 roku załapałem, iż wielokulturowości w Polsce nie ma i keto chlebka z tego nie będzie.

Praca w ośrodku dla uchodźców nie wchodziła w grę. Mimo iż znajomi zachwalal i mówili jakie to szlachetne.

Wykonałem wtedy pierwszy karierowy PIVOT i PRZESŁICZOWAŁEM się na psychologię sportu i biznesu.

Mniej ludzi z dredami, większe emocje i perspektywy. Jakaś bardziej realna wizja zarabiania w przyszłości.

W dzień chodziłem na zajęcia, a po nocach stałem za barem i poznawałem różnych wykręconych ludzi. Bo barman to przecież jak psycholog xD

Na czwartym roku zacząłem szukać stażu już tak na serio żeby się gdzieś zahaczyć na poważnie.

Przygotowałem europass CV i zacząłem rozsyłać.

W biurze karier pojawiła się oferta z firmy szkoleniowej. Podjarałem się, bo mało było takich ofert. Zaaplikowałem i zapomniałem.

Po miesiącu zaprosili mnie na rozmowę.

Googluje firmę, nowoczesna jak na tamte czasy strona www. Na głównej facjata (na pół ekranu) charyzmatycznego właściciela z fryzurą lwa biznesu. Myślę sobie, iż będę miał się od kogo uczyć.

Rozmowa na 9 rano. Idę półprzytomny bo po nocnej zmianie. Nowy Świat z którego niedawno wracałem. Kolejny piękny poranek w mieście utrapienia. Ludzie klikają piny w bankomatach ale ja ich dalej nie słyszę.

Biuro mieściło się w secesyjnej kamienicy z widokiem na palmę.

Przypomniałem sobie jak pierwszy raz piłem poczwórne espresso w ogródku w SOGO nie wiedząc czego świątynią jest to miejsce xD

Dzwonię domofonem, miły głos zaprasza mnie na 3 czy 4 piętro. Wchodzę po schodach, bo nie windy, pukam do drzwi otwiera kobieta o twarzy anioła.

Zawieszam się na chwile jak Windows 98. Serce bije 140 bpm. Nogi jak z waty ale jakoś się ogarniam. Kawa, woda, sala konferencyjna.

Czekam i czekam, cierpliwość wtedy nie była moim atutem. Powoli zaczynam się wku&*ać mija 20 minut. Chcę mi się jarać bo dobra kawa lubi dym, a ja lubię jedno i drugie.

Już miałem wychodzić gdy zadrżała klamka i otworzyły się ciężkie zdobione drzwi.

To Lew Biznesu pojawił się na sawannie!

Samiec alfa który dziękuje za cierpliwość ale nigdy nie przeprasza. Jego EGO wypełniło przestrzeń szybciej niż nachalny zapach jego perfum.

Z nonszalanckim uśmiechem powitał mnie jak przystało na przyszłego ambasadora, po czym rozsiadł się w fotelu ze sztucznej skóry.

Ja siedziałem na twardym krześle.

Nie dało się ukryć iż gość panuje nie tylko nad sobą, ale też nad czasem i przestrzenią.

Papież szkoleń – myślę.

W takich chwilach rzeczywistość zwalnia. Widzisz jak drobinki kurzu rytmicznie tańczą w porannych promieniach słońca. Slow motion.

Facet tylko patrzy na mnie ale nic nie mówi. Wygląda staro jest pewnie po czterdziestce.

Uśmiech ma przyklejony do twarzy jak Ĵoker.

Czuje iż z sekundy na sekundę rozpada mi się cały układ nerwowy.

Trzeba przyznać iż mistrzowsko operuje ciszą ale w końcu ją przerywa pyta:

Dobra kawa?

Zacna – odpowiadam.

Palisz?

Palę.

Jakie palisz?

Malboro lajty.

To poczęstuj bo rzucam XD

Myślę co jest grane? Co za typ? Gdzie jest ukryta kamera?

Wygląda jak żywcem wyjęty z kreskówki. Trochę Johny Bravo, trochę Jim Carrey, trochę Buźka z drużyny A.

Wyciągam paczkę fajek z marynarki, częstuje go.

Siedzimy jaramy szlugi, rozmawiamy jak w knajpie w Krakowie. Nic się nie dzieje.

W międzyczasie kobieta o twarzy anioła przynosi wydrukowane CV i popielniczkę. Subtelnie uśmiecha się, otwiera okno i bez słowa wychodzi. Ukradkiem odprowadzam ją wzrokiem.

Jak tylko drzwi się zamykają, ALFA BOSS groźnie spogląda na mnie i rzuca:

Fajna dvpa co? Też z SWPSu.

To było pytanie retoryczne. Na szczęście nie musiałem odpowiadać.

Zgrabnie przechodzimy do wywiadu behawioralnego.

Samiec dominujący już sam wystukuje sobie malborasy z miękkiej paczki.

Zakłada drogie, modne okulary dla starych dziadów, miętosi papierosa żeby równo rozprowadzić tytoń. Uważnie czyta CV i pyta:

Jak zrobić dobre mojito?

Pytanie dobrze wchodzi bo zrobiłem MILIARD mojito.

Opisuję ze szczegółami i z pasją cały proces. Wczuwam się. Pokazuję jak potraktować miętę, mudlować. Wspominam o Angosturze żeby nadać wytrawności. Podoba mu się to.

Pyta czy umiem sprzedawać?

Opowiadam, iż mam najlepsze wyniki za barem i mam to wpisane w DNA. Nie sprzedaję tylko na komendzie xD

Śmieje się.

Rozmowa rozkręca się jak dobra impreza.

