Nie znoszę teorii spiskowych. Nie zgadzam się również z takim sposobem odczytywania faktów politycznych i historycznych, który każe zawsze doszukiwać się w ich pierwszych przyczynach ingerencji służb specjalnych. Natomiast to co wydarzyło się 14 lipca na wiecu wyborczym Donalda Trumpa na wiecu wyborczym w Pensylwanii rodzi bardzo wiele pytań i wątpliwości.
Jak to się stało, iż 20 letni mężczyzna zdołał wejść na oddalony o 120 metrów dach budynku podczas wiecu wyborczego byłego prezydenta USA nie niepokojony przez nikogo?
Jak to możliwe, iż będąc na tym dachu zdołał rozłożyć broń długą, wymierzyć, a następnie oddać strzał? Dlaczego zamachowiec został zastrzelony dopiero kilkadziesiąt sekund po tym jak oddał kilka strzałów? jeżeli prawdą jest to, o czym już mówią przedstawiciele amerykańskich służb, iż niemożliwym jest, by zamachowiec był samotnym wilkiem, to kto faktycznie stał za zamachem na Trumpa? Kto mógł zyskać na udanym zamachu na kandydata republikanów? Kto mógł zyskać na nieudanym zamachu na najbardziej prawdopodobnego czterdziestego siódmego prezydenta Stanów Zjednoczonych? Dlaczego kilkudziesięciu policjantów, oraz agentów federalnych pracujących dla kilku agencji poniosło tak spektakularną porażkę? W końcu dlaczego Trump nie zginął skoro odległość była tak niewielka?
Nie lubię teorii spiskowych, ale człowiek, który zalecał doodbytnicze wlewki z wybielacza jako panaceum na Covid lubi je bardzo. Już dziś możemy bez ryzyka pudła domniemywać, iż w styczniu 2025 roku, Donald Trump już jako urzędujący prezydent zechce na część zasygnalizowanych wyżej pytań znaleźć odpowiedź i zadać owe pytania szefom służb, które zamachowi nie zapobiegły. To co wydarzyło kilkanaście godzin temu na wiecu wyborczym w miasteczku Butler w stanie Pensylwania zasadniczo wpłynie na Donalda Trumpa, na jego narcyzm, poczucie misji, skłonność do paranoi. Wydarzenia te sformatują czterdziestą siódmą kadencję prezydenta USA przesuwając ją w stronę podejrzeń, polaryzacji i fanatycznych rozliczeń.