Górnicy rozpoczynają strajk głodowy. "Koniec kopalni to koniec powiatu"

6 godzin temu
Zdjęcie: Polsat News


Sytuacja wokół kopalni węgla kamiennego LW Bogdanka na Lubelszczyźnie, określanej mianem najbardziej rentownej kompanii w Polsce, zaognia się. Na dziś górnicy zapowiedzieli protest głodowy w obronie kopalni. Obawiają się stopniowego jej wygaszania, bo właściciel - energetyczna spółka Enea - chce odchodzić od węgla. Niedawno ogłosił też swoje plany co do zmiany statutu Bogdanki, które zostały odebrane jako zamach na niezależność kopalni. Z górnikami ramię w ramię stoją lokalne władze, podkreślając, iż Lubelszczyzna to nie Śląsk - a nieprzemyślane zamknięcie Bogdanki oznaczać będzie degradację lokalnej społeczności. "Nikt z nami nie rozmawia" - mówią.


Kopalnia węgla kamiennego LW Bogdanka walczy o swoją niezależność i możliwość dłuższego wydobywania surowca;Właściciel kopalni, Enea, na 28 stycznia planował nadzwyczajne zgromadzenie, podczas którego miały być poddane pod głosowanie zmiany w statucie Bogdanki - górnicy odczytywali je jako zamach na autonomię ich zakładu;Do walnego nie dojdzie po interwencji poselskiej, ale górnicy i tak zapowiadają protest głodowy; ma on się rozpocząć 16 stycznia;Górników w ich walce popiera samorząd. "Bez kopalni staniemy się miastem, z którego będą uciekać ludzie" - mówi burmistrz Łęcznej, apelując do decydentów o podjęcie dialogu;"Tam, gdzie ma miejsce dialog, można przeprowadzić najtrudniejsze reformy" - uważa Janusz Steinhoff, były minister gospodarki i wicepremier w rządzie Jerzego Buzka.Reklama
Wszystko zaczęło się od lakonicznego pisma Enei z 16 grudnia, adresowanego do zarządu Lubelskiego Węgla Bogdanka. Enea, która jest właścicielem 64,91 proc. akcji, wnosiła w nim o zwołanie na dzień 28 stycznia nadzwyczajnego walnego zgromadzenia akcjonariuszy (NWZA) Bogdanki i umieszczenie w porządku obrad tego zgromadzenia punktu dotyczącego podjęcia uchwały o zmianie statutu Bogdanki. Projekt stosownej uchwały i jego uzasadnienie - wskazujący na plany przeniesienia ośrodka decyzyjnego do pionów zarządczych Enei - wywołał niepokój wśród górników.


Będzie protest głodowy w Bogdance. "Nie pasujemy do planów transformacji"


Na razie górnicy wygrali bitwę. W trakcie spotkania z parlamentarzystami różnych opcji w poniedziałek 13 stycznia nadeszła wiadomość, iż NWZA Bogdanki zostaje odwołane. To jednak nie zmienia planów o rozpoczęciu strajku głodowego, o którym lokalne media poinformował kilka dni temu przewodniczący Związku Zawodowego "Przeróbka" w LW Bogdanka, Jarosław Niemiec. Protest ma rozpocząć się 16 stycznia.


