Mobbing w instytucjach kultury. Sprawcy (i sprawczynie) wciąż mają się świetnie

2 miesięcy temu

Początek listopada 2019 roku. Siedzę w nieistniejącej już krakowskiej kawiarni i próbuję czytać tekst zadany na wieczorne zajęcia. Skutecznie dekoncentruje mnie jednak tocząca się przy stoliku obok głośna rozmowa kobiety i mężczyzny, którego – jak wynika z kontekstu – dwie inne kobiety oskarżają o molestowanie. Ale przecież samo to, iż „lubi cmoknąć i przytulić”, nie czyni z niego potwora. Poza tym – kontynuuje nieskrępowany – jedna z tych kobiet przyszła raz do niego z takim dekoltem, iż widział tatuaż między jej piersiami. „Jeżeli jest molestowana, to niech przychodzi w golfie” – puentuje. Bez trwogi w sercu wspomina także o czekającym go w związku z tą sprawą spotkaniu w pobliskim magistracie.

Jeszcze przez kilkadziesiąt godzin ów siwowłosy, wąsaty, tęgi jegomość pozostaje dla mnie postacią tyleż odrażającą, co zupełnie anonimową. Dokładnie dzień później z mediów dowiaduję się, iż to dyrektor Teatru Bagatela, który swoje stanowisko piastował ponad dwadzieścia lat. Szesnaście kobiet zwróciło się do ówczesnego prezydenta miasta z prośbą o interwencję w jego sprawie. Nie zapewniono im jednak anonimowości – wręcz przeciwnie, ich nazwiska ujawniono przemocowemu przełożonemu. Proces o mobbing i nadużycia seksualne rozpoczął się latem 2021 roku. Toczy się do dziś, z wyłączeniem jawności.

Betonowanie instytucji kultury

Sprawa Teatru Bagatela to tylko jeden z wielu przykładów nadużyć w instytucjach kultury, podobnie jak Kraków to tylko jedno z wielu polskich miast, w którym mamy do czynienia z tego rodzaju patologiami (Gardzienice, Teatr im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie, warszawski Teatr Dramatyczny). Jako iż krakowskie podwórko jest mi najbliższe, jeszcze przez chwilę będę się go trzymać. Idźmy więc dalej: były już dyrektor Teatru Groteska – o zachowaniach którego nasłuchałam się od znajomej, na szczęście zatrudnionej teraz gdzie indziej – również pełnił swoją funkcję ponad dwie dekady. W tym okresie nie obowiązywały go procedury konkursowe czy jakiekolwiek kontrole. Pół roku po tym, jak odszedł ze stanowiska ze względu na stawiane mu zarzuty, powrócił do pracy, bo okazał się niezastąpiony przy organizacji Wielkiej Parady Smoków.

Ale oskarżenia o mobbing nie zawsze dotyczą mężczyzn na kierowniczych stanowiskach – dobrze pokazuje to kolejny lokalny przypadek: Lidii Krawczyk, artystki wizualnej i byłej kuratorki, która w pierwszej instancji wygrała ostatnio proces z Bunkrem Sztuki. Ze względu na konstrukcję polskiego prawa, musiała pozywać instytucję, a nie konkretną osobę oskarżaną o mobbing – czyli Annę Marię Potocką, byłą dyrektorkę placówki.

Osoba pełniąca w tej chwili tę funkcję podjęła na początku września decyzję, iż nie wniesie apelacji. Sama Potocka podkreśla w jednym z wywiadów, iż to ona przyjmowała Krawczyk do pracy w roku 2006 oraz iż ochoczo promowała sztukę powódki i męża, z którym ta „bodajże już się rozstała” (informacja to najwyraźniej niebywale istotna dla sprawy, skoro pojawia się również w rozmowie z Radiem Kraków). Na tej podstawie wszelkie zarzuty uznaje za „nadużycie interpretacyjne”, a towarzyszący sprawie rozgłos porównuje do „linczu” i prób wyrządzenia jej „krzywdy wizerunkowej”. Wylicza swoje rozliczne sukcesy zawodowe i zaprzecza, jakoby miała kiedykolwiek upokarzać inne osoby. Wreszcie: zapewnia o swoim profesjonalizmie i chwali się opinią dyrektorki „wymagającej” (pokłosiem tej sławy jest prawdopodobnie satyryczny fanpage Masza dyrektorką Krakowa).

