Być może w społeczeństwie, którego nie spaja już żadna organiczna więź, taki przymusowy i odgórnie zarządzany solidaryzm jest nieunikniony. Ale wraz z nim nieunikniona jest też pokusa, by sprawy te ostatecznie przekazać w ręce zawodowych naprawiaczy świata, którzy (jak pisał Thomas Stearns Eliot):
Nieustannie próbują uciecOd ciemności zewnętrznych i wewnętrznych
W marzenia o systemach tak doskonałych, iż nikt nie będzie musiał być dobry [3]. Ponieważ nie chciałbym żyć w systemie, w którym nikt nie będzie musiał być dobry, umieściłem na stronie "Kompromitacji" zachętę, by nie zaniedbywać również prywatnych odruchów serca. Niektórzy jednak próbowali ją wyszydzić. Ostatnio zaś otrzymałem w odstępie kilku dni dwa bardzo podobne w duchu listy. Pierwszy z sugestią, żebym może nie wyważał otwartych drzwi, gdy istnieje już tak wspaniała inicjatywa jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, i po prostu umieścił jej serduszko na swojej stronie. Drugi wręcz z przyganą, iż ośmielam się mieć własny pomysł w sytuacji, gdy dla wszystkich porządnego człowieka jest oczywiste, iż należy w pierwszym rzędzie wspierać WOŚP.
W obu wypadkach użyto formularza i nie podano adresu zwrotnego, ale uznałem, iż dobrze byłoby przynajmniej tą drogą wyjaśnić, dlaczego uważam moją zachętę za lepsze rozwiązanie niż wsparcie dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Argumenty mam przynajmniej cztery.
Po pierwsze, lepiej jest, gdy ofiarodawca bierze odpowiedzialność za wybór konkretnego potrzebującego, ponieważ to właśnie ten wybór ma moralne znaczenie [4]. Natomiast datek wręczony pośrednikowi dobroczynności, którego podsuwa reklama lub moda, trafi ostatecznie do tego, kogo wybierze pośrednik.
Nadto w wypadku WOŚP sposób zbierania datków jest dziś równie anachroniczny jak instytucja dziadów odpustowych [5]. Być może dzieciarnia z puszkami to był świetny pomysł w latach 30. i jeszcze w miarę sensowny w latach 90., gdy koszt przekazania drobnego datku potrzebującemu mógł być nierzadko wyższy niż sam ten datek. Ale w czasach darmowych przelewów nie ma to już najmniejszego sensu. Zwłaszcza wtedy, gdy ulicznej zbiórce towarzyszą dodatkowe imprezy, które choćby najoszczędniej zorganizowane też kosztują.
Po drugie, lepiej jest, gdy potrzebujący dostaje swoje wsparcie od razu, niż aby musiało on przechodzić przez całą administracyjną machinę pośrednika dobroczynności, a potem jeszcze długo leżało tam na koncie. Nie mówiąc już o tym, iż ostatecznie to znów pośrednik zadecyduje, na co te pieniądze wyda. jeżeli akurat ma ochotę kupować biednym buty, to buty dostaną również ci, którym bardziej potrzebny byłby szalik i czapka. Buty naturalnie też wezmą, bo czemu nie brać jak dają, ale z pewnością nie będzie to - jakby powiedział ekonomista - optymalna alokacja zasobów.
Po trzecie, lepiej jest, gdy ofiarodawca nie obnosi się ze swoją szczodrością. "Kiedy więc dajesz jałmużnę - powiada Jezus w Ewangelii Mateusza - nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili". Lewica zaś zawsze bezlitośnie kpiła z balów dobroczynnych, na których bogaci prześcigają się od święta w dobroci. Jest to więc intuicja moralna niejako ponad podziałami. Tymczasem WOŚP obiecuje trąbić aż do końca świata i jeden dzień dłużej.
Wreszcie po czwarte i najważniejsze, gdy prywatny ofiarodawca w domowym zaciszu wpłaca parę groszy na konto hospicjum albo szpitala, raczej nie robi sobie złudzeń, iż bez jego groszy instytucja ta pójdzie z torbami. Natomiast wokół WOŚP tworzy się taką atmosferę, jakby jej zbiórki nieustannie ratowały polską służbę zdrowia. A życie w kłamstwie czasem miewa jednak przykre konsekwencje.
W rzeczywistości efekt tych zbiórek jest nikły. W latach 2010-2021 wydano w Polsce na sprzęt medyczny dla publicznej służby zdrowia łącznie dwadzieścia trzy miliardy złotych (23 065 mln), z czego na WOŚP przypada jeden miliard (1 034 mln), czyli 4,48% [6]. Niewiele.
