Dobry 2024 rok

4 dni temu

Złe informacje dobrze się sprzedają, dobre wymagają perspektywy i refleksji. Tej ostatniej brakowało nam w ostatnim czasie, stąd też końcówka 2024 roku może niektórych zaskoczyć. Wbrew czarnowidztwu, demiurgów i futurologów, to był dobry rok.

Przez dziesięć lat działalności Warsaw Enterprise Institute nauczyliśmy się, iż zarówno dobre, jak i złe wiadomości są tymczasowe. Wszystko może się zmienić w mgnieniu oka, ale żeby dostrzec to, co jest dobre, potrzeba historycznej perspektywy. 2024 rok był dobry, nie dlatego, iż nie mieliśmy lepszych, ale dlatego, iż nieprędko będziemy mogli to powtórzyć.

To był dobry rok dla demokracji i dobry dla wolności. Dla wszystkiego, co nam szczególnie leży na sercu. Oczywiście nie dla wszystkich, nie wszędzie i nie wszystko było tu idealne. Zostajemy z wieloma niezałatwionymi problemami i nabrzmiałymi kryzysami, które sprawią, iż za rok mało co zostanie z naszego optymizmu. Ale dziś postarajmy się docenić to, co mamy.

Zacznijmy od tego, iż to był rok rekordowej liczby demokratycznych wyborów na świecie. Niemal 4 mld ludzi w 60 państwach głosowało. Oczywiście wśród nich były takie kraje jak Rosja, Chiny, Iran, Korea Północna, Wenezuela czy Turcja, gdzie demokracja od samego głosowania nie przestała być farsą, ale to zaledwie frakcja w morzu demokratycznych i relatywnie wolnych wyborów.

Wyniki wyborów bywały zaskakujące, często zamiast nowego otwarcia, zostawiały kraje pogrążone w jeszcze większym chaosie i niepewności. Rządy przejmowali politycy z przypadku. Kandydaci silni swoją niewyrazistością, unikający wyzwań i trudnych decyzji, byle do rządu nie dopuścić przedstawicieli nowego antyestablishmentowego nurtu. Przejściowe rządy mogą wydawać się bezpieczne politycznie, ale odsuwając wyzwania w przyszłość, nie czynią państw stabilniejszymi. Daleko nie szukając, widzimy to na przykładzie kruchej polityki Francji czy Niemiec. Tymczasem kraje, gdzie doszło do zdecydowanych rozstrzygnięć jak Włochy czy niedawno Stany Zjednoczone unikają wewnętrznych wstrząsów.

Sceptycy twierdzą, iż gdyby wybory w Ameryce zamiast Trumpa wygrała Kamala Harris, to rzeczy nie potoczyłyby się tak pokojowo i na ulicach mielibyśmy zbrojne rozruchy. Może, ale nie żyjemy w hipotetycznej historii. Wybory w Ameryce jak na razie potwierdziły, iż demokracja ma się doskonale. Gorzej to wygląda w Rumunii, gdzie rządzącym elitom nie spodobał się wynik i pod pretekstem tiktokowych manipulacji unieważnili pierwszą turę wyborów. Przykład Rumunii może być złym zwiastunem tego, jak liberalne elity w przyszłości spróbują rozgrywać rosnący w siłę narodowy i konserwatywny elektorat. Ale dziś mamy więcej dowodów, na to, iż demokracja doskonale sobie daje radę, mimo domniemanych interwencji i manipulacji obcych sił w internecie. Demokracja zwyciężyła w tak trudnych miejscach jak Indie czy Mołdawia, mimo głębokich podziałów, manipulacji i mimo TikToka. Wbrew ponurym prognozom zawodowych futurologów, wszędzie na świecie demokracja zdała egzamin. o ile ktoś utracił wiarę w demokrację to nie miliardy, które poszły do urn wyborczych, ale wąskie elity, obawiające się głosu tych miliardów. Herbert Butterfield, autor książki The Whig Interpretation of History i brytyjski historyk ukuł swego czasu termin „zgubnego prezentyzmu”, czyli interpretowania przeszłości czy prognozowania przyszłości na podstawie uprzedzeń współcześnie żyjących. O los demokracji najbardziej bali się wszyscy, których przerasta swoboda wymiany myśli w Internecie, demokratyzacja słowa i utrata kontroli nad procesem demokratycznym. Mają choćby na to własne słowo – populizm. Termin zrobił w ostatnich latach zawrotną karierę, mimo iż mało kto potrafi go precyzyjnie zdefiniować.

