Około tysiąc pracowników PZL-Świdnik nie przyszło do pracy. Oto powód

3 godzin temu
Zdjęcie: Polsat News Polityka


Około jedna trzecia załogi PZL-Świdnik, czyli około tysiąc osób, postanowiło w piątek wziąć urlopy na żądanie w ramach sprzeciwu skierowanego w stronę zarządu spółki. Pracownicy nie zgadzają się na propozycję podwyżek, która jest niższa od tej, o którą walczą - o 8,5 proc. I choć od pracodawcy słyszymy, iż realizowane są negocjacje w tym zakresie, inaczej sytuację przedstawia strona związkowa. Biorących w akcji pracowników mogłoby być jeszcze więcej, ale nie wszyscy otrzymali zgodę na urlop.


W ramach walki o wyższe płace załoga świdnickich zakładów postanowiła wziąć urlopy na piątek, 7 lutego i nie przyjść do pracy. Z informacji Interii wynika, iż łącznie mowa o około tysiącu osób, a więc jednej trzeciej zatrudnionych. Część z nich wyszła przed siedzibę firmy i w ciszy blokowała ruch samochodowy. Pracownicy nie są zadowoleni z zaproponowanych przez zarząd podwyżek na 2025 rok.

Załoga PZL Świdnik walczy o wyższe płace


PZL-Świdnik nie chce komentować na tym etapie zaistniałej sytuacji. Jak słyszymy od rzecznika spółki, w tej chwili realizowane są rozmowy z załogą.


- Są negocjacje, więc nie komentujemy tej sytuacji. Ponieważ negocjacje trwają, to zwyczajowo w ich trakcie nie podejmuje się działań innych niż negocjacje - mówi Interii Dariusz Szulc, nazywając obecną sytuację "kuriozalną". Podkreśla jednoczenie, iż załoga ma prawo do wzięcia urlopu i pracodawca tego nie neguje. Reklama
Jednak inaczej sprawę komentują pracownicy.
- Była to spontaniczna akcja pracowników, którzy dziś wypisali urlopy na żądanie. Części pracowników odmówiono tych urlopów; pracodawca twierdzi, iż zablokowałoby to produkcję - wyjaśnia nam Piotr Sadowski, przewodniczący Zarządu Krajowego Związku Zawodowego Inżynierów i Techników oraz członek Rady OPZZ, który po godzinie 7:00 rano w piątek dowiedział się, iż wielu pracowników postanowiło zrezygnować tego dnia z pracy i postanowił do nich dołączyć. Akcja zakończyła się po kilku godzinach; załoga nie wróciła do pracy.

Sytuacja w PZL-Świdnik. "Od 13 stycznia pracodawca ani razu się nie spotkał"


Nasz rozmówca wskazuje, iż na początku października 2024 roku, zgodnie z porozumieniem płacowym, powinny rozpocząć się negocjacje na temat podwyżek na 2025 rok.
- Ponieważ pracodawca nie podjął tych rozmów wystąpiliśmy o nie na piśmie. Rozpoczęły się na początku listopada. Pracodawca zaproponował porozumienie na 3 lata, przy czym podwyżki były tak absurdalnie niskie, iż pomimo iż udało nam się tę propozycję, która od stycznia obowiązuje, trzykrotnie podbić, to ona jest przez cały czas bardzo niska. Gdy nie doszliśmy do porozumienia spisaliśmy protokół rozbieżności i zaproponowaliśmy mediatora: wojewodę lubelskiego, panią poseł Martę Wcisło z tego powodu, iż tylko oni mają wgląd w kontrakty rządowe, które PZL realizuje. Pracodawca nie wyraził zgody na mediatorów społecznych, więc zaproponowaliśmy mediatora z listy MRPiPS, pana Pawła Śmigielskiego, na co również pracodawca nie wyraził zgody - wyjaśnia Sadowski.



Związkowcy wystosowali więc pismo o wyznaczenie mediatora z urzędu. W tym tygodniu zostali poinformowani przez dział HR, iż nie ma on wiedzy na temat decyzji. Jak dowiadujemy się w resorcie, mediator został już wyznaczony i niedługo o szczegółach zostanie poinformowany zarząd spółki.
- Od 13 stycznia, czyli od daty podpisania protokołu rozbieżności, pracodawca ani razu się nie spotkał i nie przedstawił nowych propozycji. Pracodawca nie wyraził zainteresowania. To, iż przeszliśmy do etapu mediacji nie oznacza, iż musi od razu wejść mediator; strony mogą się w międzyczasie spotykać - podkreśla.
Piątkowa akcja była pokłosiem poniedziałkowej decyzji władz spółki o przyznaniu podwyżek pracownikom, która wprowadza w życie. Sadowski tłumaczy, iż propozycja była tożsama z protokołem rozbieżności, na którą załoga się nie zgodziła. Nie może jednak zdradzić, ile dokładnie wynosi, bowiem wszystkie dokumenty są opatrzone klauzulą tajności. Jest jednak ona niższa od postulatu załogi, a więc 8,5 proc. od 1 stycznia.
Jak wynika ze sprawozdań finansowych wynagrodzenie zarządu i rady nadzorczej PZL-Świdnik rośnie. W 2021 roku wyniosło 2,85 mln zł, rok później było to 3,85 mln zł, zaś w 2023 roku - 4,03 mln zł.