- Protest głodowy zaplanowany na 16 stycznia odbędzie się - potwierdza w rozmowie z Interią Jarosław Niemiec. - Nadzwyczajne walne zgromadzenie akcjonariuszy Bogdanki zostało odwołane pod presją tego, iż spotkaliśmy się w poniedziałek 13 stycznia z parlamentarzystami Ziemi Lubelskiej ze wszystkich partii, z którymi rozmawialiśmy o tym, iż plany dotyczące Bogdanki - najlepszej kopalni w Polsce, dochodowej, w oparciu o którą można budować stabilną energetykę - są absurdalne. W trakcie tego spotkania przyszła wiadomość o odwołaniu walnego, ale doświadczenie uczy nas, iż takie decyzje są podejmowane pod naciskiem chwili. Kiedy pojawia się forma protestu, to czynniki decyzyjne grają na zwłokę, a kiedy sprawa przycicha, to od nowa dzieje się to samo.
- Bogdanka nie pasuje do planów transformacji, bo sytuacja w spółce jest stabilna, a więc decydenci chcą zrobić wszystko, żeby kopalnia nie była taka rentowna, bo wtedy będzie można ją łatwo zlikwidować - uważa przewodniczący Związku Zawodowego "Przeróbka". - o ile większościowy udziałowiec chce przejąć kontrolę nad niezależną spółką giełdową, to robi to po to, by ją maksymalnie wydrenować ekonomicznie, a potem sprzedać. Tymczasem sposobów, jak skutecznie wykorzystać Bogdankę dla bezpieczeństwa polskiej energetyki, jest wiele. My jednak jeszcze przez długi czas będziemy opierać się na energetyce węglowej; ktoś w końcu zorientuje się, iż nie mamy na tyle gazu, by robić z niego paliwo przejściowe dla Polski. To nie jest tak, iż z gazem i OZE przejdziemy sobie bezproblemowo w nową erę - różne opracowania wskazują, iż transformacja w Polsce, aby była przeprowadzona w sposób nie zagrażający stabilności krajowej energetyki, musi potrwać. Analizy pokazują też, iż w ramach grupy Enea moglibyśmy sprzedawać węgiel na rynkach światowych. Ale też nie wszystko robi się dla zysku - ważne są przecież także kwestie bezpieczeństwa. jeżeli potrzeba dłużej dofinansowywać rynek mocy, to róbmy to. W kontekście kopalni ważne jest też to, byśmy mogli spokojnie planować naszą działalność w sposób długofalowy.


Bogdanka wyróżnia się na tle polskich kopalń - z kilku powodów


Na czym polega fenomen Bogdanki? Tłumaczy nam to Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka, który odpowiedzialny był za reformę polskiego górnictwa w latach 1997-2001. - Bogdanka jest najlepszą polską kopalnią węgla kamiennego z dobrymi wynikami, konkurencyjną w stosunku do kopalń górnośląskich, które mają złe warunki górniczo-geologiczne i w konsekwencji gorsze wyniki ekonomiczne. Wydajność pracy w kopalniach śląskich stanowi jedną trzecią wydajności pracy w Bogdance, a to ma znaczenie dla rentowności: w górnictwie 60 proc. kosztów to koszty osobowe - mówi.
- Moim zdaniem Bogdanka powinna funkcjonować dopóty, dopóki będzie miała zbyt na węgiel, a ten stan rzeczy może utrzymać się przez wiele lat, bo węgiel z Bogdanki powinien być w warunkach normalnie funkcjonującego, konkurencyjnego rynku atrakcyjny cenowo - a tak, niestety, nie jest w efekcie jego zniekształcenia poprzez dotowanie wydobycia w niektórych kopalniach - wskazuje Janusz Steinhoff. - Ofiarami tej sytuacji są kopalnie pozbawione dotacji, takie jak Bogdanka czy prywatna kopalnia Silesia na Śląsku.


Ale Bogdanka, jak przekonuje nas burmistrz Łęcznej Leszek Włodarski, to coś więcej niż parametry wydobywanego surowca i wyniki finansowe. To właśnie koło Łęcznej - 17,5-tysięcznego miasta na Wyżynie Lubelskiej - znajduje się wieś Bogdanka, w której swoją siedzibę ma kopalnia.
- Tej kopalni zawdzięczamy swój rozwój - mówi samorządowiec. - W latach 70. nasze miasto liczyło kilka ponad 2 tysiące mieszkańców; w tej chwili jest to ponad 20 tysięcy. Podobnie swój rozwój kopalni zawdzięczają nasi mieszkańcy, których duża część jest pracownikami LW Bogdanka. Sam zakład zatrudnia 8 tys. osób, a biorąc pod uwagę różne spółki pracujące na jego rzecz, można powiedzieć, iż mieszkańcy Łęcznej stanowią większość osób, którym Bogdanka daje pracę.
- Władze samorządowe i związkowcy mówią tutaj wspólnym głosem - podkreśla burmistrz. - Chodzi głównie o nasz powiat i gminy powiatu łęczyńskiego - Puchaczów, Ludwin, Cyców - większość mieszkańców tych gmin to osoby związane z kopalnią. Wspólnie podejmujemy więc działania. Największym inicjatorem tych działań są oczywiście związki zawodowe. Chcemy doprowadzić do tego, aby odchodzenie od węgla - które jest nieuniknione i mamy tego świadomość - odbywało się w sposób uczciwy i sprawiedliwy, z poszanowaniem lokalnych potrzeb, i było rozłożone w czasie. My pewne pomysły na przyszłość mamy, tylko potrzebujemy czasu w to, żeby przygotować się do ich wdrożenia.


