Los „porzuconych” trojaczków z Tarnowa poruszył całą Polskę. „Jesteśmy zaskoczeni skalą odzewu”

news.5v.pl 1 miesiąc temu

Całą Polskę poruszyła historia trojaczków z Tarnowa, dla których poszukiwano rodziny zastępczej. W Centrum Usług Społecznych urywały się telefony, dzwoniły rodziny z całej Polski. – Ktoś przekręcił moje słowa i krążyła informacja w Polsce, iż szukamy rodziny adopcyjnej. Poruszenie było ogromne, bo dzwoniło bardzo dużo rodzin zainteresowanych adopcją. A te dzieci nie są do adopcji – mówi naTemat przedstawicielka CUS w Tarnowie. Zaprzecza też, iż dzieci zostały porzucone w szpitalu. I opowiada, jak sytuacja trojaczków wygląda dziś. – Na chwilę obecną nie poszukujemy już chętnych rodzin – słyszymy.

Sylwia Walaszek-Banuch, kierownik działu pieczy zastępczej w CUS w Tarnowie, osobiście odbierała telefony z całej Polski.
– Jesteśmy zaskoczeni skalą odzewu. Nie spodziewaliśmy się aż takiego zainteresowania. Było ogromne poczucie empatii ze strony osób, które dzwoniły. Mówiły, iż to takie maluchy, iż jest ich aż troje. Czuły potrzebę zaopiekowania się i zatroszczenia o kogoś zupełnie bezbronnego – mówi na Temat.
„Dzieci nie są do adopcji”
Trojaczki mają trzy miesiące, urodziły się w Tarnowie. Trafiły do rodziny zastępczej w innym powiecie, ale pod koniec marca Centrum Usług Społecznych w Tarnowie zaczęło szukać dla nich nowej rodziny zastępczej.
– w tej chwili dziećmi opiekuje się ich babcia, mama ojca dzieci. Ale dostaliśmy informację, iż niedługo będziemy musieli je stamtąd zabrać. Będziemy robić wszystko, żeby dzieci trafiły do rodziny zastępczej, a nie do placówki opiekuńczo-wychowawczej, bo to jest już ostateczność. Mam nadzieję, iż apele pomogą – mówiła kilka dni temu naTemat Dorota Krakowska, dyrektor CUS w Tarnowie.
Gdy o dzieciach zaczęły pisać media, ruszyła lawina. „Porzucone trojaczki szukają nowego domu”, „Rodzice porzucili trojaczki w szpitalu”, „Trzymiesięczne trojaczki zostały bez rodziców” – grzmiały media.

– Wszyscy, którzy dzwonili, deklarowali chęć wzięcia całej trójki. Nie mieliśmy żadnego telefonu, żeby ktoś stwierdził, iż weźmie tylko jedno dziecko. My też nie widzimy takiej możliwości. Zawsze staramy się nie rozdzielać rodzeństwa – mówi nam Sylwia Walaszek-Banuch.
O samych dzieciach nic więcej nie chce powiedzieć. Ale podkreśla, iż nie zostały one porzucone w szpitalu. – To jest nieprawda. Te dzieci nie zostały porzucone – mówi.
Podkreśla też, iż dzieci nie są do adopcji. Nigdy nie szukali dla nich rodziny adopcyjnej. Ktoś przekręcił jej słowa, taki przekaz poszedł w Polskę. I większość poruszonych losem dzieci, dzwoniła właśnie w tej sprawie.
„Na chwilę obecną już nie poszukujemy rodziny”
– Dzieci nie są do adopcji. Mają nieuregulowaną sytuację prawną. A znacząca liczba rodzin, ok. 60-70 proc. osób, które dzwoniły, była zainteresowana adopcją, co też pokazuje skalę jakiegoś problemu. Część osób nie posiadała kwalifikacji na rodzinę zastępczą, nie możemy więc wskazać ich do sądu jako kandydatów na rodzinę zastępczą. Te rodziny zostały poinformowane, co powinny uczynić, aby taki status otrzymać, jakie muszą spełnić formalne warunki, jak wygląda proces kwalifikacji. Zostały odesłane do odpowiednich instytucji – mówi.
Jak sytuacja wygląda dziś?
– Na chwilę obecną już nie poszukujemy rodziny. Z rodzin, które dzwoniły, mających kwalifikacje na kandydatów na rodzinę zastępczą, stworzyliśmy listę. o ile będzie taka potrzeba i sąd nas zapyta o wskazanie rodziny zastępczej, to mamy kandydatów, którzy chcieliby się nimi zająć. W tym momencie czekamy na decyzję sądu. Wstrzymujemy wszelkie poszukiwania. Czekamy, co będzie się działo dalej – mówi.
Lista liczy kilka rodzin. Są z całej Polski.

„To problem w skali całej Polski”
Ale w Tarnowie na rodzinę zastępczą czeka jeszcze 12 dzieci w wieku od 2 lat do 13.
– To są pojedyncze dzieci i rodzeństwa. Część z nich jest zabezpieczona w innych formach pieczy, nie docelowych, np. w instytucjonalnych. Część jest nadzorowana przez pracowników socjalnych i asystentów rodziny, przebywają jeszcze w swoim środowisku. Potrzeba rodzin zastępczych jest naprawdę ogromna. To problem w skali całej Polski, nie tylko nasz. Wszyscy wymieniamy się zapytaniami. Przychodzą do nas pytania z całej Polski, my również pytamy – mówi nasza rozmówczyni.
Jedno z miast w Polsce przysłało np. pytanie w sprawie ok. 50 dzieci, które czekają na umieszczenie w pieczy.
– Problem w skali Polski jest ogromny. Dlatego warto o tym mówić. O różnicach między adopcją a pieczą zastępczą. O możliwości pomagania dzieciom również w ten sposób. Poszerzanie wiedzy na temat rodzicielstwa zastępczego jest bardzo istotne. Każda informacja w mediach jest pomocna – mówi Sylwia Walaszek-Banuch.
Dlatego cieszy ją ogrom telefonów w sprawie trojaczków. Bo każdy taki telefon, jak tłumaczy, może wiązać się z ewentualnym powstaniem nowej rodziny zastępczej.
– Cieszę się z tych telefonów do nas, bo widać, iż gros Polaków, choć nie ma kwalifikacji, myśli o takiej formie pomocy dzieciom. Tylko może niekoniecznie wiedzą, jak to zrobić. Bardzo ważne jest, żeby o tym mówić i uświadamiać ludzi – mówi.

Idź do oryginalnego materiału