Niemcy, czyli papierowy tygrys

1 tydzień temu

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz w trakcie wizyty w Chinach ostrzegł chińskich przywódców, iż handel musi być wolny, a szanse biznesowe równe, odnosząc to do chińskich dotacji do wyrobów sprzedawanych na rynek UE, zwłaszcza samochodów elektrycznych, co jak stwierdza Komisja Europejska jest przykładem dumpingu. Tyle iż przed samą podróżą Scholza do Pekinu wpływowe niemieckie stowarzyszenie przemysłu samochodowego oświadczyło, iż zablokuje europejskie cła na chińskie auta EV, kompromitując kanclerza i jego dyplomację.

Tydzień po wizycie Sekretarz Skarbu USA Janet Yellen, która ostrzegła chińskie władze, iż praktyki dumpingowe w handlu z USA nie będą tolerowane, Olaf Scholz wystąpił z takimi samymi ostrzeżeniami, jak stwierdzono „w imieniu Unii Europejskiej”, zauważając, iż „konkurencja musi być uczciwa”.

Powiedział to 15 kwietnia w przemówieniu w Szanghaju do władz i studentów miejscowego uniwersytetu.

„Chcemy równych szans, oczywiście chcemy, aby nasze firmy nie miały żadnych ograniczeń” – dodał, wskazując dumping, nadprodukcję i naruszanie praw autorskich jako najważniejsze obszary budzące obawy. Teoretycznie w ten sposób Scholz miał przekazać komunikat, iż Pekin powinien przemyśleć europejskie ostrzeżenia mówiące o tym, iż jeżeli nie położy kresu dyskryminacyjnym praktykom biznesowym Unia Europejska nie będzie miała innego wyjścia, jak zastosować mechanizmy ochrony rynku – zauważa „Financial Times”. Tym bardziej, iż w trakcie wizyty kanclerz Niemiec rozmawiał też w Chongqing na południowym zachodzie kraju o chińskiej nadwyżce mocy produkcyjnych i to w wielu branżach. Podjął też temat obchodzenia sankcji unijnych i amerykańskich przez chińskie firmy i wspomagania w ten sposób Rosji atakującej Ukrainę.

Jest jeszcze inny problem we wzajemnej współpracy – z sondażu Niemieckiej Izby Handlowej w Chinach wynika, iż z trzech niemieckich firm działających w tym kraju, aż dwie spotykają się z nieuczciwą konkurencją. Jest to jednoznaczny dowód, iż zagraniczne firmy działające w Chinach znajdują się niemal od razu w gorszej sytuacji niż ich lokalne odpowiedniki.

Co było do przewidzenia strona chińska odrzuciła całkowicie niemieckie stwierdzenia odpowiadając, iż „opierają się na fałszywych informacjach”. Jednak Chiny musiały rozmawiać z sekretarz skarbu USA, Janet Yellen, która w trakcie swojego pobytu w tym kraju na początku kwietnia stwierdziła, iż chińskie fabryki produkują więcej niż rynki świata mogą wchłonąć, zażądała ograniczenia produkcji przemysłowej i ostro skrytykowała chińskich urzędników za „niesprawiedliwe” traktowanie amerykańskich firm.

„Podczas rozmów z nimi jasno wyraziłam się, iż jest to problem nie tylko nas, ale także innych krajów, Europy, Japonii, a choćby rynków wschodzących” – stwierdziła Yellen w wywiadzie dla CNN po powrocie do USA.

Dlaczego więc Chiny słuchają Yellen, a nie mają nic do powiedzenia Scholzowi, mimo iż nie lekceważą Unii Europejskiej jako partnera handlowego? Ponieważ ta wizyta i sam kanclerz zostali jeszcze przed jej rozpoczęciem skompromitowani przez niemiecki biznes.

Na dwa dni przed podróżą Scholza do Pekinu wpływowe niemieckie stowarzyszenie przemysłu samochodowego VDA wprost oświadczyło, iż będzie się sprzeciwiało wszelkim cłom Unii Europejskiej na importowane z Chin pojazdy elektryczne. Przyczyną ma być „zagrożenie wojną handlową i utratą miejsc pracy w Niemczech”.

„Obecna kooperacja z Chinami zapewnia dużą liczbę miejsc pracy w Niemczech. Transformacja, którą nasze spółki finansują w tej chwili rekordowymi sumami, opłacana jest także pieniędzmi z tego rynku” – powiedziała Welt am Sonntag Hildegard Mueller, szefowa stowarzyszenia VDA. Jak dodała, wszelkie cła nakładane przez UE w celu zrównoważenia dotacji państwowych, co zapewnia przewagę na rynku europejskim samochodom produkowanym w Chinach, będą miały negatywne skutki w przypadku konfliktu handlowego „co zagraża unijnym celom promowania pojazdów elektrycznych i technologii cyfrowych”. Istotnie, BMW i Volkswagen mają duże zakłady produkcyjne akumulatorów do samochodów EV w Chinach, zaś Volkswagen, Audi, Mercedes, BMW są w pierwszej dziesiątce marek pojazdów najlepiej sprzedających się na rynku chińskim.

Taka postawa VDA po prostu spowodowała wściekłość w Brukseli, Paryżu, Rzymie i innych stolicach państw UE ponieważ, jak oświadczyli urzędnicy Komisji Europejskiej, „niemieckie firmy zachowują się jakby UE nie istniała i dbają tylko o bardzo wąsko pojęty interes swoich zarządów i akcjonariuszy”. Chińczycy bowiem, którzy naprawdę obawiali się o ewentualne cła na swoje samochody elektryczne, mogą spać spokojnie – Niemcy w obronie swoich interesów w Chinach zablokują wszelkie działania uniemożliwiające chiński dumping, mimo iż Komisja Europejska ma już „wystarczające dowody” na to, iż import nowych pojazdów elektrycznych z Chin był objęty nielegalnymi subsydiami, zaś unijni producenci tracą własne rynki z tego powodu.

Jednak samym Niemcom, zwłaszcza ich analitykom gospodarczym wcale nie podobają się tego typu działania niemieckiego biznesu. „Kto adekwatnie prowadzi politykę zagraniczną w Niemczech? Rząd w Berlinie czy Volkswagen, BWM, BASF czy inne koncerny?” – zapytał ironicznie na X analityk gospodarczy prof. Andreas Fulda.

Inni analitycy zauważają, iż „niemiecki biznes tak sobie pozwala, bo może”, jako iż obecny rząd jest uważany za „jeden z najgorszych po 1949 roku”, słaby i z trudem administrujący krajem oraz kryzysem, który sam spowodował, zaś Olaf Scholz jest jednym z najgorszych polityków Niemiec. W takich warunkach niemiecki biznes robi co chce, bowiem „tak słaba władza nie jest w stanie go powstrzymać”.

Idź do oryginalnego materiału