Efekt ten maleje jeszcze bardziej, gdy spojrzeć na służbę zdrowia realistycznie, to znaczy całościowo. Sam sprzęt bowiem nigdy nikogo nie wyleczył. Drogi aparat bez wysokiej klasy specjalisty sam może najwyżej zardzewieć. choćby maszynę, która robi 'ping', ktoś musi włączyć. Poza tym w wielu wypadkach wcale nie sprzęt jest najkosztowniejszy, ale drogie leki. Tymczasem to, co zbiera WOŚP, to zaledwie drobny ułamek jednego procenta budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia. Do każdego tysiąca złotych z budżetu NFZ Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy dorzuci w tym roku najwyżej dwa złote. No, może dwa złote i dziesięć groszy, jeżeli uda się zebrać trzysta milionów. Mam wrażenie, iż po trzydziestu latach przez cały czas nie jest to wiedza powszechna.
Na koniec sprawa marginalna, ale budząca chyba największe emocje, a mianowicie postać Jerzego Owsiaka. Jednych zachwyca, innych doprowadza do białej gorączki [7]. Emocje budzą również jego zarobki, co skądinąd zrozumiałe w wypadku osoby, która obraca cudzymi pieniędzmi, a jednocześnie ani nie składa oświadczenia majątkowego, ani choćby nie pokazuje swojego PIT-u. Owszem, nie ma takiego prawnego wymogu, ale są jeszcze wymogi moralne i dobre obyczaje.
Nie wspominałbym tu o zarobkach jakiegokolwiek przedsiębiorcy od spraw miłosierdzia, bo to często sfera złośliwych i niemożliwych do zweryfikowania plotek, gdyby nie to, iż Jerzy Owsiak sam, z własnej nieprzymuszonej woli, w dość osobliwy sposób odniósł się do tej kwestii:
Byłem dzisiaj świadkiem konferencji prasowej Narodowego Banku Polskiego dotyczącej zarobków związanych z pracą w tej instytucji. [...] Z tej konferencji niestety ani ja, ani nikt się nie do końca dowiedział, jakie są wynagrodzenia w tak ważnej instytucji. A przecież to proste. Kiedy za czasów PRL-u funkcjonował tzw. "pasek", to na pasku było wydrukowane z jaką pensją wracamy do domu. Był to fizycznie wydrukowany pasek papieru. Dzisiaj taki pasek po porostu wyskoczy nam na ekranie komputera. I tak szanowni Państwo, dla przykładu - bo wiem, iż to co i raz pobudza ludzką wyobraźnie. Ja, Jurek Owsiak, od 6 lat pracuję w firmie Złoty Melon, która jest jednoosobową spółką należącą tylko i wyłącznie do Fundacji WOŚP i która ma na celu pozyskiwanie pieniędzy dla Fundacji poprzez prowadzenie wszelkich działań gospodarczych z nią związanych. Jestem prezesem zarządu tej spółki i moje wynagrodzenie "na rękę" wynosi ok. 10 tys. złotych. Jego wielkość nie zmieniła się w ostatnich latach znacząco, bo ostatnia moja podwyżka miała miejsce w październiku 2017 roku i wynosiła 1000 zł. [...]Czy taka pensja jest wystarczająca? Nigdy nie narzekałem, nigdy nie był to dla mnie temat "być albo nie być". Od razu zaznaczam, iż praca w Złotym Melonie nie jest moim jedynym źródłem utrzymania. Będąc także dziennikarzem radiowym, a także będąc wykładowcą w agencji Power Speech i otrzymując wynagrodzenie za wykłady, jestem szczęśliwy, iż dzięki własnej pracy mogę osiągać dochody na swoje utrzymanie. [...]
Jak sami widzicie można o tym mówić prosto, bez żadnych kombinacji. Jakby ktoś chciał dowiedzieć się więcej, to odsyłam do swojego Urzędu Skarbowego - rozliczam się w US w Warszawie, przy ulicy Wynalazek 3. Pytajcie, pukajcie, ale powiedzą Wam to, co ja (Jurek Owsiak, "Zarobki", Facebook, 9 stycznia 2019; zachowałem pisownię oryginału, wyróżnienie moje).
Ponieważ chciałem dowiedzieć się więcej, napisałem w tej sprawie do "US w Warszawie, przy ulicy Wynalazek 3". Z odpowiedzi - która mnie nie zaskoczyła, ale wolałem się upewnić - wynikało, iż zostałem oszukany, ponieważ zgodnie z obowiązującymi przepisami żaden urząd skarbowy nie ma prawa powiedzieć mi ani słowa o czyichkolwiek dochodach, a więc również o dochodach Jerzego Owsiaka.Nie wiem, jaki był cel tak ostentacyjnego naigrawania się z ludzkiej ufności, ale poczucie, iż jest się kimś nie do ruszenia, niejednemu już zawróciło w głowie.
