Prognoza demograficzna 2023 od GUS: dobra, zła, brzydka.

stopazwrotu.blogspot.com 1 rok temu

Po publikacji najnowszej prognozy demograficznej na GUS posypały się słowa krytyki. Czy są one zasadne, czy prognoza pokazuje najnowsze dane i czy jest taka zła? We wpisie spróbuję Was przekonać, iż pomimo krytyki na prognozę warto spojrzeć i iż w porównaniu z innymi projekcjami nie jest taka zła, jak ją malują. Piszę to jako krytyk tejże prognozy.

Prognozy demograficzne, jakie by nie były, opierają się głównie o trzy czynniki: dzietność (współczynnik TFR), trwanie życia (prawdopodobieństwa zgonu) i migracje. Przewidzenie każdej zmiany tych trzech elementów jest trudne i najczęściej opiera się o stan aktualny i dotychczasową historię. Co przewiduje GUS? W każdym przypadku są to trzy scenariusze, korzystny, negatywny i średni, podobnie jak w prognozie ONZ. Zaletą prognozy GUS jest to, iż każdy z wariantów jest skomentowany ze wskazaniem wydarzeń, opracowań czy innych źródeł, które uzasadniałyby rezultat. W przeciwieństwie do prognozy ONZ nie zatrzymano się na ogólnikach teoretycznych, ale często są to argumenty odnoszące się do regionu i lokalnych czynników.

TFR, czyli dzietność. Wariant niski to długotrwała stagnacja nieznacznie niżej niż obecnie, czyli kryzys, wariant wysoki to szybki wzrost, uzasadniany poprawą sytuacji gospodarczej oraz społeczno-ekonomicznej Polski. Wariant średni adekwatnie kontynuuje trend lat 2000-2020 z pozytywnym odbiciem coraz wyżej. Każdy z wariantów na wykresie jest bardzo zbliżony do prognozy ONZ, którą omawiałem jakiś czas temu.


I można by okiem laika przyjąć takie założenia, ale nie jesteśmy laikami. Pułapka niskiej dzietności może sprowadzić nasz TFR znacznie niżej, niż to sobie wyobrażono. Wariant średni już wydaje się nieco optymistyczny, biorąc pod uwagę historyczne fale i obecną sytuację, ale można go jeszcze akceptować. Natomiast hurraoptymizm wariantu wysokiego, połączony z takimi argumentami GUS, jak Strategia Demograficzna 2040, polityki takie jak Rodzinny Kapitał Opiekuńczy, uelastycznienie rynku pracy, to nie tylko nierealne podejście, to utopia i czyste lizusostwo. Dotychczasowe polityki nie poprawiły dzietność, istnieją naukowe podstawy, by domniemywać, iż kolejne żłobki i benefity podniosą dzietność w stopniu nieznacznym, a w długim okresie mogą tracić znaczenie. Pomimo podobieństwa do prognozy ONZ wolę skromność opisu prognozy ONZ nad fan(t)a(s)tyczne twory rodem z pustki SD2040. Jeden pozytywny objaw rozsądku, jaki tu znajduję, to pogląd, iż TFR pozostanie poniżej poziomu zastępowalności choćby w tym wysokim wariancie.

Fantastyczność założeń GUS oddają dwa inne wykresy z prognozy. Jeden wskazuje, iż wiek matki będzie rosnąć:

Rosnący wiek oznacza spadająca płodność, o czym przekona Was każdy ginekolog, ale i ryzyko wad genetycznych płodu. W tym aspekcie niemożliwe jest, by krzywa dzietności wysokiego wariantu miała swój szczyt o wiele później, a tylko nieco niżej, niż w latach 70'.

Zupełnie inaczej jest z trwaniem życia. Trzy warianty tym razem to: stagnacja z niskim wzrostem trwania, wzrost umiarkowany na poziomie trendu z lat sprzed pandemii i wzrost znacznie szybszy, argumentowany postępem w medycynie i ogólnie nauce.

To, co nie podoba mi się w tym wykresie, to brak wiary w skrócenie dystansu pomiędzy mężczyznami i kobietami. Prognoza ONZ zakłada o wiele większy postęp dla obu płci w wariancie średnim. W prognozie ONZ - trwanie życia mężczyzn w 2060 r. wyraźnie przekracza 80 lat, to ok. 82, a kobiet blisko 87. Tylko nieco ponad 5 lat różnicy wariantu średniego, podczas gdy w GUS mocno ponad 6 lat. Uważam to za błąd: nasze społeczeństwo będzie czerpać zachodnie wzorce, a panowie będą bardziej świadomi tego, jak zdrowo żyć. W scenariuszu GUS jesteśmy za zachodem w tyle 40 lat.

Takie wskaźniki słabo korelują z optymizmem wariantu wysokiego TFR, a choćby średniego. Wygląda więc na to, iż GUS studzi tu oczekiwania, które mogły być wysokie po wskazaniu przyszłości TFR. Tam przesadny optymizm, tu pesymizm, może korzystnie wpłynąć na wynik.

