Niedzielne wybory w Serbii miażdżącą większością wygrała partia Aleksandara Vučicia Oczywiście, można mieć rozliczne zastrzeżenia do tego stronnictwa, jak i do jego szefa, ja mam ich osobiście niemało, ale nie czuję przez to upoważniony do odjaniepawlania histerycznych zadym w centrum Belgradu.
A to właśnie czyni tzw. „demokratyczna opozycja” w Serbii. Dwoje „demokratycznych liderów” ogłosiło choćby strajk głodowy, który zamierzają przerwać dopiero, gdy wybory pójdą ostatecznie po ich myśli, na co nic-a-nic się nie zapowiada. Ponieważ zadymy w centrum serbskiej stolicy, które organizuje tamtejsze „społeczeństwo obywatelskie”, które ostatnio skomasowało się w antyprzemocowo-pacyfistycznej koalicji (sic!) mogą stać się zarzewiem kolejnej próby kolorowej kontrrewolucji, przypominam niezorientowanym chronologię wydarzeń:
- 2 maja doszło do strzelaniny w szkole w Belgradzie, wskutek której to 10 osób poniosło śmierć.
- 4 maja strzelaniny rozgrywają się w Dubonie i Šepšinju; ginie osiem osób.
- Obywatele zaczynają spontanicznie gromadzić się w kilku miastach czcząc pamięć ofiar i publicznie okazując współczucie rodzinom ofiar.
- Aktywności te nie umknęły uwadze przedstawicielom „społeczeństwa obywatelskiego” w Serbii, co skutkowało ogłoszeniem pospolitego ruszenia w tamtejszych pro-zapadniackich NGO-sach.
- Działaczykowie „społeczeństwa obywatelskiego” gwałtownie zdominowali większość wieców i marszów nadając im polityczny antyrządowy ton. Niemal z dnia na dzień okazało się, iż nie ma co trwać w żałobie, a trzeba działać, tj. odwołać ministra spraw wewnętrznych, jak również kierownictwo wywiadu, a tak naprawdę to najlepiej cały rząd.
- Atmosfera napięcia narasta, opinia publiczna jest skonfundowana, „społeczeństwo obywatelskie” działa sprawnie i z rozmachem, udaje się wykreować atmosferę konieczności politycznych zmian. Vučić, chcąc rozładować presję, godzi się na przedterminowe wybory, bo i tak wie, iż je wygra.
Nie spodziewał się tylko aż tak poważnej wygranej. Nie spodziewała się tego również „demokratyczna opozycja”, czyli koalicja Serbia Przeciw Przemocy. W związku z gigantyczną przewagą Vučicia i oczywistą porażką prozachodnich jaczejek „społeczeństwo obywatelskie” schowało do kieszeni swoje obrzydzenie wobec przemocy i rozpoczęło niezbyt szeroko zakrojone, ale dość spektakularne burdy wokół siedziby Centralnej Komisji Wyborczej w Belgradzie.
Widać jednak, co napędza te protesty: ogromne rozczarowanie Zachodu co do nieoczekiwanych przez nich wyników wyborów w Serbii i takaż determinacja, żeby to zmienić każdym możliwym sposobem.
Zobaczymy co będzie dalej.