Związkowcy i samorząd: Niech decydenci zaczną z nami rozmawiać


Jakie są więc postulaty związkowców i samorządu?
- Nasz pierwszy postulat to dialog z decydentami. W tej chwili tego dialogu nie ma, nie spotkali się z nami choćby ludzie z Ministerstwa Aktywów Państwowych - mówi Jarosław Niemiec ze Związku Zawodowego "Przeróbka".
- Drugi postulat to zachowanie miejsc pracy w regionie, który jest monokulturą przemysłową. 20 proc. mieszkańców powiatu łęczyńskiego pracuje w naszym zakładzie pracy, to jakieś 8 tys. osób. Z kolei od każdego z tych stanowisk zależy ok. 4 innych miejsc pracy w regionie. jeżeli Bogdanka będzie zwijana, pracę straci nie tylko 8 tys. osób zatrudnionych w zakładzie. Kiedy górnicy przestaną osiągać godziwy dochód, uderzy to w lokalne usługi i handel, skutkując powolnym wymieraniem regionu. 30 tys. osób może wyemigrować.


- Trzeci postulat jest następujący: jeżeli dojdzie do konieczności redukcji miejsc pracy w przemyśle w naszym regionie (bo jednak ta transformacja będzie przebiegać), to ta redukcja musi odbyć się zgodnie z zasadami sprawiedliwej transformacji. Musimy odtwarzać miejsca pracy na podobnym standardzie i to jest warunek sine qua non - ale żeby to zrobić, potrzebne jest nam państwo jako gwarant tego, iż zadba o nasz region, także w kwestii infrastruktury. Tymczasem my w Łęcznej w tej chwili nie mamy żadnej linii kolejowej - i dwie drogi, z których być może jedną dałby radę przejechać TIR. O ile na Śląsku ludzie mogą choćby nie zauważyć likwidacji kopalni, bo istnieje tam też inny przemysł i działają różne korporacje, to sytuacja na Lubelszczyźnie jest zupełnie inna z uwagi na historyczne zaszłości.


Burmistrz Łęcznej: Dajcie nam czas


Burmistrz Łęcznej Leszek Włodarski potwierdza, iż oddziaływanie Bogdanki ma wymiar regionalny i wpływa na miasta takie, jak Lublin czy Chełm. - To jest bardzo dobry pracodawca, jeżeli chodzi o wynagrodzenia - uposażenia pracowników wracają do kas samorządów w postaci podatków. To też opłaty eksploatacyjne, podatki od budowli - a dla nas także podatek od osób fizycznych, od mieszkańców Łęcznej będących pracownikami kopalni. My akurat jako gmina opłat eksploatacyjnych nie pobieramy, te są odprowadzane na terenie innych gmin, ale pracownicy kopalni rozliczają u nas PIT. To się przekłada na rozwój miasta, na naszą politykę mieszkaniową, na dogodne warunki do życia. Obawiamy się, iż bez kopalni staniemy się miastem, z którego będą uciekać nie tylko młodzi ludzie w poszukiwaniu lepszej pracy czy mieszkań, ale też rdzenni mieszkańcy.
- Mamy też obawy, iż Bogdanki nie zastąpią inne zakłady - dodaje burmistrz. - Potencjał kopalni jest ogromny. W przeciwieństwie do śląskich zakładów, jest ona ekonomicznie opłacalna, a wydobycie węgla jest tanie w porównaniu z eksploatacją śląskich pokładów. Tego węgla mamy też na kolejne dziesięciolecia, w zależności od tego, czy Bogdanka uzyska koncesję - nie mówimy tutaj tylko o perspektywie 2049 r., ale dalszej. Wszystko zależy od tego, czy dostaniemy szansę.


