Mikrofirmy – niewidzialny gigant polskiej gospodarki

4 dni temu

W Polsce działa ponad 2,6 miliona mikroprzedsiębiorstw. To jednoosobowe działalności, rodzinne firmy i kilkuosobowe spółki, które każdego dnia trzymają w ryzach lokalne rynki i zapewniają pracę milionom ludzi. Stanowią aż 97–98 procent wszystkich podmiotów gospodarczych, zatrudniają ponad 40 procent pracowników i wytwarzają blisko jedną trzecią PKB. A jednak – w statystykach GUS prawie ich nie widać. Dlaczego?

Gospodarka w krzywym zwierciadle

Statystyki, które co miesiąc cytują media i politycy, dotyczą wyłącznie firm zatrudniających powyżej dziewięciu osób. To oznacza, iż niemal połowa polskiej gospodarki pozostaje poza oficjalnym obrazem. I nagle okazuje się, iż „średnia pensja 7 500 zł brutto” czy „produktywność na europejskim poziomie” to bardziej iluzja niż codzienność dla przeciętnego przedsiębiorcy.

Nie jest więc przypadkiem, iż wielu Polaków mówi: „statystyki swoje, życie swoje”. Bo w ich firmach – i na ich paskach wynagrodzeń – rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej.

Wynagrodzenia, których nikt nie widzi

Według danych GUS przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wynosi ponad 7,5 tys. zł brutto. Tyle iż dotyczy to wyłącznie średnich i dużych firm. W mikrofirmach, jak pokazują raporty Polskiego Instytutu Ekonomicznego i PARP, pensje są o 25–30 procent niższe. Realnie mówimy więc o kwotach rzędu 5,2–5,5 tys. zł brutto.

Co się dzieje, gdy policzymy średnią dla wszystkich? Nagle magiczne 7,5 tys. zł topnieje do około 6,5 tys. zł brutto. Różnica to ponad 900 zł miesięcznie – a więc coś, co każdy pracownik czuje w portfelu. To tłumaczy, dlaczego oficjalne komunikaty budzą frustrację, zamiast motywować.

Produktywność na papierze, nie w realu

Podobny problem widać w statystykach produktywności. Według GUS przeciętny pracownik w Polsce wytwarza wartość dodaną rzędu 40 tys. euro rocznie. W mikrofirmach ta liczba spada do zaledwie 14 tys. euro. Wspólna średnia dla całego sektora przedsiębiorstw daje ok. 29 tys. euro – czyli o jedną czwartą mniej, niż pokazują oficjalne dane.

Na papierze wyglądamy więc dużo lepiej, niż jesteśmy w rzeczywistości. Ale czy to nam naprawdę pomaga? Zaniżając rolę mikrofirm w statystykach, łatwo przeszacować kondycję gospodarki i zapomnieć, gdzie leży jej realne serce.

Dlaczego mikrofirmy znikają?

Odpowiedź jest banalna – i niewygodna. Mikrofirmy rzadko prowadzą pełną księgowość, często korzystają z ryczałtu lub karty podatkowej. Działają sezonowo, bywają krótkotrwałe, a wielu właścicieli traktuje dochód jako osobiste wynagrodzenie, co utrudnia porównania. GUS, chcąc mieć czyste i porównywalne dane, wybiera drogę na skróty: analizuje tylko firmy większe, stabilniejsze, łatwiejsze do policzenia.

Tyle iż efekt uboczny jest poważny. Otrzymujemy gospodarkę w krzywym zwierciadle – zaniżone problemy, zawyżone sukcesy i kompletnie zafałszowany punkt odniesienia dla polityki gospodarczej.

Konsekwencje dla przedsiębiorców

Co to oznacza w praktyce? Po pierwsze, mikrofirmy nie mają własnej reprezentacji w statystykach, więc ich problemy rzadziej stają się priorytetem dla rządzących. Polityka gospodarcza tworzona jest pod duże przedsiębiorstwa, które lepiej „wychodzą” w raportach. Po drugie, przedsiębiorca prowadzący małą firmę, widząc w mediach średnie wynagrodzenie czy produktywność, ma poczucie, iż odstaje – choć w rzeczywistości to on jest bliżej prawdy, a nie statystyka. I wreszcie po trzecie – błędne dane to błędne decyzje. Zarówno w firmach, jak i na szczeblu państwa.

Polska nie jest wyjątkiem

Trzeba przyznać uczciwie: problem nieuwzględniania mikrofirm w statystykach nie jest wyłącznie polski. W całej Unii Europejskiej mikroprzedsiębiorstwa stanowią 93 procent firm. W USA – ponad 90 procent, zatrudniając niemal połowę pracowników i wytwarzając jedną trzecią PKB. A jednak i tam główne wskaźniki makroekonomiczne są zdominowane przez duże podmioty.

Różnica polega na podejściu. Niemcy ze swoim Mittelstand traktują małe i średnie firmy jak skarb narodowy, otaczając je szczegółowymi badaniami i dedykowanymi programami wsparcia. W Stanach Zjednoczonych działa osobna instytucja – Small Business Administration – publikująca własne raporty o małych i mikrofirmach. W Polsce tym zajmują się głównie PARP, PIE czy analitycy bankowi. GUS pozostaje przy swoich uproszczonych metodach.

CZYAJ TAKŻE: OFICJALNE STATYTYKI TO ILUZJA

Czego możemy się nauczyć?

Największa lekcja płynie z faktu, iż mikrofirmy to nie margines, a fundament. Bez nich nie ma polskiej gospodarki. To one tworzą miejsca pracy w mniejszych miejscowościach, dają zatrudnienie osobom po pięćdziesiątce, odpowiadają za elastyczność rynku i zaspokajają nisze, których duże firmy choćby nie dotykają. A jednak w danych są niemal niewidzialne.

Dopóki tego nie zmienimy, będziemy żyć w dwóch rzeczywistościach: oficjalnej, w której Polska radzi sobie świetnie, i realnej, w której przedsiębiorcy walczą codziennie o przetrwanie.

Mikrofirmy to niewidzialny gigant polskiej gospodarki. Statystyki GUS, które pomijają ich rolę, tworzą obraz zbyt optymistyczny i oderwany od codzienności biznesu. I choć podobne problemy występują w innych krajach, tam przynajmniej istnieją instytucje i raporty, które systematycznie oddają głos najmniejszym przedsiębiorcom.

Jeśli chcemy naprawdę rozumieć polską gospodarkę, musimy przestać traktować mikrofirmy jak kłopotliwy przypis. To one są treścią, a nie marginesem. A dopóki nie nauczymy się ich liczyć i doceniać, będziemy skazani na życie w świecie statystyk, które bardziej przypominają krzywe zwierciadło niż rzetelne lustro.

Idź do oryginalnego materiału