My w WEI też do końca nie nadążamy za tym, kto, kiedy i dlaczego zostanie nazwany populistą, ale z optymizmem patrzymy na efekty tej „demokratycznej rebelii”. Na to, jak rok wolności gospodarczej w Argentynie, po blisko stu latach socjalizmu, potrafił odmienić życie 46 mln mieszkańców. Jak rynek zareagował na powrót Donalda Trumpa do Białego Domu, jego program deregulacji, cięcia podatków i ukrócenia najróżniejszych szaleństw kulturowych. Nazywajcie to, jak chcecie, ale my z nadzieją patrzymy jak zdrowy rozsądek i wolny rynek dochodzą do głosu.

Wszędzie na świecie wyborcy dali czerwoną kartkę progresywnym ugrupowaniom odpowiedzialnym za ideologizowanie klimatu, deindustrializację, destrukcję rynku, zapaść polityki społecznej i zdrowotnej przygniecionej bezmyślną polityką migracyjną. Im bardziej jaskrawe były efekty progresywnej polityki, tym większym zagrożeniem stawały się dla etatystycznych elit otwarte platformy społecznościowe i wylewająca się z nich krytyka absurdów nowej architektury społeczno-ekonomicznej.

Establishment wypowiedział wojnę wolnemu słowu. Pod pozorem walki o wolność słowa wprowadzono tylnymi drzwiami cenzurę. Pamiętacie państwo Orwella?

Wojna to pokój. Wolność jest niewolnictwem. Niewiedza jest siłą.

No to cenzura jest wolnością słowa, deindustrializacja rozwojem, dyskryminacja równością, dyktatura urzędników – demokracją.

Mimo całej tej nowo-orwelowskiej narracji uważamy, iż rok 2024 był wielkim zwycięstwem demokracji i demokratyzacji słowa. Na przekór olbrzymim nakładom czasu, pieniędzy i wbrew rygorystycznym przepisom karnym, okazało się, iż nie da się cofnąć rewolucji cyfrowej. Nie da się na nowo racjonować wolności słowa i kontrolować jej na życzenie polityków i progresywnych ideologów. Im głośniej Klausa Schwab nawoływał do „Wielkiego resetu”, George’a Sorosa do otwartych granic, von der Layen do zielonego absolutu, tym większy był apetyt na wolne słowo. Miliony godzin ns YouTube, miliardy wpisów na X okazały się nie do zatrzymania i nie do okiełzania przez instytucje cenzorskie. Progres szalonych pomysłów z całą ich mantrą cancel culture, klimatyzmem, walczącą demokracją, agresywnym genderyzmem i ESG stopniowo ustępuje miejsca zdrowemu rozsądkowi.

Oczywiście nic nie dzieje się natychmiast. Większość Europy po tegorocznych wyborach wciąż pogrążona jest w kryzysie polityczno-gospodarczym. W rocznicę utworzenia nowego rządu w Polsce, wskazywaliśmy na piętrzące się wyzwania i konieczność reform. Ale rząd dla świętego spokoju i politycznej kalkulacji woli odkładać trudne decyzje. Skoncentrował się na szlifowaniu orwellowskiej narracji i ściganiu przeciwników politycznych. Najwyraźniej wychodzi z założenia, iż w kolejnych wyborach nie będzie miał już z kim przegrać.

Tu znowu wykażemy się większym optymizmem. Patrząc na to, jak Polacy oceniają dziś brak ambicji, bierność polityczną, jak reagowali na próbę zamiecenia pod dywan CPK, elektrowni atomowej, 60 tysięcy wolnych od podatków, naprawy składki zdrowotnej, odpolitycznienia spółek skarbu państwa, zniesienia aresztów wydobywczych, naprawy podatków i kilkudziesięciu innych niedotrzymanych obietnic wyborczych, liczymy, iż na koniec demokracja zwycięży i złe rzeczy znowu okażą się tylko tymczasowe.

Idź do oryginalnego materiału