Wszystkie wojny ministra Żurka. Nie tędy droga

5 godzin temu

Wymiar sprawiedliwości nie został i nie zostanie uporządkowany, jeżeli wszystkie strony sporu politycznego nie pójdą na kompromis. Na razie największym przegranym „reform” będzie polski biznes i obywatele.

Linii sporu w reformie wymiaru sprawiedliwości jest co najmniej kilka. Zerknijmy pokrótce. Minister Waldemar Żurek przedstawił projekt podziału sędziów powołanych w procedurach z udziałem tzw. nowej Krajowej Rady Sądownictwa (tzw. neosędziów) na trzy kategorie, w zależności od stopnia powiązań z kontestowaną Radą oraz udziału politycznego w nominacjach. Celem projektu jest zróżnicowanie ewentualnych konsekwencji prawnych i dyscyplinarnych wobec poszczególnych sędziów – w zależności od ich zachowania, motywacji oraz udziału lub bierności wobec zmian w sądownictwie po 2017 roku. Jedna z kategorii to sędziowie, którzy nie tylko przyjęli nominację od nowej KRS, ale również publicznie wspierali i promowali zmiany w sądownictwie po 2017 r. Minister proponuje, aby wobec tej grupy stosować najbardziej surowe konsekwencje – zarówno kadrowe (odebranie uprawnień do orzekania), jak i dyscyplinarne.

Inna kategoria, to „bierni beneficjenci”, którzy otrzymali powołanie w „nowym” systemie, ale nie angażowali się aktywnie w promowanie zmian. Często przyjmowali nominację w milczeniu, nie uczestniczyli w publicznych debatach i nie przeciwstawiali się reformom z lat 2016-2023. W przypadku tej grupy rozważane są bardziej umiarkowane środki naprawcze jak czasowe ograniczenie uprawnień, konieczność ponownej weryfikacji bądź przeprowadzenie dodatkowych egzaminów kwalifikacyjnych.

Wreszcie ostatnia grupa obejmuje osoby, które ubiegały się o nominację kierując się autentycznymi przesłankami – chęcią pracy, poczuciem profesjonalizmu lub zostały do tego niejako „przymuszone” sytuacją na rynku pracy. Ta kategoria byłaby traktowana najłagodniej – rozważana może być możliwość ponownego, indywidualnego dopuszczenia do orzekania po weryfikacji kwalifikacji, bez automatycznego wykluczenia ze służby sędziowskiej. Uznaje się, iż te osoby nie działały z polityczną motywacją i można je objąć najbardziej elastyczną ścieżką naprawczą lub pozostawić bez konsekwencji na stanowiskach.

Krytycy wskazują podwójny absurd tych propozycji. Po pierwsze resort sprawiedliwości tym projektem faktycznie legalizuje szereg działań KRS, którą próbuje jednocześnie uznawać za nielegalną. Ustawowe zapisy o „potwierdzaniu statusu” są bowiem wyłącznie potwierdzeniem działań KRS.

Po drugie – według wstępnych szacunków groźbą wyrzucenia z sądów objętych byłoby choćby ok. 1600 osób. Ilu sędziów jest w Polsce? Monitor SLPS służący do publikacji danych o losowaniach składów, podaje, iż w latach 2022-2025 (do sierpnia) pojawiło się 11,8 tys. nazwisk sędziów, asesorów, referendarzy. Trzeba przyjąć założenie, iż dziś ok. 10 tys. osób sprawuje tę funkcję. To oznacza, iż zagrożonych odejściem lub wyrzuceniem jest co 6. polski sędzia. Nie ma „lepszego” scenariusza na całkowity paraliż i rozkład polskiego sądownictwa.

Inna koncepcja „reformy” zakłada występowanie do „neosędziów” z powództwem regresowym, co opiera się na przekonaniu, iż osoby, które orzekały z naruszeniem prawa czy zasad nominacyjnych, mogą zostać pociągnięte do odpowiedzialności finansowej. Oznacza to możliwość pozywania sędziów przez osoby poszkodowane lub państwo o naprawienie szkody wynikłej z wydanych przez nich orzeczeń, jeżeli zostaną one uznane za wadliwe z powodu nienależytego powołania lub rażącego naruszenia procedur. Rozwiązanie to ma działać odstraszająco oraz umożliwiać dochodzenie rekompensaty w drodze cywilnoprawnej. Jednak tej koncepcji nie sposób obronić. Po pierwsze, odpowiedzialność pracownika prawo ogranicza do wysokości 3-krotnego wynagrodzenia. W przypadku winy umyślnej ta granica nie jest stosowana, ale udowodnienie winy umyślnej wydaje się karkołomnym wyzwanie. „Neosędzia” otrzymał opinię KRS, otrzymał nominację Prezydenta RP, dostał gabinet, był wpisany na wokandę, pobierał wynagrodzenie, administracja państwowa obsługiwała jego działania. W tym przypadku przekonanie, iż uzurpował sobie prawo do wykonywania zawodu jest sprzeczne z logiką. Był dopuszczony przez państwo do orzekania. Koniec kropka. Spory prawników i polityków nie mają tu nic do rzeczy.

