Od wczoraj w wielu brazylijskich miastach realizowane są starcia między zwolennikami byłego prezydenta Jaira Bolsonaro a organami porządkowymi państwa brazylijskiego, lojalnymi wobec obecnego prezydenta Luiza Inácio Lula da Silva. W stolicy obowiązuje stan wyjątkowy.
Tego można się było spodziewać. Od ogłoszenia w listopadzie zeszłego roku wyników wyborów prezydenckich w Brazylii (wygrał z niewielką przewagą Lula da Silva), Jair Bolsonaro nie uznał wyników głosowania. Musiało dojść do eskalacji. Wskazywały na to nie tylko wielotysięczne demonstracje zwolenników pokonanego prezydenta, ale też hasła przez nich głoszone. Wśród nich zwracało uwagę wezwanie, by armia i siły porządkowe wypowiedziały posłuszeństwo legalnemu prezydentowi i obaliły Lulę.
8 stycznia zwolennicy Bolsonaro przeszli od słów do czynów, zajmując siłą niektóre budynki brazylijskich władz w stolicy. Protestujący wdarli się do budynków Kongresu, oficjalnej rezydencji Luli i siedziby Sądu Najwyższego. Przygotowania do tej akcji rozpoczęły się dzień wcześniej, kiedy do stolicy autokary przywiozły około 4000 ludzi, by brali udział w siłowych protestach. Niektóre źródła wskazują, iż policja nie interweniowała podczas szturmowania wspomnianych budynków. Nie interweniowała także później, podczas demolowania przez ludzi wnętrz siedzib różnych organów władzy w Brazylii. Dopiero około 17 czasu miejscowego do miasta przybyły siły wojska i żandarmerii, które przystąpiły do likwidowania skutków ataków i zatrzymywania najbardziej aktywnych uczestników protestów.
Prezydent Lula zwrócił się do narodu z wystąpieniem. Nazwał w nim atakujących „fanatycznymi faszystami” i wprowadził w Okręgu Federalnym stan wyjątkowy, który pozwala na zatrzymywanie obywateli bez decyzji sądu, konfiskatę mienia i blokadę rachunków. Stan ten ma trwać co najmniej do 31 stycznia.
Sąd Najwyższy Brazylii zwolnił gubernatora Okręgu Federalnego i szefa służby bezpieczeństwa tego terytorium.
Lula dostał poparcie w gruncie rzeczy od wszystkich ważnych graczy na terytorium Ameryki Południowej i nie tylko. Ataki zwolenników Bolsonaro jako próbę przewrotu ocenili prezydenci Meksyku, Argentyny, Chile, Wenezueli, a także administracja prezydenta USA, Joe Bidena. Podobnie zareagowały władze Rosji. W końcu sam Bolsonaro, gdy już stało się jasne, iż atak się nie powiódł, również potępił akty przemocy w Brasilii, stolicy kraju.
Obecnie realizowane są akcje sił porządkowych, mające na celu znalezienie organizatorów i najaktywniejszych demonstrantów.