Nie odchodzą, ale przestają się starać. Quiet quitting w liczbach

6 godzin temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


Cicha rezygnacja z pracy, czyli quiet quitting, to nie moda z TikToka, ale coraz częstsza reakcja pracowników na wypalenie, brak uznania i przeciążenie. Zjawisko to ujawnia głębszy problem w kulturze pracy i stawia przed organizacjami pilne pytania o przyszłość zarządzania ludźmi.


Zjawisko quiet quittingu, czyli "cichej rezygnacji", nie oznacza fizycznego odejścia z pracy. To raczej świadoma decyzja o wycofaniu się z ponadnormatywnego zaangażowania. Pracownicy przestają brać udział w dodatkowych projektach, nie odbierają telefonów po godzinach i nie sprawdzają maili wieczorem - realizują wyłącznie to, co wynika bezpośrednio z umowy. Jak zauważa Strefa Biznesu, choć pojęcie stało się popularne dzięki mediom społecznościowym, jego przyczyny są głęboko zakorzenione w realiach współczesnego rynku pracy. Pracownicy coraz częściej odczuwają zmęczenie kultem nieustannej produktywności i szukają sposobu na ochronę zdrowia psychicznego.Reklama


Quiet quitting z wypaleniem zawodowym w tle. Dane, które trudno zignorować


W tle zjawiska cichego wycofania znajdują się konkretne liczby zebrane na przestrzeni ostatnich lat i nie są to dane optymistyczne. Według raportu Boston Consulting Group, aż 48 proc. pracowników w krajach takich jak USA, Japonia czy Niemcy zgłasza symptomy wypalenia zawodowego. Wskazują oni na brak wsparcia ze strony przełożonych, niedostateczny dostęp do narzędzi potrzebnych do pracy, a także poczucie wykluczenia z procesów decyzyjnych. To zestaw czynników, które nie tylko obniżają morale, ale też przyspieszają decyzję o wycofaniu się z emocjonalnej relacji z firmą. Co ciekawe, badacze zwracają uwagę, iż wystarczy wzmocnić poczucie przynależności i docenienia, by ryzyko wypalenia spadło choćby o połowę.


Z kolei firma Isolved, specjalizująca się w zarządzaniu kapitałem ludzkim, podaje, iż 79 proc. pracowników ma za sobą doświadczenie wypalenia. Dla ponad połowy z nich miało ono bezpośredni wpływ na zaangażowanie, a 36 proc. przyznaje, iż ucierpiała również ich produktywność. Dane opublikowane przez Forbesa tylko pogłębiają obraz kryzysu. Według ich analiz, wypalenie deklaruje już 66 proc. osób zatrudnionych, a wśród młodszych pracowników (18-34 lata) odsetek ten sięga choćby 83 proc. Trudno nie zauważyć, iż mówimy tu o skali, która nie dotyczy tylko pojedynczych przypadków, ale całego pokolenia pracowników.


Quiet quitting jako sygnał ostrzegawczy


W świetle tych danych cicha rezygnacja przestaje być fanaberią czy dowodem braku ambicji. To zjawisko, które - jak zauważa Strefa Biznesu - dla wielu jest po prostu formą stawiania granic. Pracownicy nie chcą więcej pracować "na kredyt" - bez uznania, bez perspektyw, często kosztem zdrowia i życia rodzinnego. Na forach i w mediach społecznościowych nie brakuje wypowiedzi osób, które świadomie ograniczyły swoją aktywność zawodową do minimum. Jeden z użytkowników Reddita komentuje: "Quiet quitting nie istnieje. To tylko nowa nazwa na to, iż nie pracujesz ponad miarę za darmo". Inny podkreśla: "Zrobiłem quiet quitting, bo miałem dość pracy po godzinach, brania odpowiedzialności za błędy innych i braku uznania. Przestałem się starać - i wcale nie poczułem się z tym źle."
Pojawia się tu także aspekt emocjonalny, który trudno zignorować. Pracownik korporacji, cytowany przez Strefę Biznesu, opowiada: "Wcześniej żyłem swoją pracą. Odbierałem służbowe telefony na spacerze z dziećmi, pisałem raporty o północy. Po trzech latach w takim tempie poczułem, iż coś się we mnie wypala. Od kilku miesięcy pracuję tyle, ile trzeba. I czuję się... wolny". Tego rodzaju wypowiedzi rzucają światło na prawdziwą naturę zjawiska - nie chodzi o lenistwo, ale o próbę odzyskania wpływu nad własnym życiem.


