Złe i dobre wieści dla przemysłu zbrojeniowego na MSPO 2025

3 godzin temu

Agencja Uzbrojenia chce scalić system zamówień wojskowych i włączyć przemysł od początku procesu zamówienia, ale boryka się z „rozproszeniem instytucji i kompetencji”, „system wszystkich systemów” – BMS Jaśmin połączy wszystkie systemy służb, instytucji czy administracji umożliwiając łączność w razie wojny, stanu zagrożenia czy katastrofy. Polski okręt podwodny może być małym okrętem podwodnym, a Lockheed Martin jest zainteresowany włączeniem Polski w program produkcyjny F-35 – takie informacje uzyskano na XXXIII Międzynarodowym Salonie Przemysłu Obronnego w Kielcach.

Drugi dzień Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego jest niemal zawsze dniem poświęconym współpracy przemysłu obronnego z wojskiem, konkretnie zaś resortem obrony narodowej, Sztabem Generalnym i Agencją Uzbrojenia. Konferencja „Armia i przemysł – kooperacja na rzecz budowania zdolności obronnych” nie przyniosła jednak pod tym względem zbyt wesołych konstatacji. Wprawdzie wiceminister ON Paweł Bejda twierdził, iż zarówno on sam, jak i resort obrony zna doskonale wartość polskich firm przemysłu obronnego, jako innowacyjnych i napędzających gospodarkę, iż chciałby, aby podobnie jak w przypadku Turcji 80% zamówień wojskowych „zostawało w kraju”, czyli w polskim przemyśle zbrojeniowym, a firmy państwowe i prywatne traktowane równoprawnie, ale już wystąpienie kmdr dr inż. Arkadiusza Kalinowskiego, zastępcy dyrektora Departamentu Polityki Zbrojeniowej rozwiało optymizm. Okazało się, iż system zamówień wojskowych jest wielostopniowy, skomplikowany i zależny nie od tego „co” chce się kupić, tylko „jak to co chce się kupić wpasowuje się w system zamówień wojskowych”. Późniejsze wystąpienie gen. bryg. Artua Kuptela, szefa Agencji Uzbrojenia, raczej nie pozostawiło złudzeń – wejście w system zamówień wojskowych jest w obecnym ich kształcie rzeczą dla polskiej firmy bardzo trudną. Jak generał zaznaczył: „nie Agencja buduje zdolności przemysłowe” i stwierdził, iż ile AU ma środków tyle wyda, ale z drugiej strony zauważył też, iż umowy ramowe zawierane z firmami to tylko określenie jakiego rodzaju sprzęt wojskowy (SpW) i ile jego jest potrzebne, „ale czy każdy przedsiębiorca przez te drzwi przejdzie to nie jest pewne”. Jak dodał, rozdrobnienie instytucjonalne jest ogromne, powoduje to też rozdrobnienie kompetencji w zakresie pozyskiwania sprzętu, a co najważniejsze istotny głos o zamówieniach należy „polityków i Sztabu Generalny z instytucjami eksperckimi”. W efekcie proces pozyskiwania SpW jest efektem tego rozdrobnienia instytucjonalnego i kompetencji, ale „wszyscy mają pretensje do Agencji Uzbrojenia, która robi tylko co jej wyznaczono”. Agencja w tej sytuacji jest tylko ramieniem wykonawczym, konieczne byłoby rozszerzenie jej kompetencji, zatrudnienie ludzi lub możliwość powoływania zewnętrznych zespołów eksperckich, podobnie jak dzieje się to w USA, ale w tej chwili nie wiadomo, czy jest taka możliwość i czy zostanie to zrobione.

Jednak były też dla polskiego przemysłu i pomyślniejsze nowiny. Według informacji uzyskanych przez media amerykański koncern Lockheed Martin, producent samolotu wielozadaniowego F-35, zamówionego także przez polskie Siły Powietrzne chce włączyć nasz kraj w sieć produkcji komponentów dla F-35. Lockheed Martin, który będzie nadzorował umowę modernizacji innych maszyn SP – F-16 C/D Block 52+, których także jest producentem, jest również zaangażowany w program systemu obrony przeciwlotniczej Wisła, czyli polskich systemów przeciwlotniczych Patriot oraz poprzez zakupioną firmę Sikorsky także w produkcję podzespołów do śmigłowców S-70i. Rozwija już współpracę z Wojskowymi Zakładami Lotniczymi WZL-1 oraz WZE produkującymi wyrzutnie i podzespoły pocisków PAC-3MSE do systemów Patriot. w tej chwili doszłaby do tych programów wytwarzanie części kadłuba do F-35, ale amerykański koncern na razie nie określił kto ze strony polskiej prowadziłby taką produkcję, choć wiadomo, iż umów w tym zakresie należy spodziewać się w czasie najbliższych 6-9 miesięcy. Już teraz w naszym kraju prowadzona jest produkcja komponentów silnika F135 oraz elementów nabojów do działka lotniczego 20 mm, w które uzbrojona jest ta maszyna.