Wszystko to tym dziwniejsze, iż te głupie dziesięć tysięcy "na rękę" to tylko mała nieważna wisienka. Wielki tort do podziału znajduje się przecież zupełnie gdzie indziej.
[1] Eugène Delacroix, Dzienniki 1854-1863, przekład Joanny Guze i Julii Hartwig, słowo / obraz terytoria, Gdańsk 2007, s. 49.
Dla koneserów jeszcze raz to samo w oryginale:
""Il y a des entrepreneurs de charité qui nous évitent le souci de bien placer les offrandes que l'on adresse aux malheureux du monde entier qu'on soulage ainsi sans les connaître ni les rencontrer jamais. Ces philanthropes de profession sont tous gras et bien nourris: ils vivent heureux du bien qu'ils sont chargés de répandre. Heureux donc le siècle et tous ces bienfaiteurs qui croient avoir supprimé tous les maux, parce qu'ils en détournent la vue; plus heureux les adroits dispensateurs de l'universelle charité qui ont résolu le problème de ne se priver de rien, en donnant à tout le monde" (Eugène Delacroix, Journal, tom II: 1850-1854, redakcja Paul Flat i René Piot, Plon, Paryż 1893, s. 383).
[2] Frédéric Bastiat, Ce qu'on voit et ce qu'on ne voit pas ou l'économie politique en une leçon, Librairie de Guillaumin et Cie, Paryż 1950, s. 19-20. Wprawdzie istnieją przynajmniej dwa polskie przekłady, ale zdecydowałem się na własny. A dla koneserów oczywiście i tak jest oryginał:
"M. Lamartine disait: Si vous supprimez la subvention d'un théâtre, où vous arręterez-vous dans cette voie, et ne serez-vous pas logiquement entraînés à supprimer vos Facultés, vos Musées, vos Instituts, vos Bibliothèques? On pourrait répondre: Si vous voulez subventionner tout ce qui est bon et utile, où vous arręterez-vous dans cette voie, et ne serez-vous pas entraînés logiquement à constituer une liste civile à l'agriculture, à l'industrie, au commerce, à la bienfaisance, à l'instruction?".
[3] Jest to ustęp z szóstej części Chórów z "Opoki". Adam Pomorski przekłada te linijki nieco inaczej:
"Ustawicznie próbują uciekać
Z zewnętrznych i wewnętrznych ciemności,
Rojąc o ustrojach tak doskonałych, iż nikt nie musi być dobry" (Thomas Stearns Eliot, W moim początku jest mój kres, przełożył, komentarzami i przypisami opatrzył Adam Pomorski, Świat Książki, Warszawa 2007, s. 194).
A dla koneserów oryginał:
"They constantly try to escape
From the darkness outside and within
By dreaming of systems so perfect that no one will need to be good" (T[homas] S[tearns] Eliot, Collected Poems 1909-1962, Harcourt, Brace & World, Nowy Jork, cop. 1963, s. 160).
Nb. w Internecie można się również natknąć na cokolwiek pokraczną wersję ostatniego wersu, który ktoś przerobił na rezonerskie pouczenie: "It is impossible to design a system so perfect that no one needs to be good". Biedny Eliot!
[4] "Niech twoja jałmużna przesiąknie potem rąk twoich, aż będziesz wiedział, komu dajesz" - to zalecenie z apokryficznej Nauki dwunastu Apostołów (Didache, I, 6), która powtarza je za jakimś jeszcze starszym źródłem, ma walor zdroworozsądkowy, więc jest do przyjęcia przez każdy rozsądny światopogląd. Podaję je w przekładzie Anny Świderkówny (Pierwsi świadkowie. Pisma Ojców Apostolskich, wydanie II, uzupełnione i poprawione, przekład Anna Świderkówna, wstęp, komentarz i opracowanie ks. Marek Starowieyski, Wydawnictwo M, Kraków 2010, s. 33).
Wprawdzie o Didache na wiele stuleci zapomniano (weszło w szerszy obieg dopiero w XIX wieku), ale nie o zdrowym rozsądku w kwestiach dobroczynności:
"Kanoniści średniowieczni stosowali subtelne rozróżnienia między pożytkami jałmużny dla dobroczyńcy i dla obdarowanego. Wprowadzało to do świadomości społecznej zasadność rozróżniania wśród ubogich. Jeden z takich interpretatorów, Guido de Baysio, pisał, iż prawdziwie cnotliwy jest akt miłosierdzia tylko wtedy, gdy czyniony jest rozsądnie, a zatem gdy bierze się pod uwagę jego skutki zarówno dla jałmużnodawcy, jak i dla otrzymującego jałmużnę. Celowa była przeto praktyka wspierania ludzi sobie znanych, zubożałych członków własnej społeczności [...]" (Bronisław Geremek, Litość i szubienica. Dzieje nędzy i miłosierdzia, Czytelnik, Warszawa 1989, s. 35).
