
Nikon Gawryluk
Spis treści
ZSK 3/2025
Zielone kwalifikacje przyszłości: dlaczego kompetencje z obszaru zrównoważonego rozwoju są najważniejsze dla energetyki w Polsce?

Jednym z zadań związanych z aktualizacją Sektorowej Ramy Kwalifikacji dla Energetyki było wskazanie zielonych kompetencji funkcjonujących w sektorze. Na pozór proste zadanie pokazało, iż nie tylko sama definicja zielonych kompetencji wciąż budzi skrajne emocje, ale również to, które branżowe umiejętności faktycznie można do nich zaliczyć.
Zielone kompetencje – dlaczego warto pytać „jak” i „po co”, zanim uznamy coś za ekologiczne
O zielonych kompetencjach mówi się dziś niemal w każdym sektorze. Mają być kluczem do przyspieszenia transformacji energetycznej, przepustką do dotacji i gwarancją zatrudnienia w zawodach przyszłości. Ale im częściej posługuję się tym pojęciem, tym wyraźniej widzę jego niejednoznaczność. „Zielone” brzmi jak etykieta jakości – sugeruje, iż dana umiejętność z definicji służy środowisku. Tymczasem w praktyce wiele z nich wymaga znajomości złożonych konstrukcji technologicznych lub organizacyjnych, których wpływ środowiskowy nie zawsze da się łatwo ocenić. Zacząłem więc zadawać trzy pytania: Po co dana kompetencja powstała? Jak jest wykorzystywana na co dzień? Dla kogo generuje korzyści, a dla kogo koszty? Odpowiedzi prowadzą do nieoczywistych wniosków – i kilku niepokojących paradoksów.
Zielona energia, szary rachunek
Weźmy przykład instalatorów systemów fotowoltaicznych. W powszechnym rozumieniu – klasyczna zielona kompetencja. Ale kiedy spojrzymy szerzej, pojawiają się wątpliwości. Produkcja modułów słonecznych wymaga dużych nakładów energii, surowców ziem rzadkich i długiego łańcucha logistycznego. Recykling tych urządzeń po 25 latach użytkowania wciąż jest nieefektywny i rzadko realizowany.
Czy w takim razie sama umiejętność ich montażu jest „zielona”? Moim zdaniem – tylko wtedy, gdy towarzyszy jej świadomość pełnego cyklu życia produktu. Zielony specjalista nie tylko przykręca śruby i podłącza falowniki. Umie ocenić, czy inwestycja ma uzasadnienie energetyczne, potrafi zaplanować serwis i zadbać o to, by instalacja realnie minimalizowała emisję, a nie jedynie poprawiała estetykę dachu.
To pokazuje, iż kompetencje techniczne bez refleksji mogą być tylko pozornie zielone. Zieloność zaczyna się tam, gdzie kończy się schemat i zaczyna analiza.
Zielona logistyka, czyli optymalizacja bez złudzeń
Inny przykład to kompetencje w logistyce. Firmy inwestują w systemy planowania tras, szkolenia z ekojazdy i wymianę flot na pojazdy elektryczne. Specjaliści zdobywają nowe kwalifikacje, ale czy rzeczywiście zmieniają one coś dla środowiska?
Odpowiedź zależy od tego, jak te umiejętności są wykorzystywane. jeżeli optymalizacja oznacza redukcję pustych przebiegów, lepsze wykorzystanie pojazdów i integrację tras różnych klientów – mamy do czynienia z realnym ograniczeniem śladu węglowego. Ale jeżeli narzędzia te służą jedynie temu, by szybciej dowieźć więcej paczek w rozproszonym ruchu, końcowy bilans emisji może choćby wzrosnąć.
Dlatego potrzebujemy specjalistów, którzy potrafią spojrzeć szerzej: uwzględnić zużycie energii w magazynach, rotację opakowań, wpływ na ruch miejski. Zielone kompetencje w logistyce to nie tylko znajomość narzędzi, ale też umiejętność projektowania procesów, które są jednocześnie efektywne i mniej emisyjne. Co ważne – zwykle idzie za tym również oszczędność kosztowa, co dla wielu firm bywa silniejszym motywatorem niż sama ekologia.
Zieloność to proces, nie etykieta
Zielone kompetencje to nie lista narzędzi, ale postawa refleksyjna. Wymagają odwagi, by zadawać pytania tam, gdzie wygodniej byłoby milczeć. By oceniać nie tylko efekt wizualny, ale też rzeczywisty wpływ środowiskowy. By czasem powiedzieć: „ta technologia nie powinna być tu zastosowana”, mimo iż na papierze wygląda dobrze.
Dlatego aktualizacja sektorowych ram kwalifikacji w obszarze energetyki była nie tylko technicznym zadaniem, ale też okazją do dyskusji o tym, czym w ogóle jest zieloność. Czy mieści się ona w pojedynczym certyfikacie? Czy raczej w decyzjach podejmowanych codziennie – w projekcie, na budowie, przy stole negocjacyjnym?
Jeśli chcemy poważnie zajmować się zieloną transformacją, musimy przestać traktować kompetencje jako zbiory haseł. Zacznijmy o nich mówić jako o umiejętnościach krytycznego równoważenia pomiędzy tym, co możliwe, a tym, co potrzebne.
To nie tylko kwestia definicji. To kompetencja sama w sobie i jedna z tych, które będą najbardziej potrzebne w nadchodzących latach.
Zielona transformacja zaczyna się od kabla w ziemi
W całym tym dyskursie o zielonych kompetencjach łatwo zapomnieć, iż na końcu zawsze ktoś musi wyjść na zewnątrz, otworzyć studzienkę, podłączyć przewód, dokonać pomiaru i podpisać protokół. To nie są spektakularne działania. Nie będzie o nich mowy na slajdzie „wizja 2050” ani w wydanym na błyszczącym papierze raporcie ESG. A jednak bez tej konkretnej pracy nic nie działa – ani magazyn ciepła, ani pompa, ani odzysk z chłodni kominowej. Zielone kompetencje nie zaczynają się w PowerPoincie. Zaczynają się tam, gdzie ktoś wie, jak bezpiecznie dobrać średnicę rury do temperatury zasilania i jak rozmawiać z operatorem sieci, żeby nie wstrzymał przyłącza przez brak pieczątki. I może właśnie dlatego ta zielona zmiana idzie tak wolno, bo wymaga kompetencji, które są ciche, nieefektowne i… absolutnie kluczowe.
#FunduszeUE