Zawód nauczyciela należy do grup zawodów pomocowych – inaczej ujmując: profesji zorientowanych na człowieka. Jest naznaczony wysoką dynamiką relacji i głęboką dysproporcją między dawaniem a braniem na poziomie psychologicznym. Charakteryzuje go również etyczna i prawna odpowiedzialność.
Cenię sobie podejście profesora Jacka Pyżalskiego, który podkreśla znaczenie czynników salutogennych (podtrzymujących zdrowie) w budowaniu dobrostanu nauczyciela. Według mnie taka perspektywa sięga do źródeł filozofii self-reg i jednocześnie akcentuje postawę proaktywną. Po prostu należy zastosować zasadę podtrzymywania mleka pozostałego w naczyniu zamiast ratowania tego już rozlanego.
O samodyscyplinie mówi się coraz głośniej – i dobrze, bo przecież jest królową kompetencji miękkich, jednak wciąż zbyt cicho opowiadamy o mocy samoregulacji. Zapominamy, iż samodzielnie możemy zmieniać nasze zachowanie, nie opierając się na okolicznościach. Chcemy, aby nasi uczniowie nie byli zewnątrzsterowni, a jednocześnie tak bardzo uzależniamy nasze poczucie dobrostanu od tych, którym najmniej na nas zależy.
Praktycznie każde spotkanie szkoleniowe z nauczycielami rozpoczynam od tego, iż skupiamy się na naszym kręgu wpływu. Kto był na zajęciach FitWychowawcy, z pewnością pamięta niebieski parasol, charakterystyczny dla tej aktywności. Dopiero gdy zadbamy o siebie, gdy siebie napełnimy, możemy się tym dzielić. Covey bardzo często podkreśla, iż ludzie o mentalności dostatku rezerwują sobie czas na samotność. Przebywają na łonie przyrody, nasycają się ciszą, kontemplują sztukę, spotykają się z ludźmi, dla których rozwój osobisty i duchowy jest osią życia.
Taka wizja wydaje się idealna jak piękny, niemożliwy do zrealizowania moment ze wzniosłą muzyką w tle. W kontekście naszej rzeczywistości ten obrazek aż boli. Nastawieni na cel, zapominamy o drodze. W napięciu gonitwy za czasem podnosimy jedynie statystykę wykonanych zadań. Tymczasem nasz pasek energii niknie w oczach, a gdy nastają te ważne, wyczekane chwile, nie mamy sił, by się nimi cieszyć. Czar pryska i porzucamy marzenie. Zmienia się ono w wyrzut sumienia, a nasze serce staje się nieczułe. Z kpiną zaczynamy spoglądać na tych, którzy wciąż wierzą w swoją misję, podcinamy im skrzydła, nie pamiętając, jak wielki to był dla nas samych ból.
A wystarczyłoby codzienność uczynić znaczącą, myśleć o niewygodnej drodze, nie konsumować celu, zanim nadejdzie adekwatny czas. Jolanta Brach-Czaina w Szczelinach istnienia, jednej z najważniejszych książek filozoficznych lat 90. (kto ogląda na YouTubie moją serię „Z książką w lesie”, wie, jak cenię tę publikację), przywraca zwykłej codzienności jej królewską rangę:
„Podstawę naszego istnienia stanowi codzienność. A iż fakt istnienia przeżywamy jako niezwykle ważny, więc ogarnia nas zdumienie, ilekroć uświadamiamy sobie, iż upływa ono na drobiazgach. Codzienność stanowiąca tło egzystencjalne zdarzeń niezwykłych, których oczekujemy – często nadaremnie – może więc decydować o wszystkim. Ma wymiar drobny. Częstotliwość dużą. Jest niezauważalna”.
Wierzę, iż liczy się tylko to, co robimy codziennie. Wierzę w moc nawyku, w małe kroki, które budują naszą tożsamość. W ściąganie marzeń na ziemię, dzielenie ich na kawałki, osadzanie w drodze, właśnie po to, aby nigdy z tych chmur nie dać się zepchnąć. By w starości mieć oczy pełne pasji i wiary, by nigdy nie tęsknić za duszą z młodości.
Niestety nikt nie nauczył nas marzyć. Planowanie i realizacja marzeń powinny zająć ważne miejsce wśród szkolnych przedmiotów. Cieszę się, iż coraz więcej nauczycieli sięga po scenariusze lekcji wychowawczych Wychowanie do osobistego rozwoju, które napisałam z Marzeną Kud. To moja misja, aby trening kompetencji miękkich wszedł na dobre do polskiej edukacji, by nasze dzieci i młodzież miały szansę być po prostu szczęśliwe, spełnione. To moja cegiełka dokładana do tego, by wychowawcy poczuli realne wsparcie w swojej pracy. Chciałabym, aby w pokojach nauczycielskich zaczęto rozmawiać o lekcjach wychowawczych jako o szansie na prawdziwy rozwój – i uczniów, i nauczycieli.
