Każda linia lotnicza marzy o pełnych samolotach, ale co zrobić, gdy ludzie nie chcą latać? Niektóre mniejsze lotniska oferują przewoźnikom dopłaty finansowe, umowy promocyjne i inne formy wsparcia, by tylko uruchamiali oni nowe połączenia. W zamian linie muszą spełniać określone warunki, często dotyczące liczby przewiezionych pasażerów. Większość przewoźników stara się sprostać takim wymaganiom, ale czasem sytuacja wymyka się spod kontroli. Historia brytyjskiego Flybe sprzed kilkunastu lat to przykład, jak desperacja może zaprowadzić firmę w naprawdę dziwne miejsca.
REKLAMA
Zobacz wideo Michał Woś: Cynizm Platformy Kosztuje - to jest nowe CPK
Flybe: Desperacka walka o liczby. Umowa z lotniskiem w Norwich, a realia rynkowe
W 2008 roku Flybe podpisało z lotniskiem w Norwich (Anglia) kontrakt, w którym zobowiązało się do przewiezienia 15 tysięcy pasażerów na trasie do Dublina (Irlandia) w ciągu 12 miesięcy. Warunki wydawały się jasne: linia miała dostarczyć określoną liczbę podróżnych, a w zamian port oferował atrakcyjne warunki finansowe. W przypadku niewywiązania się z umowy przewoźnikowi groziła kara w wysokości aż 280 tysięcy funtów (około półtora miliona złotych). Problem pojawił się, gdy realia rynku nieco rozminęły się z założeniami. Pomimo uruchomienia dodatkowych rejsów, promocji i darmowych biletów brytyjskim liniom wciąż brakowało kilkuset pasażerów na kilka dni przed końcem umowy. Sytuacja stawała się krytyczna, a presja na osiągnięcie celu rosła. Wtedy Flybe postanowiło sięgnąć po niestandardowe środki.
Statyści w roli pasażerów. Ponad 400 złotych za dzień "pracy"
W marcu 2008 roku na stronie internetowej Flybe pojawiło się ogłoszenie. Linia poszukiwała statystów gotowych wziąć udział w nietypowej "misji". Zadanie? Przelot z Norwich do Dublina i z powrotem - choćby kilka razy dziennie. Wynagrodzenie wynosiło 80 funtów, co przy obecnym kursie walut odpowiada ponad 400 złotym. Propozycja gwałtownie przyciągnęła uwagę zarówno pasażerów, jak i… władz lotniska.
Twoim zadaniem będzie wejście na pokład samolotu do Dublina, a następnie powrotny rejs na lotnisko w Norwich. Nie wykluczamy też, iż w ciągu dnia trzeba będzie odbyć choćby do trzech takich lotów
- ogłoszenie Flybe przytacza portal fly4free.pl. Celem było oczywiście sztuczne wypełnienie brakujących miejsc, by uniknąć gigantycznej kary finansowej.
Afera, która przeszła do historii. Sprawa zakończyła się w sądzie
Plan Flybe gwałtownie się wydał. Pracownicy lotniska w Norwich, którzy zobaczyli ogłoszenie, poinformowali o sytuacji władze portu. W ekspresowym tempie sprawa trafiła do mediów. Wybuchł skandal. Lotnisko ostro skrytykowało działania linii i zarzuciło jej łamanie warunków umowy oraz podważanie zaufania do współpracy. Rzecznik portu lotniczego stwierdził:
Naszym zdaniem postawa linii kompletnie nie licuje z warunkami umowy.
Flybe, które próbowało ratować sytuację, tłumaczyło się "chciwością władz lotniska", które miały postawić przewoźnika w trudnej sytuacji finansowej. Sprawa trafiła do sądu, a cała historia stała się jednym z najbardziej absurdalnych przykładów desperacji w branży lotniczej.
Dziękujemy, iż przeczytałaś/eś nasz artykuł.Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.