Zdawano też sobie wtedy doskonale sprawę z tego, iż jałmużnę często wyłudzają oszuści, zwłaszcza fałszywi kalecy. Ale choćby prawdziwych podejrzewano o to, iż widzą w cudzej dobroczynności sposób na łatwe życie, o czym świadczy ucieszna historyjka o dwóch paralitykach, którzy dowiedziawszy się, iż podczas przenoszenia relikwii św. Marcina z Tours następują w okolicy liczne uzdrowienia, "przestraszyli się srodze" i jeden tak rzekł do drugiego: "Oto, bracie, żyjemy w wygodnym nieróbstwie. Nikt nas nie niepokoi, wszyscy się nad nami litują, mamy tylko taką pracę, jaką chcemy - żeby rzec krótko: pędzimy dni nasze w dobrobycie. Gdyby zatem teraz przytrafiło nam się cudowne uzdrowienie, musielibyśmy podjąć pracę fizyczną, do której nie przywykliśmy, a już nie sposób byłoby żebrać". Postanawiają więc czym prędzej uciec i w pośpiechu zarzucają na ramiona swoje kule - cud niestety już się dokonał (Geremek, s. 60; częściowo cytuję, częściowo parafrazuję).
Rzecz jasna, taki sposób na łatwe życie dotyczy w znacznie większym stopniu wszelkich pośredników dobroczynności, toteż aż strach pomyśleć, co by się z nimi stało, gdyby na przykład polska służba zdrowia została nagle cudownie uzdrowiona.
[5] To zadziwiające, jak wielu pośredników dobroczynności ma upodobanie w anachronicznych pomysłach jakby żywcem wziętych z nowelek Prusa. Na przykład gdy idzie o niesienie pod strzechy oświaty i kultury - i to bez liczenia się z kosztami. Zdarzyło mi się choćby jakiś czas temu korespondować w tej sprawie z panią Danutą Kuroń, prezesem Zarządu Fundacji Edukacyjnej Jacka Kuronia. Do nawiązania korespondencji skłoniła mnie zaś lektura sprawozdania finansowego Fundacji, w którym skrupulatnie odnotowano choćby tak drobne wydatki, jak "Opłata za kody, przelewy, zabezpieczenie transakcji, prowizja" w wysokości 2,45 zł czy też "woda" za 1,80 zł. A obok tego lekko licząc (gdy się zsumowało odpowiednie rubryki) trzydzieści tysięcy wydane na koncert, by kilkadziesiąt osób we wsi Teremiski mogło posłuchać na żywo muzyki Witolda Lutosławskiego. Samo honorarium za wypożyczenie i nastrojenie fortepianu wyniosło pięć tysięcy (na wynagrodzenia wydano razem ponad dwadzieścia jeden tysięcy). W czasach Internetu i YouTube ekstrawagancja wprost niepojęta!
Może dlatego strona www.teremiski.edu.pl od jakiegoś czasu nie zachęca do takich dociekań, ale gdy się wie, czego szukać, jeszcze można to znaleźć.
Nb. pewnym ezoterycznym inicjatywom nie pomoże choćby Internet i YouTube. Tych kilkanaście filmików od roku 2011 wyświetlono łącznie mniej razy, niż strona "Kompromitacji" jest wyświetlana w ciągu tygodnia.
[6] Wszystkie liczby podaję za niezmiernie entuzjastycznym artykułem Jacka Frączyka, WOŚP kontra budżet państwa. Oto kto i ile daje na sprzęt w szpitalach, businessinsider.com.pl, 30 stycznia 2023. Rozmyślnie wyszukałem entuzjastę, by nikt mi nie zarzucił, iż biorę dane od zacietrzewionych grymaśników.
Nb. w sześcioleciu 2010-2015 WOŚP zebrała 242 miliony, natomiast w sześcioleciu 2016-2021 - już 792 miliony, ponad trzy razy więcej! Co zdaje się świadczyć o znacznym wzroście zamożności Polaków po 2015 roku. Tak w każdym razie wynika z rachunków WOŚP, których chyba żaden niedowiarek podważać nie będzie.
[7] Wbrew pewnemu wygodnemu mitowi nie są to wyłącznie ludzie z kręgów prawicy, aktualnej władzy, Kościoła etc. Tutaj w pigułce opinia Łukasza Foltyna, twórcy programu Gadu-Gadu, który deklaruje się jako socjaldemokrata. A tutaj artykuł Piotra Wójcika Owsiak stracił tysiaka, ochrona zdrowia zyskała 7 mld zł (nie z WOŚP) z portalu jeszcze bardziej lewicowej "Krytyki Politycznej".