Przypomnijmy: Potocka kierowała Bunkrem Sztuki w latach 2002-2010. Następnie objęła posadę dyrektorki MOCAK-u, którą od roku 2019 łączyła z powierzoną jej przez ówczesnego prezydenta funkcją… dyrektorki Bunkra. Przeprowadzenia pilnych audytów domagają się – jak dotąd bez efektów – krakowskie polityczki Lewicy, ale o ile nic się nie zmieni, mimo szeregu kontrowersji i zgłaszanych (m.in. przez Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej) od wielu lat zastrzeżeń, kadencja Potockiej w MOCAK-u upłynie dopiero w 2031 roku. Tego rodzaju betonowanie instytucji kultury z całą pewnością nie pomaga skutecznie przeciwdziałać wszelkiego rodzaju nadużyciom w środowisku pracy i nie inspiruje osób na stanowiskach kierowniczych do krytycznej autorefleksji.

Skoro już o refleksjach mowa – osobom zainteresowanym zgłębieniem poglądów Potockiej na temat „postfeminizmu” i nie tylko, polecam lekturę Kobiety postfeministycznej Dyktatury kobiet (2022) oraz Sztuki i życia. Antologii tekstów z lat 2011-2023 (2023). Z pierwszej wynika na przykład, iż motorem napędowym „postfeministycznych wojowniczek” jest „zaprawione ekspresją, rozpaczą, uniesieniem lub egzaltacją wypominanie krzywd”. Albo iż „Weinstein i Epstein, czyli W&E, to barwne i przerośnięte wykwity wykarmione na odwiecznych grach erotycznych inicjowanych przez kobiety i podejmowanych przez mężczyzn”.

Niepraktyczna definicja mobbingu i bezużyteczność Państwowej Inspekcji Pracy

Kultura to niejedyny krąg pracowniczego piekła. Dobrze ilustruje to reportaż Katarzyny Bednarczykówny Masz się łasić. Mobbing w Polsce – przemocy ze strony przełożonych doznają ludzie zatrudnieni w strukturach państwowych, w call centers, w korpo i w gastro, w szpitalach, w szkołach czy na uczelniach wyższych. Trudno jednak o jakiekolwiek wiarygodne statystyki, bo skala zgłaszalności tego rodzaju nadużyć nijak się ma do stopnia ich występowania, a świadomość dotycząca istoty mobbingu wciąż pozostaje zbyt mała.

Podobnie jak kadrowa betonoza, charakterystyczna dla wielu miejsc pracy hierarchiczna struktura również sprzyja nadużyciom – badania dowodzą, iż do mobbingu najczęściej dochodzi właśnie na linii przełożony-pracownik (choć zdarza się także mobbing współpracowniczy), iż ofiarami najczęściej padają osoby zatrudnione na swoich stanowiskach od wielu lat oraz iż bardzo często prześladowania „uderzają w pozycję zawodową”, a w konsekwencji także w samoocenę jednostki, poczucie własnej wartości i dobrostan psychiczny.

Wykazano także bezpośrednią zależność pomiędzy stopniem kultury organizacji – niskim lub wysokim – a tempem wykrywania różnego rodzaju nieprawidłowości (Kwestionariusz do Oceny Kultury Organizacji można wypełnić online). Jak nietrudno się domyślić, Polska należy do krajów, w których uwagę zwraca się na nie dopiero wtedy, gdy przybierają skrajną postać.