PZL-Świdnik potrzebuje nowych pracowników


To jednak nie wszystko - pracownicy w dużej mierze pracują ponad normę.
- Według kontroli PIP, która miała u nas miejsce, rekordziści mieli po 960 godzin nadliczbowych przepracowanych w skali roku. Z godzin nadliczbowych płaca minimalna ładnie rośnie do góry, tylko nie chodzi o to, żeby ktoś kosztem swojego życia rodzinnego nie wychodził z firmy, tylko na okrągło pracował, żeby tę rodzinę utrzymać. Jesteśmy firmą lotniczą, jedyną w Polsce, która ma tak potężny potencjał od konstruowania do produkcji, certyfikowania, szkolenia, serwisowania, ale w ślad za tym powinny pójść pieniądze. Zyski naszej firmy na przestrzeni ostatnich pięciu lat oscylują w granicach 110-140 mln zł. Ale to nie idzie z płacami pracowników w parze - komentuje przewodniczący Zarządu Krajowego ZZIT. Podkreśla jednak, iż z rozliczeń z godzin nadliczbowych firma wywiązuje się bez zastrzeżeń.
Sadowski zwraca uwagę, iż w tej chwili w PZL-Świdnik potrzeba wykwalifikowanych specjalistów.
- Pracuję w firmie 40 lat, w większości jako konstruktor śmigłowców, znam je od podszewki. Tu nie może przypadkowa osoba pracować; u nas nie ma miejsca na jakiekolwiek fuszerki, bo później może dojść do wypadku lotniczego i tragedii. Musimy mieć naprawdę dobrą kadrę i o nią zadbać. Ale kadra musi zarobić nie kosztem pracy w godzinach nadliczbowych i życia rodzinnego, tylko w normalnych godzinach. Cały czas firma zatrudnia, bo mamy duży wzrost produkcji - mówi Interii.
Pracownicy są dowożeni wręcz z innych miejscowości, m.in. z Chełma i Puław, bo brakuje rąk do pracy.
- Zrealizowaliśmy duży kontrakt na 4 śmigłowce AW101, realizujemy duży kontrakt na 32 śmigłowce AW149 dla polskiej armii. Realizujemy kadłuby dla 90 proc. śmigłowców produkowanych w koncernie; nasze struktury lotnicze są wysyłane np. do włoskich zakładów, do Filadelfii. Pracy mamy bardzo dużo; firma się rozwija, ale niestety, te płace nie są na poziomie odpowiadającym firmom lotniczym - ocenia. I dodaje, iż w przypadku podobnych zakładów w Rzeszowie czy Mielcu pracownikom udało się dojść do porozumienia z władzami firm.
- Osiągnęli poziom, który by nas zadowolił - podkreśla.

PZL-Świdnik dostarcza śmigłowce dla wojska



Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego PZL-Świdnik to jedna z najważniejszych spółek dla przemysłu obronnego i lotnictwa w Polsce. Około 80 proc. śmigłowców dostarczanych resortowi obrony narodowej produkowanych jest właśnie w Świdniku. Pracuje tam około 3 tysiące osób, z czego około jedną piątą stanowią inżynierowie.
Właścicielem zakładu, który powstał jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku jest w tej chwili koncern Leonardo. Produkuje on m.in. śmigłowce AW149, wyposażane m.in. w różnego rodzaju systemy obserwacyjne, uzbrojenie, pociski rakietowe czy systemy samoobrony.
W PZL Świdnik prowadzona jest również działalność badawcza. "W 2015 r. utworzono lub gruntownie zmodernizowano Laboratorium Zaawansowanych Technologii, Dział Zaawansowanych Technologii, Dział Projektowy oraz Laboratorium Badań i Pomiarów Naziemnych. Projekt był dofinansowany z funduszy europejskich i miał na celu umożliwienie prowadzenia w Polsce prac B+R na światowym poziomie i zwiększenie udziału firmy w Europejskiej Przestrzeni Badawczej. Dzięki temu spółka prowadzi badania nad innowacyjnymi technologiami materiałowymi i metodami formowania kompozytowych struktur lotniczych, które należą w tej chwili do jednych z najbardziej zaawansowanych w swoim obszarze."- głosi raport "Polski Przemysł Lotniczy. Potencjał i perspektywy rozwoju".
Paulina Błaziak
Idź do oryginalnego materiału