Zepsute i rozbite auta, ale też niewierni małżonkowie, którym podczas schadzki samochód utknął w lesie – z usług „laweciarzy” korzystają różni klienci. Jak się prowadzi firmę, zajmującą się holowaniem aut?
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="355" src="//www.youtube.com/embed/1v4gNReNoRY?rel=0" width="630"></iframe>Jeśli chcielibyśmy określić jednym słowem pracę w branży holowniczej, to chyba najlepsze będzie – nieprzewidywalna. Trzeba być ciągle pod telefonem, dzień i noc. I nigdy nie wiadomo, ilu klientów będziemy mieć danego dnia, ani dokąd przyjdzie nam pojechać.
– Wyłączając telefon traci się klienta – podkreśla Mirosław Marczuk, właściciel firmy holowniczej. – Specyfika tej pracy polega na tym, iż jednego dnia mam powiedzmy 10-12 zleceń, a choćby czasami więcej i oddaję część kolegom z branży. Przekierowuję klientów do nich. A czasami jest tak, iż powiedzmy przez 2-3 dni nie wyjadę wcale. Bo owszem są telefony, ale to klientowi cena się nie podoba, albo nie jestem w stanie mu pomóc, bo ma za ciężkie auto.
Tajniki holowniczego biznesu
Aby holować samochody nie trzeba mieć specjalnych uprawnień.
– Na tzw. małą lawetę, do 3,5 tony wystarczające są prawo jazdy kategorii B, czyli to, co każdy z nas posiada – wyjaśnia Mirosław Marczuk.
Z rozmowy Mirosława Marczuka z Anna Smolińską dowiecie się też:
- Jak zdobywać klientów w tym biznesie?
- Czy „laweciarze” współpracują z firmami ubezpieczeniowymi?
- Ile kosztuje laweta i jaką najlepiej wybrać?
- Czy bardziej opłaca się jeździć na długich czy krótkich trasach?
- Jak wycenia się usługę holowania?
- Czy dla klienta taniej zawsze znaczy lepiej?
Więcej rozmów biznesowych i ciekawych pomysłów znajdziecie na naszym kanale Franchising-PL na YouTube. Zachęcamy do subskrypcji!