Pozostały jeszcze migracje. Na część opisu posypały się gromy od Macieja Duszczyka, eksperta z tego tematu, który wskazywał pomieszanie pojęć. Wykres prognozy imigracji wygląda dziwnie, bo po 5 latach dolicza cudzoziemców, głównie uchodźców. Czyli nie bierze pod uwagę przyrostu pracowników i wskazań ZUS, iż nasze potrzeby tu są rzędu 200 tys. osób rocznie. Bierze pod uwagę jedynie pobyt stały i nabycie tego prawa po 5 latach. Ale w scenariuszu wysokim zauważa też, iż nie ma co liczyć tylko na Ukrainę: "Dla utrzymywania wysokiego, dodatniego salda migracji konieczny będzie zatem napływ imigrantów z państw bardziej odległych od Polski, ale charakteryzujących się młodszą populacją.". Wymienia też kraje azjatyckie, z których mamy napływ migrantów. Nie mniej miałem tu wrażenie, iż GUS tu wróży losy powojenne Ukrainy, zaś scenariusz wysoki jest scenariuszem mało korzystnym dla tego kraju, skoro zostałoby 58% z uchodźców. Zupełnie brakuje mi scenariusza pozytywnego zakończenia wojny i odbudowy, żaden z wymienionych nie pasuje. Wariant środkowy opiera się o prognozy EUROPOP.

Emigracje mają trzy warianty, ale środkowy jest nader pozytywny, zaś scenariusz negatywny to pogorszenie sytuacji w kraju, kolejna fala wyjazdów. Dość odważny scenariusz.

A wszystko to dlatego, iż prognoza oparta jest o przestarzałą definicję ludności, która liczy... zameldowania. Nie ludzi.

5/6 Należy podkreślić, iż Prognoza ludności Polski na lata 2023-2060 opiera się na krajowej definicji ludności tj. danych meldunkowych. Uwzględnia zatem tylko migracje na pobyt stały. Fakt takiej migracji jest odnotowywany dopiero w momencie uzyskania prawa do stałego pobytu.

— GUS (@GUS_STAT) September 1, 2023

Ta definicja jest przedmiotem krytyki od dawna, jest niedopasowana do ducha czasów i braku realnego obowiązku meldunkowego. Kryje się w tym polityka NIEWIDZIALNEJ IMIGRACJI i zaniżenia stanu ludności w scenariuszu średnim i wysokim.

Jeśli jednak porównacie prognozę GUS z moją, edukacyjną raczej prognozą to zauważycie, iż GUSu jest o wiele bardziej rozbudowana zarówno w wersje, ich uzasadnienie, zawiera migrację i zmiany TFR oraz trwania życia. Tym właśnie różnią się profesjonalne prognozy od amatorskich.

Przejdźmy do rezultatów, czyli do części, która pokazuje, jak brzydko nasza przyszłość wygląda. Migracje, urodzenia, zgony składają się na stan ludności. jeżeli przyjmiemy, iż coś zaniżono, coś zawyżono, to być może błędy te zredukowały się w średniej. Jak wygląda średni scenariusz prognozy populacji i co mówi?

Gdy spojrzeć poniżej wieku 40 lat, silnie spadnie liczba ludzi młodych, dzieci. W ostatnim prognozowanym roczniku i najniższej prognozie to ok. 150 tys. osób, w średniej 225 tys. W roczniku 2023: 301,877 urodzeń, 425,174 zgonów. Liczba urodzeń z perspektywy sierpnia 2023 wydaje się zupełnie nierealna, ale liczba zgonów tak. Przemysł dziecięcy, szkoły i nauczyciele - już Was ostrzegałem. Polska niemal bez dzieci to straszna wizja.

W prognozie GUS jest też excel, są konkretne liczby i piramida wieku dla wszystkich roku.

Niecałe 31 mln osób w 2060 roku to mniej niż w prognozie ONZ (33 mln). Mniej niż w prognozie Eurostat (30 mln dopiero w 2100 roku). To skutki różnic głównie w założeniach co do trwania życia i migracji.

W przeciwieństwie do prognozy ONZ, GUS nie pokusił się o dodatkowe przebiegi możliwych linii probabilistycznego modelu (metoda Bayesa). Warianty niski i wysoki są nieprawdopodobnymi złożeniami samych czynników ciągnących liczbę populacji w dół i w górę. Dlaczego nie pokuszono się o inne wersje, np. wysoki rozwój+niska dzietność? A szkoda, iż nie.

Alarmistyczne znaczenie mają kolejne grafiki prognozy. Ludność będzie przyrastać tylko w kilku obszarach wielkich miast.

Ubytek nie ma tu choćby skali, wzrosty są skromne. Znacznie rośnie obciążenie demograficzne, które już teraz jest jednym z wyższych w Europie, w okresie 2040-2060.


Niektóre województwa ucierpią bardziej niż inne, tracąc choćby 30% mieszkańców do roku 2060; do 2040 zmiany są ponad połowę mniejsze. I mogę sobie wyobrazić, iż na poziomie gmin różnice będą jeszcze bardziej wstrząsające. Prognoza zatrzymuje się na poziomie powiatów.

Dlaczego nie nazwać tej prognozy "Pusta Polska", "The Empty Poland"? Czy to lepiej trafiłoby do polityków, z których część w ogóle neguje wpływ demografii na dobrostan ludności, miasta, prowincje? Czy prognoza GUS przynajmniej przebije się jako temat medialny? Niech jej wady nie przesłonią tego, iż dobrze, iż jest, iż takie dyskusje może wzbudzić, iż są one potrzebne.


Idź do oryginalnego materiału