Od ponad dwóch dekad – czyli mniej więcej od momentu, gdy swoje stanowiska obejmowały postaci wspomniane we wstępie – w naszym kraju obowiązuje ustawowa definicja mobbingu jako „działań lub zachowań dotyczących pracownika lub skierowanych przeciw pracownikowi, polegających na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika, wywołujących u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodujących lub mających na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników”.

Zdaniem rozmówców i rozmówczyń Bednarczykówny definicja ta w praktyce okazuje się dalece nieprecyzyjna i utrudnia orzecznictwo (brak odpowiednich przeszkoleń kadry sędziowskiej to kolejny systemowy problem). Jej wprowadzenie zostało wymuszone wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej. W 2019 roku powstała unijna dyrektywa dotycząca ochrony sygnalistów, na wdrożenie której mieliśmy czas do grudnia 2021 roku. Ze względu na opieszałość poprzedniego rządu, ustawa wejdzie w życie dopiero 24 września tego roku.

Podobnie jak w przypadku przestępstw seksualnych, to na ofierze spoczywa ciężar udowadniania jakichkolwiek nadużyć. Na jednym z portali branżowych czytam, iż spośród 215 spraw o mobbing prowadzonych w sądach rejonowych w roku 2021, zaledwie 18 zakończyło się „uwzględnieniem roszczeń w całości lub w części”. Przeważającą część z nich umorzono, a 71 – oddalono. Równie pesymistyczne statystyki przywołuje w swoim reportażu Bednarczykówna.

Autorka zwraca także uwagę na całkowitą bezużyteczność Państwowej Inspekcji Pracy, która w przypadku mobbingu zakres swoich kompetencji sprowadza do absolutnego minimum (inaczej niż choćby we Francji) i po prostu umywa ręce. To sąd pracy ma za zadanie zweryfikować, czy doszło do nadużyć. A ofiara – znaleźć siłę psychiczną i środki finansowe, by do takiego procesu doprowadzić i przez niego przejść. Fachowej pomocy udzielić może np. Krajowe Stowarzyszenie Antymobbingowe.

Oszustki i królowe pszczół

Zastanawiało was kiedyś, skąd się biorą kobiety mobberki? Mnie tak. Jedną z możliwych odpowiedzi stanowi toksyczna męskość. Dyskryminacja na rynku pracy, luki płacowe, brak parytetów, na które czekać będziemy jeszcze jakieś 150 lat oraz szereg innych zjawisk będących efektem patriarchalnego porządku świata prowadzą do sytuacji, w której wielu kobietom – gdy już zajmą kierownicze stanowisko i osiągną sukces – wydaje się, iż aby utrzymać pozycję, muszą rządzić „twardą ręką”. A tym samym zagłuszyć poczucie własnej niższości i gorszości, niepewności, czy nadają się do tej roli.

Odruchowe umniejszanie własnych kompetencji fachowo nazywane jest „syndromem oszustki”. Towarzyszył on m.in. Ewie Wanat, nieżyjącej już dziennikarce, która w publicznym poście przeprosiła za sposób kierowania redakcją przed laty, a w rozmowie z Bednarczykówną opowiedziała więcej o ówczesnych modelach sprawowania władzy i o popełnionych błędach.

Na przeciwległym biegunie znajdują się choćby nieobecna w reportażu Maria Anna Potocka czy wywiadowana przez jego autorkę Malka Kafka, założycielka sieci wegańskich restauracji Tel Aviv by Malka. W obliczu zarzutów negują one swoją winę, prezentują się jako kobiety spełnione (a więc niepotrzebujące dowartościowania w postaci znęcania się nad kimkolwiek) i zarazem skrzywdzone (nieprawdziwymi zarzutami i kampaniami hejtu). Odcinają się tym samym od „syndromu oszustki” i dystansują od jednej z najczęściej przywoływanych przyczyn kobiecego mobberstwa: poczucia niestabilności i zagrożenia utratą stanowiska, w efekcie których zamiast na współpracę stawia się na rywalizację.

