6 lipca, w 84. roku życia, zmarł Pan Jerzy Smoliński.
Rosją, a w zasadzie Związkiem Radzieckim, Jerzy Smoliński interesował się od zawsze. Starał się poznać i zrozumieć ten niezwykły kraj. Był z grupy polityków, którzy widząc niedostatki i wady realnego socjalizmu, nie przekreślali ogromnego dorobku dwóch pokoleń tworzących PRL, ale chcieli reformować Polskę, przystosowując ją do realiów lat 80. XX w. Zrobił doktorat na elitarnej radzieckiej uczelni, co pomogło mu w dalszej, bardzo ukierunkowanej karierze. Nie chodziło o to, iż moskiewski „glejt” z automatu decydował o awansie. Tak to już wtedy nie działało. Promowano ludzi, którzy potrafili patrzeć na ZSRR w sposób wolny od kompleksów i uprzedzeń, walcząc jednocześnie o interes Polski. Niewątpliwie miał do tego wyśmienite kwalifikacje, wzmocnione znajomościami, które zawdzięczał studiom doktoranckim; znajomościami wśród ludzi, którzy – tak jak i On – mieli tworzyć nowe elity władzy. Został dyrektorem Departamentu ZSRR w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Z czasem, gdy stosunki z naszym wschodnim sąsiadem wymagały coraz większej elastyczności i bezpośrednich działań (okres przywództwa M. Gorbaczowa z jego glasnostiu i uskorenijem), przyjął propozycję wyjazdu na placówkę do Moskwy obejmując stanowisko ministra pełnomocnego, czyli – drugiej, po ambasadorze, osobie w naszej ambasadzie. Z dystansu patrzył na zmiany dokonujące się w Polsce i od środka na falę zmian, która zalewała ZSRR.
Po zmianie ustrojowej sam zrezygnował z pełnionej funkcji. Ówczesny minister spraw zagranicznych, Krzysztof Skubiszewski, zabiegał by utrzymać Go na placówce, ale J. Smoliński nie chciał pozostać rozumiejąc, iż stanowisko, jakie piastuje jest stanowiskiem politycznym i najzwyczajniej nie powinien na nim być ktoś „ze starej ekipy”. W drodze „targów” zgodził się zostać Konsulem Generalnym RP w Sankt Petersburgu. I znowu patrzył na dokonujące się i w Polsce, i w Rosji zmiany z perspektywy. Piastując urząd poznał ówczesne elity polityczne „północnej stolicy” Rosji. To ważne, bo wraz z rozwojem kariery wywodzącego się z Sankt Petersburga Władimira Putina, to one tworzyły nowe elity nowego kraju. On po prostu znał tych ludzi; wiedział jacy są, jak myślą, do czego dążą.
Po zakończeniu misji dyplomatycznej w Rosji, Jerzy Smoliński doskonale odnalazł się w biznesie, który potrzebował ludzi z jego kwalifikacjami. Dorobił się majątku, niezależności, poczucia bezpieczeństwa, spełniał się w roli głowy rodziny. Ale zawsze „coś” ciągnęło go na wschód… Co? Na pewno nie pieniądze. Raczej świadomość, iż znając Rosję i Rosjan, jego patriotyczną powinnością jest zamiana tych doświadczeń na realne działania na rzecz poprawy stosunków między Polską i Rosją.
Poświęcił się działalności Stowarzyszenia Współpracy Polska-Rosja, organizacji pozarządowej, stworzonej w celu budowania platform porozumienia między naszymi krajami. Idea tej organizacji jest taka, by poprzez współpracę naukowa, wymianę kulturalną i dialog historyczny, tworzyć grunt do współpracy politycznej. Przez jego mały i skromny gabinecik przewinęły się setki Polaków i Rosjan chcących pracować na rzecz tej idei. Kogóż tam nie było… Politycy wszystkich opcji, ministrowie przeróżnych rządów, posłowie, senatorowie, dyplomaci, naukowcy, reżyserzy, aktorzy, muzycy, dziennikarze, biznesmeni i studenci chcący poznać historię upadku ZSRR. Miał czas dla wszystkich i wszystkich traktował tak samo – z życzliwością i zaufaniem.
W ostatnich latach, kiedy stosunki polityczne między Polską i Rosją faktycznie zamarły, znaczenie jego Stowarzyszenia zmalało. Nie znaczy to jednak, iż stracił autorytet w środowisku, na rzecz którego pracował. Ten pozostał z Nim do końca. Tylko ludzie przestali patrzeć na świat poprzez okno, które im otworzył. Wraz ze śmiercią dr. Jerzego Smolińskiego, Polska straciła wielkiego patriotę, Rosja życzliwego i godnego zaufania partnera. Ja i grono mi podobnych, straciliśmy mentora.