Widać to dokładnie na „kolejnym froncie” sporów ministra Żurka. Skierował on pisma do rzekomo wadliwie powołanych sędziów NSA, wzywając ich do natychmiastowego zaprzestania orzekania i rezygnacji z urzędów, argumentując, iż ich status jest wadliwy, co pozbawia strony postępowań prawa do niezawisłego i bezstronnego sądu. Zagroził im konsekwencjami finansowymi (pozwami regresowymi), cywilnymi i karnymi, w tym odpowiedzialnością za przekroczenie uprawnień lub uzurpację funkcji publicznej.

Kolegium NSA zareagowało 29 września 2025 r. uchwałą, w której stanowczo odrzuciło wezwanie ministra. Podkreślono, iż kwestionowanie schematy powołania i pracy sędziego wymaga indywidualnej oceny konkretnych okoliczności, co potwierdza orzecznictwo TSUE (np. wyrok z 21 grudnia 2023 r. w sprawie C-718/21). Kolegium zaznaczyło, iż zaprzestanie orzekania przez 38 sędziów NSA naruszyłoby konstytucyjne prawo obywateli do sądu bez nieuzasadnionej zwłoki. Podkreślono też, iż wykonanie wyroków europejskich trybunałów to zadanie dla władzy ustawodawczej, a nie władzy wykonawczej czy sądownictwa, a działania ministra uznano za próbę obejścia zasady nieusuwalności sędziów.

To tylko kilka przykładów napięć w wymiarze sprawiedliwości. Oczywiste jest, iż ustaw, które wdrażałyby np. kategoryzowanie sędziów i ich odpowiedzialność zbiorową nie podpisze Prezydent Karol Nawrocki. To pokazuje, iż jakiekolwiek jednostronne działania władzy wykonawczej nie zmienią (ani tym bardziej – nie naprawią) wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Każda kolejna „propozycja” pogarsza sytuację w wymiarze sprawiedliwości, podważa zaufanie do niego i budzi niepokój na przyszłość. Jedynym wyjściem jest kompromis wszystkich sił politycznych. Niestety, zgłaszane z różnych stron propozycje „okrągłego stołu” czy debat naprawczych giną w natłoku mniej lub bardziej agresywnych – i skrajnie nieodpowiedzialnych – wypowiedzi polityków i publicystów. Natomiast trzeba jasno powiedzieć – bez kompromisu wymiar sprawiedliwości czeka uwiąd i lata sporów, na których kapitał zbijać będą politycy i sprawne kancelarie prawne podważające statusy sędziów, orzeczenia, adekwatność sądów.

Wiadomo też, iż pogłębiający się chaos w sądach uderza w polskich obywateli i biznes. Wydłużające się terminy rozpraw to norma. Obywatele czekać muszą, biznes skazany jest na inne działania. Chaos sądowniczy i niestabilność wymiaru sprawiedliwości w Polsce wpływają na decyzje firm zagranicznych dotyczące prowadzenia sporów prawnych z polskimi podmiotami poza polską jurysdykcją. Ze względu na spadające zaufanie do polskiego sądownictwa (jedynie 36,1 proc. Polaków deklaruje zaufanie według sondaży z 2025 r.) oraz obawy o przewlekłość, brak niezależności i nieprzewidywalność orzeczeń, coraz więcej międzynarodowych firm wybiera arbitraż międzynarodowy lub sądy w innych krajach (np. w Hamburgu, Londynie, Sztokholmie) jako forum rozstrzygania sporów związanych z inwestycjami czy kontraktami zawartymi w Polsce. Zjawisko to potwierdzają organizacje biznesowe i kancelarie prawne, widząc rosnącą liczbę klauzul właśnie o arbitrażu zagranicznym w polskich i międzynarodowych umowach. To pod względem finansowym i faktycznym stawia polskie firmy w gorszym położeniu.

Wyraźnie rośnie też liczba spraw skierowanych do polskich instytucji arbitrażowych (np. przy Krajowej Izbie Gospodarczej). Dzieje się tak ze względu na nadzieję na szybsze rozstrzyganie spraw, tryb polubowny i mniejsze końcowe koszty. Jednocześnie w takich sprawach (arbitraż, sąd polubowny) ostateczna decyzja w sprawie może być egzekwowana przez komornika. Do arbitrażu i przed sądy polubowne najczęściej trafiają sprawy z sektora finansowego, budowlanego, spory o własność intelektualną. Dobrze, iż znaleziono takie obejście sądowego chaosu. Źle, iż obejść trzeba szukać.

Idź do oryginalnego materiału