Przemoc w środowisku pracy, której sprawczyniami i ofiarami są kobiety, określana bywa mianem „ukrytej epidemii”. Za tempo jej rozprzestrzenienia się odpowiadają przede wszystkim zmaskulinizowany model przywództwa i głębokie genderowe nierówności. Z ich skrzyżowania powstaje również „syndrom królowej pszczół”, który po raz pierwszy opisywano już w latach 70. ubiegłego wieku. Jego najbardziej charakterystyczne przejawy to faworyzowanie mężczyzn i dyskryminowanie kobiet na podległych stanowiskach, utrudnianie im nie tylko ścieżki awansu, ale wręcz codziennego funkcjonowania.

Odwracanie się plecami

Reportaż Bednarczykówny dobitnie pokazuje, iż mobbingu nie powinno się dzielić na wielkomiejski, małomiasteczkowy i wiejski. Koniec końców ofiary przemocy wszędzie są wobec niej równie bezbronne, wysoce hierarchiczne relacje władzy i podległości wszędzie odgrywają równie istotną rolę, a wszystkie osoby mobbujące powinny ponosić konsekwencje swoich działań. Wzrost świadomości na temat rodzajów przemocy w środowisku pracy i sposobów na skuteczne przeciwdziałanie jej powinien mieć miejsce bez względu na rodzaj instytucji, wielkość zatrudnionego zespołu i rodzaj wykonywanych obowiązków.

Tyle życzeniowego myślenia, pora wrócić do rzeczywistości. Na własne oczy obserwowałam, co mobbing – czy raczej: osoba mobbująca – robi z kimś mi najbliższym. Jak rujnuje poczucie własnej wartości, prowadzi do negowania latami zdobywanych kompetencji i umiejętności, wpędza w nerwicę, depresję i inne choroby towarzyszące, których leczenie trwa latami. Wściekałam się w duchu na absurdalne polecenia (jakość wykonania których była permanentnie podważana, a fakt wykonania – negowany) i równie absurdalne zarzuty. Mój ulubiony: siedzenie do przełożonej plecami jako intencjonalny wyraz braku szacunku. Sposób ustawienia biurek pozostawał niezmienny od lat i ze względu na układ pomieszczenia wymuszał taką właśnie pozycję ofiary, ale dla sprawczyni przemocy to nie było żadne wytłumaczenie.

Podobnie jak dla dyrekcji powodem do niepokoju nie był wysyp zwolnień lekarskich w tym samym dziale (większość kobiet, ze względu na wiek przedemerytalny, bała się narażać). Ani wyniki ankiety przeprowadzonej wśród całego zespołu, które potwierdzały istnienie mobbingu w zakładzie pracy – bo o zachowaniach kierowniczki z parteru wiedziano na wszystkich piętrach. Powołana została choćby specjalna komisja antymobbingowa, w skład której weszły… osoby zatrudnione w firmie. Wśród rad na rozwiązanie kryzysu znalazło się zgłaszanie wszelkiego rodzaju nieprawidłowości w pierwszej kolejności do bezpośredniej przełożonej, czyli mobberki. Kto mieszka w Polsce, ten się w cyrku nie śmieje.

Tylko konkretne systemowe działania, w tym zmiany prawne, zwiększenie liczby specjalnych szkoleń i kontroli, a także świadomości na temat praw pracowniczych, ochrona sygnalistów, pomoc psychologiczna i ułatwienie dochodzenia sprawiedliwości na drodze sądowej mogą zmienić ten stan rzeczy. jeżeli ktokolwiek od kogokolwiek odwraca się w tej chwili plecami, to właśnie aparat państwa od prześladowanych obywatelek i obywateli.

Idź do oryginalnego materiału