Duński parlament właśnie podjął decyzję o podniesieniu wieku emerytalnego z 67 do 70 lat, co ma nastąpić do 2040 roku. Z kolei Rumunia niedawno rozpoczęła jego wyrównywanie. W Polsce, po źle poprowadzonej próbie podniesienia wieku emerytalnego, został on obniżony i wynosi w tej chwili 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet, ale jest niemal pewne, iż ze względów politycznych nie zostanie on podniesiony. Jednocześnie wiadomo, iż przy tak ustawionym wieku emerytalnym świadczenia będą coraz niższe w relacji do wcześniej uzyskiwanych zarobków.Reklama
Ustawowy wiek emerytalny w Polsce jest zabetonowany
Jednak, jak powszechnie wiadomo, politycznie wiek emerytalny jest zabetonowany, bo nikt się nie odważy na jego administracyjne podniesienie.
- Mamy i będziemy mieć problem, który będzie się pogłębiał - chodzi o stopę zastąpienia i adekwatność świadczeń. To problem strukturalny, na który nie ma szybkich ani łatwych rozwiązań. Na system emerytalny można patrzeć z dwóch perspektyw: stabilności finansowej i stabilności społecznej. Między tymi dwoma aspektami zawsze istnieje pewien trade-off (kompromis - red.) czyli albo skłaniamy się ku stabilności finansowej, co może prowadzić do problemów społecznych, albo odwrotnie - mamy hojny system, zadowolonych emerytów, ale pojawiają się trudności finansowe - powiedział Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej na konferencji ZUS poświęconej wyzwaniom, jakie stoją przed systemem emerytalnym.
Jak dodaje, dobry system emerytalny powinien mieć kilka kluczowych cech i nasz je posiada: oparty jest na składkach, świadczenia są indeksowane, system uwzględnia dalsze trwanie życia, a także zawiera mechanizmy zapewniające stabilność. Problem polega na tym, iż społeczeństwo się starzeje, a proporcje demograficzne się zmieniają. Sytuacja będzie się pogarszać, ponieważ dopiero zaczynamy się starzeć - proporcje będą coraz mniej korzystne: będzie ubywać osób aktywnych zawodowo, a przybywać będzie seniorów korzystających ze świadczeń emerytalnych.
- Przy czym nie mamy zbyt wielu możliwości, by sobie z tym poradzić. Możemy albo podnieść składki, albo obniżyć świadczenia, albo wydłużyć wiek emerytalny - dodaje członek RPP.
Kamila Bielawska, ekspertka z Uniwersytetu Gdańskiego, zauważa z kolei, iż przewidywania co do wysokości stopy zastąpienia — zarówno pierwszego świadczenia, jak i tej długookresowej — bazują na założeniu, iż reakcja na zmiany demograficzne i postawy ludzi będzie niewielka.
- To trudne do zmierzenia, ale gdyby większość osób wiedziała, jak zmieniają się proporcje między czasem pobierania emerytury a okresem aktywności zawodowej, być może inaczej podchodziłaby do konieczności przygotowania się na życie na emeryturze. w tej chwili mężczyźni w Polsce mają okresy składkowe rzędu 40 lat i spędzają na emeryturze około 20 lat - czyli to proporcja 1:2 czasu w emeryturze do czasu aktywności zawodowej. jeżeli utrzymamy obecny stan, będziemy zmierzać w kierunku 25 lat na emeryturze i około 42-43 lat składkowych. To dotyczy mężczyzn w obecnym stanie prawnym i przy założeniu, iż efektywny wiek emerytalny będzie równy minimalnemu ustawowemu. Natomiast w przypadku kobiet sytuacja wygląda inaczej. w tej chwili okres pobierania emerytury wynosi prawie 24 lata, a okres składkowy to trzydzieści kilka lat. W przyszłości może to być choćby 30 lat emerytury w odniesieniu do okresu 37-38 lat płacenia składek. Każdy powinien zadać sobie pytanie: jak wysoka musi być składka, by emerytura była satysfakcjonująca przy takich proporcjach? - podkreśla Kamila Bielawska.
Jak zaznacza, odnosi się tu do ustawowego wieku emerytalnego, bo ostatecznie każdy sam decyduje, kiedy złoży wniosek o emeryturę. Trzeba ludziom pokazywać i uświadamiać, jak duże mogą być różnice w wysokości świadczeń w zależności od momentu przejścia na emeryturę.
Jak zauważa, u mężczyzn efektywny wiek emerytalny się nie zmienia — to około 65 lat. U kobiet w ostatnich latach zwiększył się do prawie 61 lat, czyli jest przesunięcie momentu składania wniosku o emeryturę.
Wiek emerytalny. PIT-0 to za mało, by przesunąć decyzje o emeryturze
Dziś funkcjonuje PIT-0 dla emerytów, ale przy 30 tys. kwoty wolnej od podatku i 12-procentowym pierwszym progu podatkowym nie jest on mocnym motywatorem.
Janusz Cichoń, poseł PO i przewodniczący Komisji Finansów Publicznych, podkreśla, iż potrzebne są silniejsze zachęty do późniejszego przechodzenia na emeryturę.
- Dzisiaj stopa zastąpienia nie wygląda tak źle, bo to ok. 54 proc., ale za dwadzieścia kilka lat to będzie 25-30 proc. To oznacza, iż musimy szukać rozwiązań. Trzeba ich upatrywać nie w administracyjnym podnoszeniu wieku emerytalnego, bo nie ma na to przyzwolenia społecznego, ale zachęt do dłuższej aktywności zawodowej i późniejszego przechodzenia na emeryturę. To fundamentalny, podstawowy sposób, by świadczenia były wyższe. Jednak nie będzie to bezkosztowe - tłumaczy Janusz Cichoń.
Jakie mogą być te rozwiązania? - Najprostsze to te, o których wspomniał Ludwik Kotecki — czyli podniesienie wieku emerytalnego albo składek nie wchodzi dziś w grę - zastrzega i podaje przykład konkretnej zmiany, która jego zdaniem byłaby silną zachętą do odkładania momentu przejścia na emeryturę.
- Warto wrócić do pomysłów sprzed kilku lat — na przykład, by państwo opłacało składkę emerytalną za osoby, które osiągnęły wiek emerytalny, ale nie przeszły jeszcze na emeryturę. Składka byłaby liczona od przeciętnego wynagrodzenia. To rozwiązanie byłoby korzystne zarówno dla pracowników, jak i pracodawców — zwiększałoby dochód pracownika i czyniło go bardziej atrakcyjnym na rynku pracy, bo pracodawca ponosiłby niższe koszty.
Jak dodaje, można się też zastanowić, czy składkę tę powinno w całości pokrywać państwo, czy może częściowo pracodawca. W każdym razie — nie wypłacalibyśmy (jako państwo) jeszcze emerytury, ale opłacalibyśmy składkę, co w przyszłości przełożyłoby się na wyższe świadczenie.
Monika Krześniak-Sajewicz