W związku z kryzysem migracyjnym, Polski rząd podejmuje działania na rzecz reformy polityki migracyjnej. Migracje to jednak nie tylko wyzwanie dla społeczeństwa, ale również dla gospodarki.
– Zasady naszej polityki migracyjnej są proste: przyjmujemy tych, którzy nie naruszą naszej spójności społecznej, a mogą wzmocnić naszą gospodarkę. Deportujemy tych, którzy łamią prawo lub mogą stanowić zagrożenie – powiedział ostatnio w swoim expose minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
– Zarządzania migracją nie można rozważać w oderwaniu od celów polskiej gospodarki. (…) Potrzebujemy ekspertów, którzy będą wsparciem w dziedzinie cyfryzacji, automatyzacji i sztucznej inteligencji. Postawiliśmy tamę niekontrolowanemu napływowi niewykwalifikowanych migrantów – dodał.
Migracja to rzeczywiście nie tylko wyzwanie dla państwa pod kontem społecznym, ale również gospodarczym. Migranci stanowią bowiem coraz większą siłę na rynku pracy. Jak więc przedstawiciele biznesu i eksperci oceniają nową polską politykę migracyjną?
Sytuacja prawna w Polsce
15 października 2024 r. Polski rząd przyjął nową strategię migracyjną – liczący 32 strony dokument mający nakreślać w jakim kierunku ma kształtować się polska polityka migracyjna w nadchodzących latach. Rząd gwałtownie przeszedł do realizacji przedstawionego planu. w tej chwili gotowe jest już sześć ustaw, które dotyczą realizacji strategii, z czego jedna – dotycząca granicy z Białorusią – już obowiązuje.
– To jest ten najbardziej kontrowersyjny dokument, ale wychodzący na przeciw potrzebie, iż państwo demokratyczne, wolnorynkowe, prozachodnie, członek Unii Europejskiej musi mieć instrumenty odpowiedzi na atak hybrydowy ze strony państwa nam nieprzyjaznego z użyciem migrantów – mówi Maciej Duszczyk, podsekretarz stanu w MSWiA.
Dwie kolejne ustawy zostały już podpisane przez prezydenta Andrzeja Dudę i czekają na publikację. Są to ustawy o dopuszczalności migrantów do polskiego rynku pracy oraz ustawa o rynku pracy. Z kolei na początku miesiąca Sejm znowelizował przepisy dotyczące tzw. niebieskiej karty – czyli dokumentu pozwalającego na wjazd do kraju cudzoziemców będących wysoko wykwalifikowanymi pracownikami. Zgodnie z nimi osoba, które chce skorzystać z niebieskiej karty musi zarabiać ok. 15 tys. złotych brutto.
Gotowe są również ustawy dotyczące systemu edukacyjnego dla cudzoziemców, regulujące kwestie repatriacji, z terenów, z których zostali wysiedleni Polacy przez ZSRR oraz dotycząca cyfryzacji systemu wydawania zezwoleń na pobyt w Polsce.
– Widać więc, iż bardzo dużo się dzieje i będzie się przez cały czas działo. Od października mamy już sześć dużych ustaw na końcowym etapie pracy, a jedna już choćby funkcjonuje – mówi Duszczyk.
Jednocześnie zaznacza, iż Polska nie zamierza wdrażać paktu migracyjnego przyjętego przez Unię Europejską. „To są akty prawne kompletnie niedostosowane do naszych wyzwań. Polska nie może wdrażać przepisów, które narażają polskie bezpieczeństwo”, powiedział.
– Nasz pomysł to ochrona granic zewnętrznych, brak kontroli na granicach wewnętrznych, utrzymanie strefy Schengen, kooperacja z państwami tranzytowymi, szybka polityka powrotowa i dobra definicja trzeciego państwa bezpiecznego – dodaje.
Co innego teoria, a co innego praktyka
Eksperci i przedstawiciele biznesu doceniają starania rządu w stworzeniu kompleksowej polityki migracyjnej. Zwracają jednak uwagę, iż uchwalanie odpowiednich rozwiązań prawnych to jedno, ale ważne jest również w jaki sposób, rozwiązania te będą wdrażane w życie.
– Musimy oddzielić dwie kwestie. Pierwsza, to realizacja strategii migracyjnej w warstwie legislacyjnej, a drugim aspektem jest aspekt praktyczny i wykonanie tej strategii. Myślę, iż jak chodzi o tę pierwszą warstwę, to jest nieźle, bo strategia pojawiła się jesienią zeszłego roku, a dzisiaj mamy już sześć aktów prawnych i to wygląda imponująco. Natomiast to, co najbardziej doskwiera, to jednak praktyka – mówi ekspert do spraw migracji w EY Polska Rafał Rogala.