Z kolei, jak dowiedział się ISBiznes.pl, program pozyskania okrętów podwodnych Orka przez Marynarkę Wojenną RP może mieć niespodziewane zakończenie. Polski MON jest bowiem zainteresowany włoskim małym okrętem podwodnym klasy C – M23. M23 jest dziełem włoskiej firmy konstrukcyjnej S.R.L., a Polska byłaby, po Marynarkach Wojennych Włoch i Kataru, jego trzecim użytkownikiem. Okręt nie jest wielki, to tzw. C-Series, ma wyporność do 150 ton, długość 23 m, głębokość operacyjną do 200 metrów, zaś bezpieczną do 300 m. Napęd klasyczny diesel-elektryczny, są także testy napędu niezależnego od powietrza AIP, prawdopodobnie konstrukcji niemieckiej. Prędkość 12-16 węzłów, wykonanie kadłuba w technologii obniżonego wykrycia. Jednostka jest uniwersalna – zabiera 11 ludzi załogi lub w wariancie na bliskie misje 6 ludzi oraz 6 żołnierzy Wojsk Specjalnych. Posiada dwie wyrzutnie torped 533 mm, może także zabierać mniejsze torpedy 450 mm oraz miny morskie czy wystrzeliwać amunicję krążącą. Dużym atutem jest spora, kilkutygodniowa autonomiczność, cena wynosząca ok. 90 mln euro za jednostkę i okres dostawy do 2 lat od kontraktu do podniesienia bandery. Kolejny atut to możliwość operowania na płytkich wodach przybrzeżnych Bałtyku, gdzie klasyczne duże okręty podwodne mają trudności z działaniem oraz możliwość szybkiej odbudowy dywizjonu Okrętów Podwodnych, który w tej chwili został praktycznie z jednym ORP Orzeł o ograniczonych (praktycznie szkoleniowych) możliwościach działania. M23 został oficjalnie zaprezentowany MON 17 czerwca i według informacji ISBiznes.pl jest rozpatrywany jako tzw. mini-Orka, przy czym w grę nie wchodziłaby tylko jedna jednostka, ale „kilka”. w tej chwili choćby końcowy ostateczny wygląd M23 nie jest znany – na MSPO pokazano jedynie uproszczony model, istnieje tylko jedno zdjęcie pierwszego okrętu przechodzącego próby dla MW Kataru.

Kolejną ciekawą realizacją jest program wdrożenia Systemu Zarządzania Kryzysowego Jaśmin w postaci przenośnego terminala integrującego wszystkie systemy łączności wszystkich służb i instytucji działających wspólnie w razie zagrożenia, stanu klęski żywiołowej czy wojny. W Polsce każda instytucja ze względu na silosowy charakter ministerstw, z których się one wywodzą, ma własny osobny system łączności i dedykowany dla niego sprzęt oraz rozwiązania. W efekcie jakakolwiek kooperacja w razie katastrof czy incydentów jest wyjątkowo kłopotliwa i wszyscy posługują się po prostu telefonami komórkowymi, co dla zachowania poufności lub koordynacji działań jest bardzo niewygodne, czasem wręcz niebezpieczne. System Zarządzania Kryzysowego Jaśmin po raz pierwszy wprowadzony w 2024 roku w czasie operacji „Feniks” na południu Polski przez WOT oraz w obecnym roku dla zabezpieczenia zachodniej granicy Polski, w tej chwili otrzymał przenośną stację zarządzania, swoiste mobilne centrum zarządzania łącznością kryzysową. Jaśmin jest autorstwa bydgoskiej spółki Teldat i w dotychczasowych zastosowaniach bardzo dobrze się sprawdzał. Istnieje więc duże zainteresowanie wprowadzeniem tych „przenośnych integratorów łączności”, jak są określane terminale, nie tylko przez resort obrony narodowej, ale też przez inne resorty i służby państwowe.

Idź do oryginalnego materiału