Rok 2049 to data wskazana w umowie społecznej z górnikami - podpisanej przez rząd Zjednoczonej Prawicy w 2021 r. - jako termin, kiedy miałoby nastąpić ostateczne zamknięcie kopalni węgla w Polsce (w myśl tej umowy, ostatnimi zamykanymi kopalniami miały być m.in. Chwałowice i Jankowice, kopalnia Sobieski i Janina, a także Bogdanka). Zegar więc tyka i tak - ale Leszek Włodarski przekonuje, iż w regionie istnieje świadomość, iż trzeba będzie niejako "wymyślić się na nowo". Górnicy i samorządowcy chcą jednak, by dać im na to więcej czasu.
- To nie jest tak, iż my nie podejmujemy żadnych działań; próbowaliśmy, jak regiony śląskie, uzyskać środki unijne na transformację, ale region lubelski został w tym rozdaniu pominięty. Mimo to myślimy o tworzeniu nowych miejsc pracy, o powstaniu specjalnej strefy ekonomicznej na terenie naszej gminy w perspektywie kadencji. Dlatego potrzebny jest nam czas.


Czas ten wydaje się kurczyć, jeżeli spojrzeć na plany większościowego akcjonariusza Bogdanki. Enea, państwowy kolos energetyczny, jak inne spółki z tego sektora, stawia na zwrot w kierunku zielonej energii.
- Enea, główny akcjonariusz Bogdanki, dramatycznie schodzi z ilości węgla, którego będzie potrzebowaał dla swoich elektrowni - z ok. 8,5 mln ton w 2024 r. do 4,5 mln ton w 2030 r. i 2 mln ton w 2035 r., podczas gdy kopalnia może wydobywać 10 mln ton rocznie - mówi Leszek Włodarski. - Ale związki podnoszą też, iż węgiel wydobywany przez nas nie musi być wykorzystywany tylko na potrzeby Enei - może być dystrybuowany.


Pisma w sprawie Bogdanki pozostają bez odpowiedzi


To wszystko wymaga jednak uzgodnień i dialogu na wyższym szczeblu, przekonuje samorządowiec.
- Spotkanie ze związkami zawodowymi i parlamentarzystami 13 stycznia było podyktowane zmianami w statucie Bogdanki, które miały być przedmiotem obrad na walnym 28 stycznia. Na skutek tych zmian decyzje zapadające dotychczas w Bogdance byłyby podejmowane na poziomie centralnym, w Poznaniu. Głos kopalni nie byłby słyszalny i stałaby się ona mniej niezależna. Na szczęście w trakcie spotkania pojawiła się informacja - przyjęta zresztą owacjami - iż NWZA zostaje odwołane po interwencji posła ziemi łęczyńskiej, Krzysztofa Bojarskiego. Cieszymy się, iż mamy teraz parlamentarzystów z naszego regionu, którzy angażują się w naszą sprawę - oprócz pana Bojarskiego jest wśród nich pani Marta Wcisło, w tej chwili eurodeputowana. Oczekujemy jednak większego dialogu na poziomie rządowym.
- Od kilku miesięcy my, samorządowcy, spotykamy się ze związkami zawodowymi i kierujemy pisma do osób decyzyjnych: premiera, ministra aktywów państwowych, prezesa Enei, z prośbą o rozmowy. Nie artykułujemy przy tym żadnych oczekiwań, chcemy tylko, żeby zaproszono nas do wspólnego stołu. Już dwukrotnie podpisywałem się pod takim pismem, ostatnio w grudniu 2024 r., adresowanym do parlamentarzystów i osób w rządzie. Do dziś nie dostaliśmy jednak odpowiedzi. Najwidoczniej nikt nie chce dialogu. Mamy świadomość, iż to trudne rozmowy, jednak bez tych rozmów będą narastać różne niepokoje wśród lokalnej społeczności, krążyć będą półprawdy, a to niczemu nie służy - konkluduje włodarz Łęcznej.


