Amerykańskie cła mogą nie przyczynić się do sprowadzenia zapowiadanego "złotego wieku", ale do ujawnienia, iż obywatele Stanów Zjednoczonych nie mają pojęcia, skąd w ich kraju biorą się kolejne produkty. Chińczycy w niespodziewany sposób odpowiedzieli na cła wprowadzone przez Donalda Trumpa. Na celowniku znalazły się dobra luksusowe.
Amerykanie odkrywają, jak działa świat. Chińscy producenci publikują nagrania z fabryk
Wojna handlowa przechodzi na nowy poziom. Dzieje się tak za sprawą chińskich producentów i sprzedawców widzących możliwość zarobienia dużych pieniędzy poprzez ujawnienie, iż spora część dóbr luksusowych kupowanych za tysiące dolarów tak naprawdę pochodzi z chińskich fabryk. Reklama
Chiny - głównie dzięki aplikacji TikTok - promują bezpośrednią sprzedaż dóbr luksusowych od chińskich producentów. Sieć zalewają nagrania z torebkami Birkin, Lous Vuitton, a także kultowymi legginsami sportowymi marki Lululemon. W jednym z usuniętych już z platformy klipów użytkownik publikujący pod pseudonimem Wang Sen prezentował luksusowe torebki. "Dlaczego po prostu się z nami nie skontaktujesz i nie kupisz od nas? Nie uwierzysz, jakie ceny ci damy" - powiedział w jednym z klipów, który odbił się nie tylko w amerykańskim internecie szerokim echem.
Na innym z nagrań mężczyzna deklarujący, iż jest dostawcą toreb Birkin, ujawnił, iż koszt produkcji wynosi około 1400 dolarów. Natomiast klienci za jedną torebkę tej marki - w zależności od modelu - płacą choćby 34000 dolarów. Co więcej, torebki Birkin bardzo często można kupić dopiero po uprzednim zapisaniu się na listę oczekujących klientów. "Ponad 90 procent ceny dotyczy logo, ale jeżeli nie zależy ci na logo i chcesz tej samej jakości możesz po prostu kupić u nas" - wyjaśniał rzekomy dostawca luksusowej marki.
Zainteresowanie chińskimi produktami widać w danych
Trend, który pojawił się w mediach społecznościowych, wywołał duże zamieszanie na rynku. Amerykanie są w dużej mierze zaskoczeni tym, iż produkty rzekomo produkowane w Europie, tak naprawdę powstają w chińskich fabrykach. Chińczycy chętnie tłumaczą na kolejnych nagraniach to, jak zamówić luksusowe produkty za ułamek ceny rynkowej bezpośrednio u azjatyckiego producenta.
Jak wskazuje CNN Biznes, rynek odczuł już ten nowy wymiar wojny handlowej na linii Pekin-Waszyngton. DHgate, internetowy sklep hurtowy, znany ze sprzedaży chińskich podróbek dóbr luksusowych, wystrzelił na drugie miejsce w amerykańskim sklepie z aplikacjami Apple. Natomiast aplikacja Taobao, chińska witryna OG e-commerce, znalazła się w tym zestawieniu na miejscu 7.
Nie wszyscy mówią prawdę, część wykorzystuje sytuację
Pod jednym z filmów dotyczącym rzekomego dostawcy legginsów Lululemon znaleźć można wymowny komentarz: "Oto jak się prowadzi wojnę handlową". Influencerka występująca pod nickiem LunaSourcingChina zachwala dwie chińskie fabryki, gdzie sportowa marka ma kupować swoje legginsy. "Myślę, iż większość z was wie, ile kosztuje Lululemon i inne duże marki... i wiecie co, tutaj, w tych dwóch fabrykach, można je dostać za około pięć, sześć dolców" - stwierdziła.
Lululemon w związku z pojawianiem się kolejnych oskarżeń i zachęcania do kupowania u azjatyckich sprzedawców wydała w poniedziałek oświadczenie. Firma zaprzeczyła doniesieniom z mediów społecznościowych. Lululemon wskazała, iż "nie współpracuje z producentami wymienionymi w filmach online i apeluje do konsumentów, aby byli świadomi potencjalnych podróbek i dezinformacji".
Wojna handlowa wywołana przez cła ma wiele twarzy i niektórzy chcą na tym zarobić. Hao Dong, starszy wykładowca ds. operacji i zarządzania projektami na University of Southampton w rozmowie z CNN wskazał bowiem, iż niemal z całą pewnością każdy producent produkujący dla znanych marek ma w umowie ścisłe zobowiązanie do nieujawniania tego faktu.
Część nagrań to nic innego jak sposób producentów podróbek do tego, by na fali sprzeciwu wobec ceł i ujawniania światowego łańcucha produkcji i dostaw zarobić pieniądze na nieświadomych klientach. Regina Frei, profesor zrównoważonych i cyrkularnych systemów na University of the Arts London dodała jednak w rozmowie z CNN, iż "gdyby Chiny przestały produkować, nasze sklepy byłyby puste".
Chińskie dobra luksusowe, czyli jaka jest prawda
"Chiny zdecydowanie przeżywają swój czas..." - napisał inny użytkownik, udostępniając wideo chińskiego dostawcy oferującego repliki produktów Fila, Under Armour i Lululemon w znacznie niższych cenach. Dostawca twierdził, iż produkty Lululemon, zwykle sprzedawane za 100 dolarów, można teraz kupić u niego za 5-6 dolarów.
Niemniej poza pozbawianiem się możliwości zwrócenia towaru, czy jego reklamowania w całej tej dyskusji pojawiły się pytania o faktyczną realność stwierdzenia "Made in France" w odniesieniu do luksusowych marek, za które klienci płacą tysiące dolarów. Regina Frei, profesor zrównoważonych i cyrkularnych systemów na University of the Arts London w rozmowie z CNN wskazała, iż nie można jednoznacznie wskazać, iż torebki i zegarki znanych marek produkowane są w chińskich fabrykach.
"Jeśli mówimy o bardzo drogich torebkach, których wykonanie wymaga dużej ilości pracy manualnej, to najprawdopodobniej zostaną one gdzieś wstępnie zmontowane, a następnie wykończone, powiedzmy, we Francji" - powiedziała. Regina Frei dodała jednak, iż nie ma sposobu, aby w pełni się o tym przekonać ze względu na "słynnie nieprzejrzyste łańcuchy dostaw dóbr luksusowych".
Niskie ceny i chętni klienci to przepis na katastrofę ekologiczną
Zamieszanie związane z amerykańskimi dobrami luksusowymi produkowanymi w Chinach zamiast Europie wywołało spore ruchy na rynku i to nie tylko wśród najbardziej zamożnych klientów. Amerykanie pod wpływem kolejnych nagrań z chińskich fabryk i prezentowaniu wysokiej jakości produktów coraz śmielej mówią o tym, iż gotowi są poczekać na produkt dłużej, ale zapłacić zdecydowanie mniej.
Od lat chińskie platformy sprzedażowe rosną w siłę. Shein, Temu, czy Aliexpress nie narzekają na brak klientów z całego świata, którzy wręcz masowo zamawiają tańsze produkty. Regina Frei wskazuje, iż ta skala indywidualnych wysyłek paczek w kontekście globalnym to "katastrofa ekologiczna". Paczki są pojedynczo owinięte w plastik i wysyłane samolotami lub statkami towarowymi na cały świat, co powoduje ogromny ślad węglowy, wskazała Frei dla CNN. Co więcej, ekspertka wskazała wprost, iż często tanie przedmioty z Chin kończą jako śmieci.
Agata Jaroszewska