Dwumiesięczna przerwa od szkoły dla dzieci zamieszkałych na wsi oznaczała przede wszystkim pomoc w gospodarstwie. Końcówka czerwca zaczynała się zawsze zbiorami truskawek. Szliśmy na pole już około 5 rano, by potem, kiedy słońce najbardziej przygrzewało, mieć wolne. Po truskawkowym sezonie przychodził czas na wiśnie, potem były borówki. W międzyczasie jeździliśmy jeszcze do lasu, rwać jagody. Zbiory owoców, chociaż bardzo ciężkie fizycznie oznaczały dla nas, dzieci ze wsi, konkretne pieniądze. To oczywiście nie koniec, bo w międzyczasie były jeszcze sianokosy, żniwa, gracowanie, wyprowadzanie i sprowadzenie krów z pastwiska. Czy ktoś z nas myślał wtedy o wakacjach? Na to nigdy nie było czasu.
REKLAMA
Zobacz wideo Kamila Boś w końcu jedzie na upragnione wakacje. Wybrała egzotyczny kierunek [materiały wydawcy kobieta.gazeta.pl]
Zbiory owoców były dla nas okazją do zarobku
Będąc dzieckiem, nie cieszyłam się na nadchodzące wakacje. Wiedziałam, iż to nie będzie dla mnie czas relaksu ani też odpoczynku. Czerwiec to czas sianokosów. Jeździliśmy na nasze łąki grabić, przewracać, układać siana w kopki, a później, gdy już trawa wyschła, trzeba było ją przywieźć i wrzucić widłami do stodoły. Potem wkraczała babcia, która siano soliła - ponoć dlatego, by lepiej smakowała krowom, ale też i jako zabezpieczenie przed pożarem.
Potem przychodził czas zbiorów owoców. Zaczynaliśmy od truskawek. Nie lubiłam ich zbierać. Plecy bolały od ciągłego schylania, a dłonie od szypułkowania owoców. Sezon na nie trwał średnio od dwóch do trzech tygodni i to był naprawdę intensywny okres. Potem przychodził czas na wiśnie. Swojego sadu nie mieliśmy, więc wraz z dzieciakami z okolicznych domów jeździliśmy rowerami do gospodarzy w sąsiednich wsiach. Pamiętam te ceny. Płacili nam złotówkę od koszyczka. Prawdziwy wyzysk, ale wtedy nikt nie marudził. Za cały dzień pracy dostawałam wypłatę wynoszącą średnio 30 zł. Jak na tamte czasy - było to naprawdę dużo.
Wakacje na wsi - praca w poluFot. materiały własne
Jak już nie było truskawek i wiśni, pojawiały się latem jeszcze jagody. Ich zbieranie najbardziej lubiłam. W lesie było chłodno, choćby w upały. Szum drzew uspokajał. Zebrane owoce sprzedawaliśmy potem na targu, a czasem jakaś z okolicznych cukierni skusiła się na kilka litrów owoców do swoich jagodzianek.
Początek sierpnia zawsze kojarzył mi się z borówkami. Wtedy właśnie zaczynał się czas ich zbiorów. Każdy na to czekał, bo to był bardzo szybki, przyjemny i dość łatwy pieniądz. Płacili nam 15 zł za skrzynkę, w której mieściło się osiem koszyczków borówek. Dniówka wychodziła wtedy w okolicy 60 zł, a po powrocie do domu był jeszcze czas, by dołączyć do znajomych nad jeziorem.
Zbiory owoców, dla nas, dzieci ze wsi, były okazją do zarobku. Cieszyliśmy się na swoje własne pieniądze.
Darmowa siła robocza? Z tym nikt nie dyskutował
Trzeba pamiętać, iż ówczesne rolnictwo dużo mniej zmechanizowane. W polu potrzebne były każde ręce. Wiejskie dzieci były dodatkową siłą roboczą. Z tym nikt nie dyskutował. Przy sianokosach grabiliśmy i przerzucaliśmy trawę, a jak zaczynały się żniwa - pomagaliśmy przy przesypywaniu wymłóconych ziaren z przyczepy do przygotowanych na ten czas spichlerzy. Żyto było najcięższe, owies najlżejszy. Potem trzeba było zwieźć słomę i ułożyć stóg. Im byłam starsza, tym było więcej obowiązków, bo dochodziło jeszcze wyprowadzanie i sprowadzanie krów na i z pastwiska, czy gracowanie (czyli pielenie) w polu warzyw.
Wakacje na wsiFot. materiały prywatne
Na żadne wakacyjne wyjazdy moich rodziców nie było stać. choćby gdyby było inaczej i tak nie mogliśmy sobie na to pozwolić, bo przecież były zwierzęta, które trzeba było nakarmić, sprowadzić z pola, wydoić. Mój pierwszy urlop? Pamiętam doskonale. Były to trzy dni spędzone pod namiotem ze znajomymi ze studiów. Piękny czas. Miałam wtedy niespełna 20 lat i cieszyłam się na ten wypad, jak dziecko.
Praca nieletnich? Kiedyś nikt nie zwracał na to uwagi, dziś są pewne ograniczenia
Pracując przy zbiorach, nikt kiedyś nie pytał, ile mamy lat i czy nasi rodzice na to wyrażają zgodę. Szło się rano do gospodarza, zapisywało na listę, brało koszyk i szło do sadu. Wypłata była zawsze na koniec dnia i na tym koniec.
Dziś jest jednak nieco inaczej. Praca osób, które nie osiągnęły jeszcze pełnoletniości, wiąże się z pewnymi ograniczeniami. Przepisy jasno określają, kto, kiedy i na jakich zasadach może pracować. Co ciekawe, wbrew powszechnej opinii takie prace jak m.in. zbiory owoców czy warzyw, to zajęcia, które nie każdy nastolatek może wykonywać. Powód? Młode osoby, które nie posiadają jeszcze zawodowych kwalifikacji, mogą być zatrudniane tylko przy tzw. pracach lekkich, czyli takich, które nie zagrażają ich zdrowiu i rozwojowi fizycznemu czy psychicznemu. Praca przy zbiorze warzyw czy owoców jest bardzo eksploatująca fizycznie, więc dla osób w tym przedziale wiekowym jest po prostu nielegalna.
Konsekwencje mogą odczuć również pracodawcy, bo zatrudnienie osób młodocianych niezgodnie z przepisami może grozić grzywną od 1 do aż 30 tys. złotych.
Pamiętasz swoje wakacje? Chcesz podzielić się swoimi wspomnieniami? Zapraszam do kontaktu. Czekam na Wasze historie pod adresem: [email protected]. Gwarantuję anonimowość.