Now Playing (174)

5 lat temu

Z oczywistych powodów słuchałem ostatnio często „The Last Day of Miners Strike” ukochanej grupy Pulp. Z tej okazji zaryzykuję wznowienie kategorii „plejlista”, zamarłej po poprzednim adresem.

Jak przystało na Pulp, kawałek jest raczej ponury. Wiadomo, ich piosenki są smutne choćby gdy pozornie są skoczne i wesołe, jak „Common People”.

Na jej ponurość wpływa prawdopodobnie też i to, iż to ostatni hit zespołu – który de facto się już rozpadł, ale kontrakt go zobowiązuje do nagrania premierowej piosenki na składankowy album. Mogli się wykręcić byle czym, ale za to właśnie kochamy Pulp, iż walczyli do upadłego choćby w meczu o pietruszkę.

Na ponurość tej piosenki być może wpływa też to, iż lider i frontmen grupy, Jarvis Cocker, był właśnie koło piędziesiątki. To wiek, w którym do człowieka dociera już to, iż wszystko co się miało interesującego wydarzyć w jego życiu, już się wydarzyło.

Pozostało już tylko nagrać kompilację „Greatest Hits”. I czekać, aż barman ogłosi „ostatnie zamówienia”.

„Ostatni dzień strajku górników” miał miejsce 3 marca 1985. To był gigantyczny sukces Margaret Thatcher, której udało się rozbić potęgę górniczych związków. Zakończyli trwający przeszło rok protest kapitulacją.

Nie wygrali niczego. Wielu ze strajku poszło prosto na bezrobocie. Bez zasiłku: zaostrzone przez Thatcher przepisy odbierały im choćby to.

Gdy zaczynali protest w 1984, taki jego wynik był nie do pomyślenia. Rok 1985 wszystkim pokazał, iż żyją teraz w takim właśnie świecie.

Kilka lat wcześniej Roger Waters celnie to podsumował na płycie „Final Cut”: iż thatcheryzm oznacza koniec „powojennego marzenia”. Brytyjscy żołnierze, tacy jak Eric Fletcher Waters (1914-1944) nie ginęli przecież na wojnie za lordów i fabrykantów, za utytułowanych palantów z „Downton Abbey”. Ginęli za marzenie, które (z być może przesadnie publicystyczną dosadnością) Waters definiuje w utworze „Gunners Dream”.

To było marzenie o Anglii jako ojczyźnie wszystskich Anglików. Zapewniającej im mieszkanie, jedzenie, elementarne poczucie bezpieczeństwa choćby na metaforycznym Zatorzu („You can relax / on both sides of the tracks”).

Upolitycznienie tekstów na „Final Cut” doprowadziło w końcu do rozpadu zespołu. Acz, muszę przyznać, płyta dobrze zniosła próbę czasu.

No tak, miało być o Pulp, a jest o Pink Floyd. Bo mnie się wszystko kojarzy, panie psorze…

Tytuł ostatniego przeboju Pulp należy chyba traktować metaforycznie. Podmiot liryczny ma jakiś zjazd psychiczny (jou madafaka), podczas którego przypomina mu się smutek tamtych dawnych dni.

Naiwny socjalizm strajkujących umarł razem z całym „powojennym marzeniem”. Zamiast niego nowe pokolenie dostało imprezy rave, razem z pigułkami poprawiającymi nastrój i zwyczajem „podnoszenia rąk” (COME ON PARTY PEOPLE!).

A więc (niegdyś robotnicza, w tej chwili bezrobotnicza) północ Anglii znowu się zrywa do boju. Bohater połknął wszystkie pigułki jakie miał. Może wreszcie dzięki temu przestanie się czuć, jakby był ostatni dzień strajku górników?
COME ON, COME ON, LET’S GET IT ON!

Idź do oryginalnego materiału