Ile musisz pracować, żeby kupić mieszkanie? [WYLICZENIA]

4 godzin temu
Zdjęcie: fot. Jens Neumann/Pixabay


Ile pensji musieliby odłożyć mieszkańcy największych polskich miast, aby zarobić na mieszkanie? Wyliczenia, które to pokazują, nie napawają optymizmem. W najgorszej sytuacji są mieszkańcy Warszawy. Nic więc dziwnego, iż kupujących jest mniej. "Ratunkiem byłoby zwiększenie oferty mieszkaniowej" - informuje wtorkowa "Rzeczpospolita".


Z danych serwisu RynekPierwotny.pl dla "Rz" wynika, iż osobom zarabiającym przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw (w sierpniu było to niespełna 8190 zł brutto) zarobienie na nowe mieszkanie średniej wielkości zajęłoby dziewięć lat.

"Rzecz jasna, jest to okres umowny. W praktyce oszczędzanie na mieszkanie trwałoby o wiele dłużej, bo nikt nie jest w stanie odkładać całej swojej pensji. Nie wiadomo też, jak w przyszłości będą rosły ceny mieszkań, a jak wynagrodzenia" - zaznaczył cytowany przez dziennik Marek Wielgo, analityk serwisu.

Warszawa, Kraków, Gdańsk

Portal porównał przeciętną płacę brutto w sektorze przedsiębiorstw ze średnią ceną nowego 55-metrowego mieszkania. W sierpniu br. przeciętna cena lokalu o powierzchni 55 m kw. w ofercie deweloperów w Warszawie stanowiła równowartość 92 miesięcznych wynagrodzeń brutto. W sierpniu ub.r. było to 88 średnich pensji, a w 2022 r. – 84 - podała "Rz".

W Krakowie średnia cena takiego lokalu to równowartość 84 pensji, tyle samo, ile w 2023 r., ale w 2022 r. wystarczyło 75 miesięcznych wynagrodzeń.

W Gdańsku średnia cena to odpowiednik 78 przeciętnych pensji (w 2023 r. – 76, a w 2022 r. – 73).

"Siła nabywcza klientów skurczyła się we wszystkich metropoliach. W najgorszej sytuacji są mieszkańcy Warszawy" – podkreślił ekspert.

Mniej kupujących

Coraz wyższe ceny mieszkań (w ubiegłym roku rynek nieruchomości rozgrzał program „Bezpieczny kredyt 2 proc.”) wpłynęły na spadek popytu - zauważa "Rz". Kupujących jest mniej. Część klientów czeka na program tanich kredytów „Na start”.

Czy Polacy są skazani na drogie mieszkania? - stawia pytanie gazeta, po czym wyjaśnia: na podaż bezpośredni wpływ ma dostępność gruntów budowlanych, a ta jest dziś mocno ograniczona, co jest efektem problemów z planami zagospodarowania przestrzennego, kwestii prawnych, własnościowych i reprywatyzacyjnych.

"Na poprawę dostępności mieszkań w największych metropoliach raczej nie liczy Wielgo. Według eksperta ceny osiągnęły poziom, który stawia wielu przed wyborem: najem mieszkania w lokalizacji, w której zakup wymarzonego lokum jest poza ich zasięgiem finansowym, albo przeprowadzka do którejś z miejscowości okalających metropolię" - podaje dziennik.

PAP

Idź do oryginalnego materiału