Co doprowadza pracowników do cichego wycofania z ambitnej pracy?


Przyczyn quiet quittingu należy szukać przede wszystkim po stronie organizacji i są to mechanizmy dość powtarzalne. Strefa Biznesu wskazuje między innymi na brak docenienia, czyli sytuację, w której wielomiesięczny wysiłek pracownika przechodzi bez echa, a zaangażowanie nie spotyka się choćby z symbolicznym uznaniem. Do tego dochodzi brak realnych perspektyw rozwoju. Kiedy firma nie oferuje jasno określonych ścieżek kariery, trudno oczekiwać, iż pracownicy będą inwestować czas i energię w działania "ponad obowiązki".
Kolejnym czynnikiem jest chroniczne przeciążenie, wynikające z nieustannie rosnących oczekiwań i zacierającej się granicy między pracą a życiem prywatnym. Wreszcie - nie bez znaczenia pozostaje jakość przywództwa. Brak jasnej komunikacji, empatii i wsparcia ze strony liderów często działa jak katalizator wycofania się z zaangażowania. Jak słusznie zauważa Simon Sinek: "Gdy quiet quitting staje się powszechny, to nie pracownicy zawiedli. Zawiodło przywództwo".


Cichy problem, realne straty


Quiet quitting może przebiegać po cichu, ale jego skutki są mierzalne. Spada produktywność, zespoły tracą morale, a projekty wyhamowują. Najbardziej niepokojące jest jednak to, co nazywa się "cichą rotacją" - pracownicy nie odchodzą z dnia na dzień, ale przestają angażować swoje kompetencje i pomysły, nie wnoszą wartości, a firma traci impet. McKinsey szacuje, iż wypalenie i brak zaangażowania mogą kosztować średnią firmę od kilku do kilkunastu milionów dolarów rocznie - nie licząc skutków reputacyjnych czy osłabienia pozycji na rynku.


Odpowiedzią na quiet quitting nie musi być większa kontrola czy twarde KPI. Coraz częściej mówi się o koncepcji "quiet thriving", czyli cichego rozkwitania. Polega ona na tym, iż pracownicy, zamiast się wycofywać, próbują odnaleźć sens i satysfakcję w ramach aktualnej roli. Pomaga w tym job crafting, czyli świadome przeformułowanie codziennych obowiązków tak, by były lepiej dopasowane do osobistych wartości i preferencji. To sposób na to, by praca nie była źródłem wypalenia, ale rozwoju - także emocjonalnego.


Jak reagować? Dojrzałość zamiast reaktywności


Firmy, które chcą przeciwdziałać zjawisku cichej rezygnacji, powinny zacząć od liderów. To właśnie kadra menedżerska powinna być pierwszym ogniwem zmian - uczona nie tylko zarządzania wynikami, ale także empatycznej komunikacji i rozpoznawania oznak wypalenia. Niezbędne jest także inwestowanie w realne ścieżki rozwoju. Nie w szkolenia "dla statystyk", ale w programy, które pozwalają pracownikom planować długofalową karierę. Równie istotna jest kultura uznania, zarówno w wymiarze finansowym, jak i symbolicznym.


Wreszcie, organizacje muszą świadomie promować równowagę między życiem zawodowym a prywatnym, odchodząc od narracji, w której poświęcenie staje się wyznacznikiem lojalności. Zamiast wymuszać zaangażowanie, warto budować środowisko, w którym ono może rozwijać się organicznie - oparte na wzajemnym szacunku, jasno określonych oczekiwaniach i poczuciu sensu.
Z kolei pracownicy również odgrywają tu istotną rolę, wyznaczając granice, komunikując potrzeby i szukając przestrzeni na rozwój w ramach swojej roli. Cicha rezygnacja nie musi oznaczać końca relacji z pracą - może być początkiem dojrzalszego, bardziej zrównoważonego modelu funkcjonowania zawodowego. Quiet quitting to nie chwilowy trend, ale objaw kulturowej zmiany, której nie da się dłużej ignorować. jeżeli firmy chcą zachować konkurencyjność, muszą się wsłuchać nie tylko w dane, ale i w nastroje.
Agata Jaroszewska
Idź do oryginalnego materiału