Zamawiamy kolejna kawę. Czarna bez mleka i cukru. Jak psychopaci.

Siedzę tam z nim już ponad 2 godziny.

Wyjaraliśmy prawie wszystkie papierosy. Alfa humanus teatralnie delektuje się dymem i jak Boguś Linda w PSACH mówi, iż szuka ludzi właśnie takich jak ja.

Myślę sobie z fajkami? XD

Nieszablonowych, ambitnych. Patrzy na mnie marszczy czoło i oznajmia, iż jestem przyjęty.

To już? – myślę ale jaja.

Zaczynam w czwartek od dwudniowego szkolenia z wystąpień publicznych które to on będzie prowadził. Zobaczę jego warsztat i będzie to idealne wprowadzenie dla mnie.

Staż jest oczywiście bezpłatny i o tym nie musimy dyskutować.

Kreśli przede mną wizje rozwoju kariery w jego firmie. Wizja jest fascynująca. Jaram się nią jak Snoop Dog. Myślę sobie: po co mi pieniądze? Przecież mam robotę. jeżeli tak wygląda praca w szkoleniach dla biznesu to właśnie znalazłem świętego grała! Później przecież i tak się odkuje z nawiązką.

Szkolenie z wystąpień publicznych zaczęło się punktualnie o 9. Zależało mi dlatego przyszedłem wcześniej żeby pomóc w przygotowaniach.

OSOBNIK ALFA wykorzystał akademicki kwadrans, ale jak wszedł do sali to razem z drzwiami.

Podziękował wszystkim za cierpliwość. Podziwialiśmy jak brawurowo błyszczy na salonie w którym kilka dni wcześniej paliliśmy moje malborasy.

Na początku było choćby ciekawie, ale po godzinie zacząłem się nudzić. Znowu byłem po nocnej zmianie więc trochę odpływałem.

Przerwa obiadowa która miała być błogosławieństwem okazała się przekleństwem. Wróciliśmy do zajęć a ja marzyłem tylko o drzemce. Nie mogłem usiedzieć w miejscu na twardym krześle. Nosiło mnie.

Drugiego dnia fabuła trochę się rozkręciła. Było więcej akcji – część praktyczna.

Wdrożonko!

Guru wywołał mnie na środek i kazał przemawiać. Nie bardzo mi to wychodziło więc powtarzaliśmy scenkę w nieskończoność.

Alfa rządził. Czułem się jak idiota. Dostawałem uwagi odnośnie mojego ubioru, postawy ciała. Uczestnicy powoli budzili się z letargu nie wierząc w to co się dzieje.

Facet zachowywał się jak psychol.

Z trudem powtarzałem scenkę jak małpa w cyrku aż zaczął łamać mi się głos.

Pieprzone Guantanamo!

Jestem wytrwały ale w pewnym momencie powiedziałem dość i usiadłem wk&*ony.

W innej życiowej sytuacji nie wykluczam iż ta historia potoczyłaby się inaczej xD. Zacisnąłem jednak zęby i równałem oddech.

ZEN

Czułem się poniżony. Uczestnicy zdezorientowani. Po ich twarzach widziałem iż zastanawiali się:

co tu właśnie ODJANIEPAWLIŁO??

Typ trenował służby specjalne a to była próbka jego umiejętności. Tylko jakie ma to zastosowanie w szkoleniach z wystąpień publicznych?

W poniedziałek przyszedłem na praktyki tak jak się umawialiśmy. Od%bany jak na wesele. Z własnym sprzętem: 11 calowym netbookiem i telefonem na kartę.

Szefa jeszcze nie było. Dostałem służbowego @, bazę klientów, skrypt rozmowy i rozpuszczalną kawę.

Ta z ekspresu była tylko dla zarządu i gości xD

Zacząłem to sobie analizować. Po godzinie do biura wpada boss.

Wyraźnie zmęczony weekendem. Miałem wrażenie iż to nie jest ten sam człowiek z rozmowy kwalifikacyjnej.

Chce ze mną natychmiast porozmawiać w cztery oczy.

Ma parę uwag co do mojej postawy na szkoleniu.

Nie podobało mu się to iż ziewałem, okazywałem znudzenie, iż nie mogłem usiedzieć w miejscu (mam ADHD), iż nie podporządkowałem się i go ośmieszyłem przed grupą. W grupie razem ze mną były raptem 3 osoby.

W taki oto sposób wyleciałem z pierwszego stażu już po godzinie! XD

Kilka miesięcy później na warsztatach z psychologii czegoś tam, poznałem koleżankę która też była przekonana iż znalazła świętego grala i to u tego samego króla szkoleń.

Pracowała przez 6 miesięcy za darmo (!) Prawie na full etat + szkolenia w weekendy.

Po każdym miesiącu szefu obiecywał jej umowę zlecenie ale zawsze coś stawało na przeszkodzie.

W końcu jej podziękowano bo była za mało PROAKTYWNA! Może wpadła w anemię? xD

Dłużej pracowała tam tylko kobieta o twarzy anioła bo po godzinach była również osobistą asystentką Pana prezesa.

Wtedy zrozumiałem iż moja porażka była zwycięstwem!

Firma jechała na studentach – frajerach latami.

Co nie było ewenementem w tamtym czasie, a często spotykaną praktyką na rynku.

Trzeba przecież trzeba udowodnić swoją przydatność organizacji!

Jedno jest pewne JANUSZEXY mogą istnieć tylko dzięki FRAJEROM.

Dopóki będziecie się zgadzać na takie traktowanie to problem będzie się pogłębiał.

Dziś dziękuję Panie Trenerze! Bez Pana ten wpis by nie powstał!

Burn in hell! YEAH XD

Idź do oryginalnego materiału