Kiedy w rządowych mediach premier Mateusz Morawiecki chwali się urojonymi sukcesami na rynku pracy i najniższym bezrobociem od 2000 r., na Podkarpaciu optymizmu wśród mieszkańców regionu nie widać. Podkarpacie to zagłębie problemów ze znalezieniem pracy. Blisko 10 proc. mieszkańców regionu pozostaje wciąż bez zatrudnienia!
Według najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego, bezrobocie na Podkarpaciu na koniec stycznia br. wyniosło 9,2 proc. To o 0,4 proc. więcej niż w grudniu ub. roku. Optymizmu zatem nie widać. Najwięcej zarejestrowanych bezrobotnych jest w powiatach: brzozowskim (21,5 proc.), leskim (20 proc.) oraz strzyżowskim (18,9 proc.), najmniej w: Krośnie (2,7 proc.), Rzeszowie (4,3 proc.) i powiecie mieleckim (4,7 proc.). W skali całego kraju bez pracy wciąż pozostaje 5,5 proc. mieszkańców, o 0,3 proc. więcej niż w grudniu ub. roku. Wśród osób poszukujących pracy największą grupę stanowiły osoby szukające zatrudnienia do 3 miesięcy włącznie – w grudniu było ich 212 tys. Osób pozostających bez pracy od 13 miesięcy i dłużej w Polsce jest ok. 100 tys. Na koniec 2022 r. na jedną ofertę pracy przypadało w całym województwie średnio 55 bezrobotnych, w 2021 r. było ich 37 . To nie są optymistyczne perspektywy.
O pracę wcale niełatwo
Propaganda sukcesu głoszona przez partyjnych funkcjonariuszy w pisowskich gazetach i TVP przegrywa jednak z twardą ekonomią. Przez szalejącą inflację, nakręcaną przez rozdawnictwo partii rządzącej coraz trudniej żyje się i pracownikom, i przedsiębiorcom. Rosnące koszty pracodawców związane z zatrudnieniem skłaniają przedsiębiorców do szukania oszczędności. Dziś, realny koszt zatrudnienia pracownika na pełnym etacie, wynosi blisko 5 tys. zł. Składa się na to: pensja zasadnicza, duże składki ZUS, niekiedy podatek, koszty bhp i samo funkcjonowanie miejsca pracy. Dlatego jedni zwalniają, a inni, chcąc zatrudniać nowe osoby, liczą na stosowne dopłaty. To potwierdza w rozmowie z nami 59-letni pan Janusz (nazwisko do wiadomości redakcji), mieszkaniec podrzeszowskiej gm. Trzebownisko. Stracił on pracę końcem listopada ubiegłego roku. – Kiedy zacząłem szukać nowej, podczas rozmów telefonicznych i osobistych, słyszałem wprost – zatrudnią mnie, ale tylko wtedy, kiedy mam przynajmniej umiarkowany stopień niepełnosprawności – mówi. Wynika to prawdopodobnie z dotacji Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, który rekompensuje pracodawcom część kosztów zatrudnienia. Na inny problem uwagę zwraca Maciej, 30-letni mieszkaniec Rzeszowa. – Często jest tak, iż zatrudniani są obywatele narodowości ukraińskiej – wskazuje. – Tutaj nie ma mowy o żadnym wsparciu finansowym pracodawcy w zakresie takiego zatrudnienia. Bardziej wskazujemy, iż pracodawcy kierują się chęcią pomocy osobom uciekającym przed wojną – słyszymy w Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Rzeszowie.
Zarejestrowani jako bezrobotni, a pracują na czarno?
Nie można wykluczyć, iż część osób zarejestrowanych jako bezrobotne w Powiatowych Urzędach Pracy pracuje na czarno i to nie tylko w Polsce, ale też i za granicą. Podstawową korzyścią płynącą z bycia na tzw. „zielonej karcie” jest objęcie ubezpieczeniem zdrowotnym, finansowanym przez państwo. Niemniej, jak mówi nam Anna Bajda z WUP w Rzeszowie, taki sposób postępowania jest trudny do wykonania
– Urzędy Pracy wzywają na szkolenia, każdy bezrobotny w wyznaczony dzień musi też zgłosić się do centrum aktywizacji bezrobotnych, są kontrole – mówi. – Kiedy nie wykonują swoich obowiązków względem urzędu pracy, zostają skreśleni z listy bezrobotnych.
Dominik Bąk