– Obawiam się, iż jest jednak dosyć duża wątpliwość, iż nie do końca te akty prawne przełożą się na realizację postulatów strategii migracyjnej – dodaje.
– Ja się bardzo cieszę, iż ta strategia migracyjna została przyjęta w październiku zeszłego roku, ponieważ przez wiele poprzednich lat działania związane z polityką migracyjną były tylko doraźne. W końcu mamy dokument, który daje nam normy prawne. Natomiast jako praktyk chciałabym móc rozliczać w pewnych okresach czasowych działania związane z implementacją strategii migracyjnej według wskaźników, analiz, liczb – mówi Renata Wozba, prezes zarządu Grupy T2S.
– Strategia odpowiada na potrzebę uregulowania próżni regulacyjnej i chaosu, który był dotychczas. Niemniej jednak wszyscy czekamy na praktykę. Same akty legislacyjne nie rozwiązują problemów – dodaje z kolei Małgorzata Kopka-Piątek, dyrektorka Programu Polityki Europejskiej i Migracyjnej w Instytucie Spraw Publicznych.
Eksperci zwracają również uwagę, iż Polska nie powinna się skupiać jedynie na sprowadzaniu pracowników wysoko wykwalifikowanych. „Kto wykonuje w Polsce najprostsze prace, dzięki komu jemy kurczaka, kto na naszych polach zbiera warzywa, kto wykonuje prace, których nikt inny nie chce wykonywać? To cudzoziemcy”, mówi prezes zarządu Worksol Group Michał Solecki.
– o ile będziemy sprowadzać tylko pracowników wykwalifikowanych, to zepsujemy rynek, bo nie będzie miął kto wykonywać najprostszych prac i my wszyscy to odczujemy – dodał.
Czy polska potrzebuje migrantów?
Zarówno politycy, eksperci, jak i przedstawiciele biznesu są jednak zgodni, iż Polska potrzebuje migrantów, zwłaszcza w kontekście braków na rynku pracy.
– Migranci ratują nam dzisiaj rynek pracy. w tej chwili już 7 proc. zatrudnienia w Polsce, to są cudzoziemcy. Wypełniają oni szereg wakatów w usługach, przemyśle czy w służbie zdrowia. jeżeli więc ktoś chciałby, żeby tych cudzoziemców nie było, to będzie dużo dłużej czekał na swoje paczki, dużo trudniej będzie mu uzyskać wsparcie w sklepie czy nie będzie miał dostępu do części personelu medycznego – mówi zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego Andrzej Kubisiak.
– Według różnych szacunków zabraknie nam koło 2 mln osób do pracy do 2030 r. A w tym momencie, gdybyśmy wyłączyli migrantów z rynku pracy, to potrzebowalibyśmy ok. 2,6 mln osób. Potrzebujemy więc migrantów – zwraca uwagę Anna Papka, dyrektorka ds. relacji korporacyjnych i wpływu w McDonald’s Polska.
Jednak nie tylko polski rynek pracy korzysta z tego, iż mamy w kraju coraz więcej migrantów. Andrzej Kubisiak zwraca uwagę, iż „to są osoby, które tutaj napłynęły, często z własnymi niewielkimi zasobami materialnymi i te osoby mają skrajnie wysoką skłonność do konsumpcji, co podbija też nasze krajowe wyniki jak chodzi o handel detaliczny”.
Według niego migranci, przede wszystkim z Ukrainy chętnie zakładają również działalność gospodarczą w Polsce.
– Przez ostatnie dwa lata, między 2022 a 2024 rokiem co dziesiąta jednoosobowa działalność gospodarcza w Polsce była zakładana przez obywatela Ukrainy, a do tego mamy jeszcze zakładane spółki. Łącznie tych wszystkich firm powstało ponad 90 tys. Badania pokazują, iż cudzoziemcy mają dużo większą skłonność do ryzyka, inwestycji, rozwijania ryzykownej przedsiębiorczości w stosunku do rodzimych przedsiębiorców – mówi ekspert PIE.
Dodatkowo migranci są również dla Polski szansą na pomoc w rozwiązaniu problemów demograficznych, choć według ekspertów cudzoziemcy nie mogą być jedyną receptą na starzejące się społeczeństwo.
Czego oczekuje biznes?
Przedstawiciele biznesu zwracają uwagę jak istotną rolę odgrywają migranci w polskiej gospodarce. Dlatego też apelują, by migracja była traktowana przez polityków nie tylko jako kwestia związana z bezpieczeństwem państwa. Wzywają również do większej współpracy z rządem.