Były minister gospodarki apeluje do rządu. Potrzebna odwaga w rozmowach z górnikami


Janusz Steinhoff, były wicepremier w rządzie Jerzego Buzka, też apeluje o dialog. - Z wielką przykrością stwierdzam, iż kolejne rządy nie chcą podejmować poważnych rozmów o restrukturyzacji górnictwa. Tymczasem z partnerami społecznymi trzeba rozmawiać, przekonywać ich do uwarunkowań ekonomicznych, ale też - co jest rolą administracji państwowej - uwzględniać konieczne rozwiązania problemów społecznych.
- Przykładem, jak należy to robić, mogą być działania restrukturyzacyjne w branży górniczej za rządu Jerzego Buzka: w cztery lata z pracy w tym sektorze odeszło ponad 100 tysięcy ludzi, co stworzyło warunki do likwidacji całkowitej trzynastu kopalń i częściowej dziesięciu. Wszyscy górnicy odeszli z kopalń dobrowolnie, wykorzystując zaproponowane działania osłonowe - przypomina. - Pomimo rozległych skutków restrukturyzacji, średni poziom bezrobocia na Śląsku był wtedy o 2 punkty proc. niższy niż średnia krajowa. Tworzono tam miejsca pracy - tak powinno się to odbywać także teraz.


BOGDANKA


23,0200


0,2400


1,05%


akt.: 15.01.2025, 17:51


Otwarcie
22,8000


Max
23,3800


Min
22,7800


Kurs odniesienia
22,7800


Suma wolumenu
20 964


Suma obrotów
481 089,6400


Widełki dolne
20,5200


Widełki górne
25,0800


Zobacz również:


INTERAOLT


MEDICALG


COALENERG


Wyszukaj inne


Aby wyszukać rozpocznij wpisywanie nazwy waloru


Janusz Steinhoff podkreśla, iż musi być pomysł na to, jak zrestrukturyzować Bogdankę z uwzględnieniem specyfiki regionu i faktu, iż panuje tam w zasadzie monokultura. - Podobny problem dotyczy też np. Bełchatowa (oczywiście, tam mówimy o węglu brunatnym). Te procesy muszą być zaplanowane z uwzględnieniem narzędzi, które będą przynajmniej częściowo niwelować negatywne skutki nieuchronnej przecież transformacji.
- To jednak wymaga odwagi i odpowiedzialności ze strony rządzących i dystansu do ogarniającego nas w coraz większym stopniu populizmu - zauważa. - Tymczasem mam wrażenie, iż związkowcy są traktowani przedmiotowo. Górnicy mają rację, kiedy mówią, iż nikt z nimi nie rozmawia poważnie. W kolejnych kampaniach wyborczych politycy nagminnie obiecują gruszki na wierzbie, a potem przychodzi zderzenie z rzeczywistością polityczną i ekonomiczną. Apelowałbym więc o odpowiedzialność. Doświadczenia pokazują, iż tam, gdzie ma miejsce dialog, gdzie negocjuje się między innymi mechanizmy osłonowe, można przeprowadzić najtrudniejsze reformy i przekazać partnerom społecznym choćby trudną do przyjęcia prawdę. Dowiedliśmy tego w przeszłości. Mamy więc doświadczenia w tym względzie, nie trzeba wyważać otwartych drzwi. Na początku lat 90. w górnictwie pracowało przecież ponad 400 tys. ludzi, a teraz pracuje ich 70 tys.


- Musi jednak znaleźć się przedstawiciel administracji, który będzie miał odwagę rozmawiać z górnikami i stawiać sprawę poważnie. Związkowcy nie bez racji podnoszą, iż nie mają często poważnego partnera po stronie rządowej, a jeżeli już ktoś się pojawia, to odnoszą oni nie bez powodu wrażenie, iż jego kompetencje są nieadekwatne do skali problemów do rozwiązania - podsumowuje były wicepremier.
Katarzyna Dybińska
Idź do oryginalnego materiału