Rojenia panów w średnim wieku na temat Pokolenia Z

5 miesięcy temu

Z niezwykłą regularnością co kilkanaście lat komentariat w średnim wieku zabiera się za krytyczną analizę młodego pokolenia. Trwa to co najmniej od setek lat i stało się już zwyczajnie nudne, jednak grono amatorów wywyższania się nad zepsutą młodzieżą nie maleje. Motyw pięćdziesięciolatka krytykującego dwudziestolatków za to, iż nie żyją jak czterdziestolatkowie, jest wyeksploatowany jak Elektrownia Łaziska, więc aż dziw bierze, iż ludzie wciąż chcą się kompromitować w ten sposób.

Ostatnio na tapet trafiło Pokolenie Z, czyli ludzie urodzeni w XXI wieku lub pod sam koniec ubiegłego stulecia. Nad stanem wchodzącego dopiero w dorosłość pokolenia załamują ręce profesorzy, redaktorzy i inni przedstawiciele klasy komentującej. Według ich opowieści boomersi oraz iksy w czasach młodości nie tylko harowali jak woły, bo to przecież oczywiste, ale byli też niezwykle zaangażowani politycznie, toczyli nieustanne dysputy na ważkie tematy, delektowali się tak zwaną sztuką wysoką i chłonęli literaturę piękną jak źródlaną wodę. To naprawdę zadziwiające, iż tak oświecone pokolenia stworzyły nam świat, który jest co najwyżej taki sobie.

Przyjrzyjmy się więc najgłupszym wywodom tuzów polskiego komentariatu na temat Pokolenia Z. W celu napisania tego tekstu musiałem zejść naprawdę głęboko i zanurzyć się w najmroczniejsze odmęty – takie jak twórczość Wojciecha Cejrowskiego – więc proszę docenić.

Nie umieją się bić

I od spostrzeżeń Cejrowskiego wypada zacząć, gdyż są najbardziej efektowne. Według naszego rodzimego podróżnika o mentalności XIX-wiecznego kolonialisty Zetki są tak fatalnym „materiałem poborowym”, iż w czasie wojny do niczego się nie przydadzą. W tekście dla „Do Rzeczy” zatytułowanym Generacja Z nie będzie w stanie obronić Polski Cejrowski wymienia kilka cech młodych ludzi, które dyskwalifikują ich jako żołnierzy. Najważniejszą z nich jest zatopienie się w świecie cyfrowym.

„No to teraz wyobraźmy sobie tych ludzi w koszarach… Oni nie są w stanie oderwać się od komórki, bo całe ich życie toczy się na telefonie. A na poligonie lub na wojnie ze telefonem się nie da, masz do obsłużenia karabin i nie możesz się oglądać na komórę” – pisze autor.

Trudno powiedzieć, czy Cejrowski naprawdę uważa, iż gdy zetkom będą świstać nad głowami pociski, to wciąż będą miały ochotę przeglądać Instagram. Nie wykluczam, ale przyjmijmy, iż to była jednak tylko taka metafora – chodzi o to, iż ludzie niezwykle aktywni w świecie wirtualnym nie będą w stanie odnaleźć się na froncie. Problem w tym, iż na współczesnym polu walki to właśnie kompetencje cyfrowe stają się niezwykle istotne. Obsługa drona, nowoczesna łączność czy cyberbezpieczeństwo wymagają wysokich kompetencji cyfrowych. W rozmowie z portalem Defence24 twórca rozwiązań cyfrowych dla wojska Rafał Rumian przekonuje między innymi, iż czołowe armie oraz organy ścigania już rywalizują o ludzi potrafiących odnaleźć się w świecie wirtualnym.

„I tutaj mówimy bardzo szeroko, zaczynając od dołu piramidy, czyli jak ludzie posługują się telefonami i umiejętnościami cyfrowymi w najprostszych interakcjach, poprzez to, jak żołnierze używają technologii, by na co dzień pracować i komunikować się z innymi żołnierzami, aż do bardzo zaawansowanych umiejętności, jak przetwarzanie danych, uczenie maszynowe i sztuczna inteligencja. Cała piramida musi być wybudowana od dołu, czyli od podstawowych kompetencji aż do kompetencji wyspecjalizowanych” – twierdzi Rumian.

Prawda jest więc taka, iż zetki odnalazłyby się na współczesnym polu walki lepiej niż wykluczeni cyfrowo boomersi, choćby jeżeli ci ostatni byliby w formie fizycznej dwudziestolatków. „Ludzie siedzący w telefonach” nie wpatrują się przecież w ciemny ekran, bo on jest mało interesujący, tylko korzystają z aplikacji, tworzą treści, kupują, sprzedają, załatwiają przeróżne sprawy. Czasem też, niestety, oglądają filmiki Cejrowskiego na YT, ale przynajmniej nie rozłożą bezradnie rąk, gdy trzeba będzie ogarnąć obsługę przenośnej wyrzutni rakiet Piorun, nie mówiąc już o bardziej zaawansowanych systemach rażenia.