– Nasz główny postulat jest taki, żebyśmy o migracji nie rozmawiali tylko w ujęciu bezpieczeństwa i strachu, ale żebyśmy podchodzili do niej w sposób długoterminowy jako części strategi gospodarczej, rozwoju, wzrostu PKB, rozwoju strategicznego, wzrostu konkurencyjności Polski – mówi Anna Papka.
– jeżeli chcemy być konkurencyjni w stosunku do rozwiniętych państw Europy Zachodniej to musimy mieć większą współpracę między administracją państwową a biznesem – mówi Renata Wozba.
Zaznaczają jednocześnie, iż aby migranci mogli być aktywizowani na rynku pracy konieczne jest uproszczenie procedur, które w tej chwili mogą trwać wiele miesięcy.
– Problemem, z którym walczy biznes to wydłużony proces legalizacji cudzoziemców przez administrację państwową. My musimy planować, szczególnie w branży logistycznej czy przemysłowej. Nie możemy czekać na legalizację pobytu cudzoziemców pół roku – twierdzi Wozba.
– Powinniśmy także zwiększyć liczbę państw, wobec obywateli których, stosujemy procedurę uproszczoną. Bo tutaj mówimy przede wszystkim o długości oczekiwania na podjęcie pracy przez tego człowieka. Pracodawca musi wiedzieć, czy jego pracownik podejmie pracę za dwa tygodnie, za dwa miesiące czy za pięć-sześć miesięcy, bo inaczej trudno jest planować rozwój biznesu – dodaje.
Z kolei Michał Solecki zwraca uwagę, iż długie procesy formalne są nie tylko problemem dla pracodawców, ale również dla potencjalnych pracowników, którzy muszą zmagać się z wieloma trudnościami czekając na zgodę na podjęcie pracy.
– Aby legalnie zatrudnić cudzoziemca, trzeba uzyskać dla niego zezwolenie na pracę. Czas uzyskania takiego zezwolenia to jest okres dwóch do trzech miesięcy. Ten człowiek w tym czasie nie może wykonywać żadnej pracy legalnej. Jest wypychany przez państwo do szarej strefy (…) i idzie do pracy na czarno – mówi.
Mowa nienawiści wobec migrantów
Dużym problemem, na który zwracają uwagę wszyscy jest mowa nienawiści wobec migrantów. Jest to widoczne szczególnie wyraźnie w debacie politycznej, gdzie przede wszystkim ugrupowania prawicowe przedstawiają migrantów jako ludzi, którzy stanowią zagrożenie i których trzeba się bać. W ten sposób w Polsce budują antyimigranckie postawy.
– Mamy w tej chwili kampanię prezydencką i proszę zobaczyć, jak przez media społecznościowe przelewa się fala hejtu przeciwko cudzoziemcom. Dzisiaj do słowa migrant przylgnęła łatka kryminalisty, kogoś kto przyjedzie zniszczyć nam ład społeczny – mówi Michał Solecki.
Według Renaty Wiezby, powodem takie stanu rzeczy jest brak rzetelnej wiedzy społeczeństwa na tematy związane z migracją.
– Rolą rządu jest przeprowadzenie kampanii społecznych pokazujących nie negatywne strony życia migrantów w naszym kraju, a aspekty pozytywne, takie jak zapełnianie przez nich luk kadrowych czy wpływanie na niż demograficzny. Dużą szansą na załatanie tej luki w wieku produkcyjnym będą migranci – dodaje.
Z kolei Małgorzata Kopka-Piątek zwróciła uwagę jak duże znaczenie odgrywa język stosowany w debacie publicznej. Przykładowo z badań CBOS wynika, iż jeżeli w pytaniu zastąpiono słowo „imigrant”, słowem „obcokrajowiec”, to odsetek odpowiedzi pozytywnych wzrósł o 12 proc.
Według niej dużym problemem jest również dezinformacja, której twórcy często za cel obierają migrantów, mając świadomość, iż jest to temat polaryzujący społeczeństwo.
– Migranci są jednymi z najczęstszych ofiar kampanii dezinformacyjnych. Część z tych haseł z kampanii nienawiści nie wynika koniecznie z tego, iż ktoś ma potrzebę wyrażenia swojej opinii, tylko to jest część szeroko zakrojonej kampanii dezinformacyjnej, która w Polsce, ale nie tylko, nastawiona jest na podsycanie animozji polsko-ukraińskich – mówi.
Debata na temat polskiej polityki migracyjnej odbyła się 24 kwietnia w ramach Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.