Kolej na historię: Radomski protest i szosa E-7

1 tydzień temu

Czerwony Radom pamiętam siny / Jak zbite pałką ludzkie plecy / Szosę E7 na dworcach gliny / Jakieś pieniądze jakieś adresy

Strach w ludzkich oczach upokorzenie/ W spotniałych palcach świstki wyroków / Pamięć odbitą na ścieżkach zdrowia / Listy z więzienia lekarz adwokat…

To fragment „Ballady o szosie E-7” Jana Krzysztofa Kelusa, utworu dobrze znanego w kręgach opozycji, który powstał po radomskich wydarzeniach czerwca 1976 roku. Wówczas miał miejsce kolejny konflikt między ówczesną władzą a robotnikami. Doszło do starć na ulicach. Dwadzieścia tysięcy, czyli ponad jedna czwarta mieszkańców Radomia odważyła się stanąć naprzeciw milicji i ZOMO. Bunt został stłumiony siłą, a następnego dnia władze zwołały wiec poparcia, na którym publicznie odczytano pracowniczą samokrytykę.

Wówczas w oficjalnej publicznej narracji pojawiło się określenie „warchoły” w odniesieniu do robotników z Radomia, Ursusa i Płocka, którzy zbuntowali się przeciw podwyżkom cen artykułów żywnościowych. Pisano o „chuligańskich wybrykach”, a tych, którzy pomagali robotnikom nazwano „wichrzycielami”. To właśnie wydarzenia z 1976 roku sprawiły, iż po raz pierwszy w PRL inteligencja opowiedziała się po stronie strajkujących. Wcześniej, zwłaszcza na Wybrzeżu władza sprytnie przeciwstawiała robotników inteligencji. W marcu 1968 roku protestowało tam około dwudziestu tysięcy osób, głównie studentów, jednak bez robotniczego poparcia. Dwa lata później, podczas grudniowych wydarzeń z 1970 roku studenci nie poparli robotników. Co więc stało się w Radomiu i kilku innych polskich miastach w czerwcu 1976 roku?

Początek rządów ekipy Edwarda Gierka był spokojny. Władza chcąc uzyskać poparcie postanowiła podnieść stopę życiową społeczeństwa. Inwestowano w przemysł ciężki, sektor usługowy, mieszkaniowy i transport. Pieniądze na inwestycje pochodziły z zagranicznych kredytów. Wówczas powstała Huta Katowice, Fabryka Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej i Tychach, Port Północny, Dworzec Centralny i Trasa Łazienkowska w Warszawie. Dofinansowano również rolnictwo. Rósł eksport, ale bilans w handlu zagranicznym był ujemny. Płace wzrosły, jednak rynek nie był w stanie zwiększyć podaży, więc pojawiły się tzw. „niedobory produktów”. By ratować sytuacje w czwartek 24 czerwca 1976 roku premier Piotr Jaroszewicz wygłosił w sejmie przemówienie, w którym wskazując na wielkie osiągnięcia rządu stwierdził, iż dalsze zamrożenie cen jest zbyt dużym obciążeniem dla państwa. Przedstawił projekt podwyżki cen i zapowiedział na kolejne dwa dni tzw. konsultacje społeczne. Zaproponowano wprawdzie system rekompensat, jednak był on rażąco niesprawiedliwy, szczególnie dla osób mniej zarabiających. Konsultacje były oczywiście fikcją, gdyż stosowne wytyczne trafiły już wcześniej do wszystkich województw. Podwyżka okazała się prawdziwie drakońska co wywołało falę strajków i demonstracji ulicznych. Uczestniczyło w nich około osiemdziesięciu tysięcy osób w dziewięćdziesięciu zakładach pracy. Jako pierwsi przeciwko podwyżkom cen żywności zaprotestowali pracownicy radomskich Zakładów Metalowych. Poczuli się oszukani i wyszli na ulicę. Do Radomia dołączył Ursus, Płock i Warszawa. Doszło do strajków i starć z milicją. W Radomiu robotnicy starli się z siłami milicji oraz ZOMO i spalili budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Odpowiedź władz była brutalna. Wytypowanych sprawców demonstracji aresztowano i rozpoczęły się pokazowe procesy. Ruszyła fala bezprecedensowych represji, w tym znanych już z Wybrzeża „ścieżek zdrowia”. Było to brutalne bicie aresztowanych przez ustawionych w podwójny szpaler milicjantów i zomowców. Gdy szpaler był zbyt krótki więźniowie musieli pokonywać go kilkukrotnie. Zatrzymywano też osoby przypadkowe, które również bito urządzając im wspomniane „ścieżki zdrowia”. Znane były przypadki łamania żeber zatrzymanym. Wspomniany wcześniej Jan Krzysztof Kelus, z wykształcenia socjolog, a powołania artysta i opozycjonista regularnie nękany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa w swej balladzie opowiedział o ludziach, którzy postanowili przyjść represjonowanym robotnikom z pomocą, zarówno moralną, ale i bardzo wymierną – finansową. Łańcuch ludzi dobrej woli regularnie przyjeżdżał z Warszawy do Radomia drogą E-7 na procesy, wioząc nielegalną prasę, słowa wsparcia i pieniądze dla rodzin najbardziej doświadczonych represjami. Spontanicznie organizowano biura porad prawnych. Robotnicy mogli liczyć na pomoc finansową, medyczną i prawną. Pomoc była niezbędna, gdyż władza masowo zwalniała robotników z pracy – wystarczyło zdjęcie wykonane przez bezpiekę lub donos. Zwolnienie oznaczało pozbawienie źródeł utrzymania, gdyż zwolnieni nie mogli nigdzie znaleźć pracy. Był zakaz przyjmowania ich do zakładów państwowych, spółdzielczych, a choćby prywatnych. W tej sytuacji po raz pierwszy od 1956 roku inteligencja, robotnicy i chłopi zaczęli się jednoczyć i działać wspólnie. Te wydarzenia legły u początku powstania Komitetu Obrony Robotników.

Według danych KC PZPR 25 czerwca strajki miały miejsce w 97 zakładach na terenie całego kraju i wzięło w nich udział 55 tysięcy osób. Tego samego dnia wieczorem premier Piotr Jaroszewicz oświadczył w telewizji, iż po konsultacjach społecznych i zgłoszeniu wielu propozycji, rząd wycofał się z podwyżek. Czy był to sukces? Raczej połowiczny. Prześladowania narastały, a problem nabrzmiewał. Na kolejny protest nie trzeba było czekać zbyt długo.

Krzysztof Wieczorek

[email protected]

Idź do oryginalnego materiału