Czasami przychodzi taki moment w naszym nauczycielskim życiu, iż chcąc innych ratować, niszczymy siebie. Przeżyłam go. Drogo mnie kosztował. I nie tylko mnie. Mój mąż był w centrum tej burzy. Robię wszystko, by już nigdy więcej do tego nie dopuścić. Uczę się, zbieram narzędzia i posyłam dalej. Przy tym wzmacnianiu siebie ważne jest, aby zachować delikatność. By z jednej strony nie rozgotować się we wrzątku doświadczeń jak marchewka, ale też nie sprawić, by nasze serce stwardniało jak jajko. Pozostać sobą i niczym ziarno kawy właśnie w tym wrzątku pachnieć najpiękniej.
Znalazłam swój przepis na budowanie dobrostanu. Mieści się on w dwóch słowach: fenomen poranka. Zachęcam Cię do sięgnięcia po książkę o takim właśnie tytule. Opowiadałam o niej z wypiekami na twarzy na jednej z transmisji live „Z książką w lesie”. Wstaję przed wschodem słońca i to jest mój święty czas. Wtedy napełniam się po brzegi tym, co dla mnie ważne i piękne. Czytam, modlę się, słucham muzyki, piszę książki, scenariusze teatralne, oglądam obrazy, kadry widowisk teatralnych, biegam, chodzę po lesie, słyszę śpiew ptaków, czuję wiatr na twarzy, pozwalam sobie na łzy. Doświadczam wzruszenia pięknem tego, co jest tu i teraz. Bez oczekiwań, bez wyrzutów, po prostu jestem w tej mojej codzienności. Uważnie, świadomie.
Zdaję sobie sprawę z tego, jak to brzmi. Wiele lat temu słuchałam takich słów podejrzliwie, choć gdzieś na dnie duszy tęskniłam za takim stanem. Za dobrostanem, który został nam dany tak po prostu, bo żyjemy, bo jesteśmy – i to wystarczy. Jestem pewna, iż w Tobie też jest taka tęsknota. Pozwól sobie na to, by ją wypełnić. Zatrzymaj się. Zatrzymaj myśli. Wierz mi, można się tego nauczyć. Znajdź taki moment w ciągu dnia, kiedy skupisz się na tym, co widzisz (przez dwie minuty wymień to, co jest przed Twoimi oczami), co słyszysz (z zamkniętymi oczami skup się na tym, co słyszysz), i ostatnie dwie minuty zadedykuj temu, co czujesz, tak zmysłowo. Będziesz zaskoczony, jak wiele ukojenia przyniesie Ci to doświadczenie. W taki sposób nauczysz się też przyglądać swoim myślom i puszczać je wolno.
Zranieni nocną bezsennością z powodu krzyczących myśli nie mamy siły na budowanie porywających wizji, a cóż dopiero na ich realizację.
Zarządzanie energią jest zdecydowanie lepszym pomysłem niż choćby zarządzanie sobą w czasie. Dodam, iż jedno nie eliminuje drugiego. W moim odczuciu zarządzanie energią to jeszcze wyższy poziom proaktywności – samoświadomość. Eliminuję wampiry energetyczne na rzecz tego, co mnie buduje. Świadomie zwalniam, by potem skuteczniej przyspieszyć. Miło jest tak na chwilę zawiesić siebie w istnieniu. Po takiej chwili nasze bycie nabiera klarowności i pełni. Prawo siewu i zbioru działa bardzo precyzyjnie, nie da się go oszukać.
Jak twierdzi Stephen R. Covey, informacja o tym, kim jesteśmy, jest ważniejsza i ma większą siłę perswazji niż to, co mówimy, lub choćby to, co robimy. Bo jak słusznie zauważył Emerson: „To, kim jesteś, krzyczy tak głośno, iż nie słyszę, co mówisz”. Nasze słowa często nie są słyszane, ale nasza postawa zawsze jest modelowana. Przynajmniej w jakimś stopniu. Nie bez kozery mówi się: jaki wychowawca, taka klasa. Możemy się z tym nie zgadzać, ale fakty świadczą same za siebie. Osobowość jest naszym głównym narzędziem pracy. Pracuje się tym, kim się jest. I ta zasada obowiązuje nie tylko w szkole.
Zwyczajne życie, zanurzone w prozie codzienności, wydaje się nam, nauczycielom z pasją, rozrzedzone. Na dodatek często jest przykryte kołdrą oczekiwań, która wywołuje bolesny niepokój, nerwowość. Szukamy wielkich wyzwań, tęsknimy za poezją, która zmienia świat, a czujemy zapach zamkniętego kręgu beznadziejności.
Muska nas w twarz coś podobnego do paniki wynikającej z tego, iż nie odciśniemy w historii takiego piętna, jakie zmieniłoby bieg życia naszych uczniów. Czas się z tego wyzwolić. Nie musimy żyć pod pręgierzem stereotypów.
Skoro nasz zawód jest zorientowany na człowieka, nie zatracajmy swojego człowieczego wymiaru. Najpierw dbajmy o rozwój ludzkiej istoty, którą zostaliśmy obdarzeni w dniu swoich narodzin.
Pielęgnujmy swoje wdzięczne, uważne serce. Dajmy mu widzieć, słyszeć i czuć. Codziennie!
Katarzyna Skolimowska