W nocy z 12 na 13 lipca 2024 roku wybuchł potężny pożar w fabryce produkującej popularne paluszki "Beskidzkie". Ogień strawił dwie hale produkcyjne znajdujące się w Malcu koło Kęt. Na szczęście nikt nie ucierpiał – zatrudnionych ewakuowano w porę z zakładu, a pożar ugasiły jednostki straży pożarnej, których w miejscu zdarzenia stawiło się aż 30.
Zdarzenie wygenerowało potężne straty materialne. Co oczywiste, pojawiły się wątpliwości związane z dalszą działalnością firmy Aksam. Producent nie ugiął się jednak pod ciężarem problemów. W ich rozwiązaniu pomogła cała Polska.
Była to reakcja na heroiczną decyzję przedsiębiorstwa o niezwalnianiu zatrudnionych. Producent pomimo redukcji godzin zatrudnienia nie obniżył także pensji pracowników. Te deklaracja sprawiła, iż Polacy tłumnie ruszyli na pomoc firmie.
Producent paluszków "Beskidzkich" na stałe zapisał się w historii polskiego biznesu
Paluszki "Beskidzkie" zaczęły hurtem znikać ze sklepowych półek, o czym obszernie informowała w swoim materiale Joanna Kamińska z natemat.pl. Od początku zmagania się ze skutkami pożaru jasne było, iż firma Aksam może liczyć na duże wsparcie społeczeństwa. Adam Klęczar – prezes firmy Aksam wypowiedział wtedy słowa, które będą echem obijać się jeszcze przez następne lata:
W obszernej wypowiedzi dla Joanny Kamińskiej z natemat.pl Artur Klęczar podkreślał, iż decyzja firmy nie jest dla niego niczym nadzwyczajnym. Zwrócił uwagę na "stereotyp polskiego przedsiębiorcy, który często zachowuje się nie fair w stosunku do swoich pracowników". Zdaniem wiceprezesa firmy Aksam "jest to trochę niesłuszny stereotyp i niepotrzebnie generalizowany".
Firma Aksam nie jest jedyną, która w obliczu pożaru nie zwolniła pracowników
W wypowiedzi dla natemat.pl Artur Klęczar wielokrotnie podkreślał, iż nie uważa, aby zachowanie producenta względem zatrudnionych było czymś wyjątkowym. Artur Klęczar stwierdził, iż wierzy w polskich przedsiębiorców i uważa, iż wielu zachowałoby się podobnie jak firma Aksam. Żeby to udowodnić, przypomniał tragedię, jaka spotkała firmę Iglotex w 2019 roku.
Iglotex mierzył się z bliźniaczą sytuacją w 2019 roku. Z niedzieli (26.05) na poniedziałek (27.05) wybuchł pożar. Ogień doszczętnie spalił około 20 tys. m kw. hal w Skórczu, w których prowadzono produkcję mrożonek. Zniszczeniu uległo ok. 98 proc. parku maszynowego, ok. 90 proc. infrastruktury technicznej i 80 proc. powierzchni biurowej oraz produkcyjno-magazynowej.
Straty liczono w setkach milionów złotych. Jednak prezes firmy Iglotex – Maciej Włodarczyk, podobnie jak Adam Klęczar, nie zwolnił pracowników, utrzymując ponad 650 etatów. W przypadku fabryki mrożonek pomogła cała miejscowość. Hale produkcyjne odbudowano i dziś jest to jeden z najnowocześniejszych zakładów produkcyjnych żywności w Europie Środkowej.
Fabryka paluszków "Beskidzkich" powstaje jak feniks z popiołów
Teraz frazeologizm "jak feniks z popiołów" jest adekwatnym opisem decyzji, którą w poniedziałek 12 sierpnia zakomunikował producent paluszków "Beskidzkich". Firma Aksam z Malca oficjalnie uruchomi produkcję. Pracownicy wprawią maszyny w ruch i zaczną wykonywać swoje obowiązki w największej ze spalonych hal. Firma zdążyła ją wyremontować.
Jak informuje Gazetakrakowska.pl, trzeba było odbudować ścianę, a także całkowicie oddzielić budynek od spalonej części. Utrudnieniem był fakt, iż wszystkie hale na terenie zakładu były ze sobą połączone. Sprawne przeprowadzenie działań naprawczych i rozpoczęcie pracy w poniedziałek 12 sierpnia umożliwi wznowienie produkcji w fabryce paluszków "Beskidzkich" na poziomie 66 proc. sprzed wybuchu pożaru.