Bezideowi egoiści

„Oni są skupieni bardzo na sobie. jeżeli coś ich interesuje, to żeby pracować cztery dni w tygodniu, a nie pięć. To, żeby mieć dłuższy urlop. […] Nie szukałbym w tym młodym pokoleniu specjalnie dużo idei i zaangażowania, a raczej zwykły egoizm bym widział” – stwierdził Dominik Zdort w Kanale Zero.

Inaczej mówiąc, według Zdorta prawa pracownicze, których domaga się młode pokolenie, to nie są ludzkie potrzeby, tylko egoistyczne zachcianki. Ale przecież to samo można powiedzieć o pokoleniu Solidarności, które domagało się obniżenia wieku emerytalnego, gwarantowanej indeksacji płac o inflację czy wolnych wszystkich sobót i trzyletnich płatnych urlopów macierzyńskich. Większość największych globalnych idei w historii opierało się na postulatach ekonomicznych – socjalizm, wolnorynkowy kapitalizm, liberalizm, komunizm. Domaganie się skrócenia czasu pracy czy wydłużenia czasu wolnego to nie zwykły egoizm – ludzie chcą spędzać więcej czasu z bliskimi, przyjaciółmi, rodziną i powinni mieć do tego prawo. Czym według Zdorta są zatem te idee? Nic, co nie ma boga lub narodu w nazwie, nie może być ideowe?

Prawda jest taka, iż młode pokolenie jest jednym z najbardziej rozdyskutowanych i zaangażowanych politycznie. Właśnie to polityczne zaangażowanie stało się solą w oku prawicy, która się teraz oburza na młodych za ich regularne akcje i protesty w sprawie klimatu – ostatnimi czasy głośno było w prawicowych mediach o „Ostatnim pokoleniu”. Za chwilę ta sama prawica próbuje nam wmówić, iż młodym na niczym nie zależy, bo to kompletni egoiści. Według Zdortów tego świata walka o ochronę klimatu to egoizm, za to walka o „prawa kierowców” to szczytne idee. Ideowe jest tylko to, co cenne dla konserwatystów, reszta to próżne zachcianki.

Gdy przyjrzymy się jednak twardym danym, zobaczymy jak na dłoni, iż to właśnie starsze pokolenia były bierne i skupione na sobie. Według danych CBOS w 2012 roku zaledwie 2 proc. respondentów uczestniczyło w demonstracji lub strajku, a 5 proc. udzielało się w wolontariacie. Rok później było jeszcze gorzej – demonstrował tylko co setny. W 2022 roku w demonstracji lub strajku uczestniczyło już 6 proc. respondentów, a 8 proc. pracowało jako wolontariusze.

Leniwi i nieobrotni

Sztandarowym zarzutem wobec młodych z Pokolenia Z jest oczywiście ich rzekome lenistwo. Podobno nie tylko nie chcą pracować, ale choćby za bardzo nie potrafią. Te zarzuty wyraził niezawodny Łukasz Warzecha w tekście Pokolenie Z i pokolenie ź, w którym opisał perypetie pewnej organizacji, mającej ogromne problemy ze znalezieniem pracownika. „Dużej części zgłaszających nie chce się choćby napisać listu motywacyjnego, a jeżeli go piszą, to wielu z nich robi to byle jak, na odwal, w ogóle nie uwzględniając specyfiki konkretnego miejsca, do którego się zgłaszają” – pisze Warzecha o wchodzących dopiero na rynek pracy ludziach.

List motywacyjny to oczywisty przeżytek, z którego wielu pracodawców słusznie rezygnuje – jakiś relikt czasów, gdy pracodawca był panem i władcą, więc trzeba go było pokornie prosić o zatrudnienie.

Warzecha wytyka też młodym pracownikom emocjonalne reakcje na krytykę swojej pracy, jakby byli to starzy wyjadacze. „Wspomniana osoba wpadła w depresję. Nie pojawiła się już w pracy, a ze swojej traumy wychodziła przez bodaj trzy tygodnie” – szydzi publicysta. No cóż, gdy ja wchodziłem na rynek pracy w 2005 roku, to bumele, czyli niezapowiedziane absencje, były na porządku dziennym. Często zresztą robili tak ludzie z pokolenia Warzechy, przy czym nie tłumaczyli tego depresją, ale ciężkim kacem albo pijaństwem. Smród alkoholu i szlugów, wulgaryzmy, spermiarskie dowcipy i potężna niekompetencja kierownictwa, które nie potrafiło choćby zadbać o materiały do pracy – takie warunki zatrudnienia tworzyli wtedy przedstawiciele pokolenia boomersów i iksów. I nie mówię tutaj o czołowych redakcjach w kraju czy stołecznych korporacjach, tylko o fabrykach, magazynach czy hurtowniach, w których pracuje większość społeczeństwa.

