Wrócił w ostatnich dniach temat pracy i rzekomego lenistwa tzw. młodego pokolenia. Mało tematów rusza mnie w ostatnim czasie aż tak, żeby chciało mi się usiąść i napisać kilka zdań na temat. Zatem do adremu ;)
Mnie osobiście bardzo cieszy, iż młodsi koledzy i koleżanki jasno i stanowczo stawiają granice swoim pracodawcom. I może się wydawać, iż jako osoba zaangażowana w procesy rekrutacyjne i później całą komunikację wewnątrz firmy powinno mi zależeć na takich „pracownikach starej daty”, co to życia poza pracą nie widzą. Wbrew pozorom nie martwi mnie człowiek, który przychodzi do pracy i od początku jasno mówi, iż jest do dyspozycji przez 6 czy 8 godzin w ciągu dnia, ale żadne nadgodziny go nie interesują, a w ogóle to 3 razy do roku planuje wyjazd na 2 tygodnie. Bardziej martwią mnie ludzie, którzy pracują po 8-12 godzin dziennie, a urlopu nie mieli od 3 lat.
Tak intensywna praca, pochłaniająca 12 i więcej godzin w ciągu doby, oznacza, iż człowiek poświęca na nią czas, który powinien być przeznaczony dla rodziny, na hobby, rozrywkę, spotkania towarzyskie, książkę, teatr, kino, serial… Słowem taki ekstensywny system pracy oznacza, iż człowiek jest – przepraszam za dosadność – eksploatowany ponad jego możliwości. Koniec końców brak balansu w dłuższym czasie oznacza, iż poświęcamy czyjeś zdrowie, dla czyichś pieniędzy. I pół biedy jeżeli ktoś (świadomie) poświęca swoje zdrowie, dla budowanie swojej firmy i swojego dochodu w przyszłości. Gorzej jeżeli Kowalski poświęca zdrowie, dla dobrobytu Iksińskiego. To nigdy nie jest sprawiedliwe, społecznie zasadne i nie da się tych kosztów skompensować.
Tak, moje pokolenie – dzisiejszych 35- czy 45-latków często pracowało ponad siły. Tak, wytworzyliśmy pewien, niewątpliwie niezdrowy, etos takiej pracy. Należy jednak zadać sobie pytanie dlaczego się na to godziliśmy? Myślę, iż z jednej strony świadomość kosztów (zdrowotnych), jakie ponosiliśmy, była niewielka, a z drugiej strony faktycznie wchodziliśmy na rynek pracy w okresie realnych szans na szybkie, błyskotliwe kariery (nawet w ramach dużych korporacji). Dodatkowo mając za sobą drugą czy choćby trzecią dekadę życia człowiek często przez cały czas ma jeszcze załączony tryb niezniszczalnego superbohatera i wydaje mu się, iż może wszystko, wytrzyma więcej niż inni i to nie będzie miało żadnych konsekwencji. Niestety konsekwencje są i to bolesne. Dosłownie, bo w efekcie większość z nas jeszcze przed 50 rokiem życia ma mniej lub bardziej, ale jednak poważne problemy zdrowotne.
Jeśli dzisiejsze pokolenie 20-latków nie godzi się na taki tryb pracy, jaki przyjmowaliśmy jeszcze 10-15 lat temu za konieczny, aby odnieść ten mityczny sukces to nie dlatego, iż są leniwi (jak lubimy myśleć), a dlatego, iż nie widzą takich szans rozwoju jak my. Świat się zmienił. Dziś wszyscy pracujący w usługach muszą się dużo i gwałtownie uczyć, bo otoczenie ciągle się zmienia. To powoduje, iż młodym bez doświadczenia nie jest wcale tak łatwo przeskoczyć kogoś, kto ma te 5 lat doświadczenia więcej. Mniejsze szanse na wygraną w tej grze powodują, iż osoby wchodzące dzisiaj na rynek pracy zaczynają się zastanawiać a może ten wyścig nie ma sensu? A skoro nie mają szansy na wygraną, to może wystarczy grać na poziomie pozwalającym utrzymać się w grze? Wystarcza im praca zapewniająca akceptowalny (a nie wysoki poziom życia), ale chcą chociaż mieć „czas na życie”. Czas, którego nam wiecznie brakowało! Warto też zauważyć, iż życia na niższym poziomie konsumpcyjnym, nie oznacza obiektywnie niskiego poziomu życia. Tak modny ostatnio minimalizm nie oznacza przecież rezygnacji z życia kulturalnego czy uczestnictwa w inicjatywach społecznych!
Niechęć do pracy wyniszczającej zdrowie to nie brak etosu pracy, tylko zdrowy rozsądek i podejście z szacunkiem do swojego życia i zdrowia. jeżeli chcemy od kogoś oczekiwać poświęceń i pracy „ponad normę” to należałoby zaproponować przynajmniej szansę na proporcjonalną nagrodę, która mogłaby motywować do tego wysiłku.
Na koniec: taki etos pracy w systemie zapierdolu, jest społecznie szkodliwy i jeżeli zachodzące zmiany na rynku pracy zmuszą nas do odejścia od tego modelu, to – jako społeczeństwo – tylko na tym zyskamy!
Nie dajcie się Młodzi!!!