Podobno do sprzątania i dbania o budynki i ich otoczenie lepiej zatrudnić firmę zewnętrzną. Skutek? Niższa jakość, niekoniecznie taniej, za to w cenie usługi jest zysk pośrednika. Człowieka, który załatwi z prezesem, iż to on dostanie ten kontrakt. Dlaczego prezes tak woli?
Domyślcie się. Wśród wielu niejasnych powodów jest jeden bardzo jasny: mieszkanie. WSBM Chomiczówka zatrudniała ok. 100 gospodarzy na przestrzeni ostatnich lat, w tej chwili jest ich ok. 30. Wszyscy gospodarze otrzymali mieszkania z zasobów spółdzielni, za które uiszczali czynsz – nieco wyższy jako nieczłonkowie spółdzielni.
Mieszkania te były do generalnego remontu, który wykonywali we własnym zakresie. Teraz rozpoczął się proces stopniowego podnoszenia czynszów naliczanych dozorcom, aż do ceny rynkowej. Spółdzielnia wie, iż płaci tym ludziom za mało, żeby mogli oni płacić tak dużo za wynajem mieszkań, które przydzielono im jako służbowe i które remontowali na własny koszt.
I o to chodzi, by ich teraz wyeksmitować, a mieszkania sprzedać z zyskiem. Część tych dozorców i dozorczyń jest już na emeryturze. Emerytury są jeszcze niższe niż płace, więc nie będą mogli nic wynająć. Ta polityka skazuje tych steranych ciężką fizyczną pracą na bezdomność.
Jak to jest, iż system, który daje do wyboru setki rodzajów dezodorantów nie gwarantuje większości obywateli dostępu do leczenia czy mieszkania? Dlaczego rynek, który ponoć najlepiej rozmieszcza zasoby nie zapobiega masowej śmierci głodowej?
— Piotr Ikonowicz (@PiotrIkonowicz1) November 19, 2023
Dozorcy i dozorczynie żyją w strachu. Ustalenia o podnoszeniu czynszów zapadają za ich plecami, a zarząd przekazuje im niejasne komunikaty. Okazało się, iż każdy zarabia inną stawkę, choć obowiązki pozostają takie same. Ustalili, iż taki dozorca im większy teren ma do sprzątania, tym jego wynagrodzenie jest mniejsze. Dodatkowo wyszło na jaw, iż zarząd spółdzielni oszukiwał pracowników, kombinując w kwestii umów, aby płacić im wynagrodzenie poniżej najniższej krajowej.
Zmniejszano etat na umowie, przez co pracownik nie otrzymywał podwyżki wynagrodzenia, mimo iż jego obowiązki, czas pracy oraz wielkość terenu do sprzątania pozostawały bez zmian. Żaden z zatrudnionych nie zgłosił powyższych niejasności i oszustw ze strachu przed utratą pracy oraz dachu nad głową. Porównali swoje stawki ze stawkami w innych spółdzielniach na terenie Warszawy i okazało się, iż mają znacznie niższe. Jednym słowem, zorganizowali się i walczą. Zwrócili się o pomoc do Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej. Zrobimy, co w naszej mocy.
A co do tego, kto jest „reliktem”, należy zauważyć, iż spółdzielnia jest wielotysięcznym molochem, w którym demokracja spółdzielcza jest niemożliwa, bo walne zgromadzenie trzeba dzielić na siedem odrębnych zebrań. Daje to zarządowi nieograniczone pole do manipulacji.