Poza tym jak można zarzucać zetkom lenistwo, skoro poziom aktywności zawodowej tego pokolenia jest najwyższy w III RP? Żadne pokolenie, będąc w tym wieku, nie było tak aktywne zawodowo. Według danych Eurostatu w 2014 roku wskaźnik zatrudnienia w wieku 15–29 lat wynosił 43 proc, a rok temu 49 proc. W grupie wiekowej 15–24 lata zatrudnienie wzrosło z 25 do 29 proc. W 2012 roku 15 proc. Polek i Polaków w wieku 15–29 lat nie pracowało ani się nie uczyło. W 2022 roku ta grupa stanowiła już tylko 10 proc. Aż 80 proc. obecnych studentów pracuje, więcej niż wynosi średnia unijna (78 proc.).

Bez pasji ani zainteresowań

Daleko popłynął również prof. Matczak w rozmowie z Programem Pierwszym Polskiego YouTube’a. Pomińmy jego tradycyjne uwagi dotyczące rzekomego lenistwa zetek czy opętania młodych przez „ideologię lewicową”, bo to zostało opisane już powyżej. Matczak rozwinął swoją teorię również o kwestię czasu wolnego, gdyż stwierdził, iż zetki są leniwe nawet… po pracy. Zamiast się samodoskonalić i poświęcać jakiemuś zainteresowaniu, choćby jeździe na deskorolce, marnotrawią czas wolny, szkodząc w ten sposób samym sobie.

„Mam kontakt z wieloma ludźmi, którym nie chce się robić także po pracy. […] Znam ludzi, którzy potrafią spędzić na rolce internetowej 4–7 godzin dziennie, traktując je jako swoją pasję” – przekonywał Matczak.

No cóż, ja akurat doskonale pamiętam pasje i zainteresowania chociażby przedstawicieli Pokolenia X, gdy byli w wieku obecnych zetek. I mowa tutaj nie o iksach wywodzących się z rodzin intelektualistów, tylko z zupełnie zwyczajnych blokowisk. Na przykład skinheadzi byli zaangażowani w słuchanie neonazistowskich kapel, opowiadanie antynaukowych bredni o historii oraz gonieniem nas za szerokie spodnie. Znacznie sensowniejsi punkowcy byli zaangażowani głównie w imprezy i tłuczenie skinheadów. Miało to pewien anturaż ideowy, ale w gruncie rzeczy chodziło o wyżycie się na drugiej grupie.

Gdy moje pokolenie nieco dorosło, to faktycznie jeździliśmy na deskach, ale raczej rytualnie, by móc się dzięki temu nazywać skejtami i nikt nie mógł do nas powiedzieć „pozer”, co było najgorszą obelgą. Naszymi prawdziwymi pasjami było palenie marihuany, branie narkotyków, koncerty hiphopowe, imprezy techno oraz mszczenie się na skinheadach. W wieku 21 lat miałem dokładnie jeden pogląd – potrzebuję pieniędzy na melanż. Kilkanaście lat później mam ich znacznie więcej, choćby utrzymuję się z pisania o nich, więc jak widać ze wszystkiego można zwyczajnie wyrosnąć.

Nie zauważyłem, żeby wymienione wyżej pasje cieszyły się w tej chwili mniejszym zainteresowaniem. Może poza biciem się, ale to chyba całe szczęście, iż już nie jest tak łatwo dostać w twarz. Matczak analizuje Pokolenie Z, jakby miało 40 lat, tymczasem mówimy o dwudziestolatkach – bardzo młodych ludziach, którzy często właśnie przeżywają swoje pierwsze porażki (i oby także sukcesy) zawodowe, edukacyjne czy romantyczne – więc nic dziwnego, iż są rozemocjonowani. Owszem, są bardzo zainteresowani swoją seksualnością, ale kiedy mają o tym dyskutować, jeżeli właśnie nie w wieku dwudziestu lat? W wieku Matczaka byłoby już stanowczo za późno – wtedy pewnie sami będą krytykować swoich następców, przecież ta tradycja nie umrze z boomersami i iksami, będzie nas męczyć do końca.

Poza tym Matczak ma skrzywienie klasowe – myśli, iż szerokie masy z jego Pokolenia X prowadziły taki sam styl życia jak on. Mogę zapewnić, iż iksy z Tychów w młodym wieku siedziały po barach, chlały, były wulgarne i agresywne, wyżywając się na moim pokoleniu, co się na nich zemściło kilka lat później, gdyż pod względem liczbowym milenialsi nakryli ich czapkami, więc wielu z nich nie mogło się choćby pokazać na osiedlu.

Według Matczaka jego Pokolenie X w młodości wyłącznie kształciło się, doskonaliło, czytało książki i pracowało jak woły. Ja ich zapamiętałem raczej jako agresywnych oprychów, którzy płynnie umieli powiedzieć głównie „chcesz wpierdol”, „daj fajkę” oraz „wyciągaj wszystko z kapsy”. Jak widać, każdy ma inną perspektywę. Szkoda, iż Matczaki, Zdorty i Warzechy tego świata tak kilka wiedzą o własnym pokoleniu.

Idź do oryginalnego materiału