Donald Trump jest etatystą, nie libertarianinem. Co to znaczy dla gospodarki USA? [Okiem Liberała]

6 dni temu

Donald Trump jest etatystą, nie libertarianinem. Co to znaczy dla gospodarki USA? [Okiem Liberała]

Autor: FWG



Pierwsze miesiące drugiej kadencji prezydenta USA Donalda Trumpa pokazują, iż bliżej mu do dyktatorów manualnie sterujących gospodarką, niż do Ronalda Reagana i Margaret Thatcher.

Politycy Konfederacji określający siebie libertarianami z entuzjazmem zareagowali na wygraną w Stanach Zjednoczonych Donalda Trumpa. W listopadzie ubiegłego roku razem z posłami PiS klaskali i skandowali w Sejmie nazwisko 47 prezydenta USA. Sławomir Mentzen, komentując wyniki amerykańskich wyborów, mówił: „Jaka to jest piękna, epicka, filmowa historia. (…) Trump to sukinsyn, ale to nasz sukinsyn. (…) Miejmy nadzieję, iż jego zwycięska bitwa odwróci losy tej wielkiej wojny o wolność i przyszłość naszej cywilizacji.”

Ale pierwsze miesiące drugiej kadencji Trumpa pokazują, iż bliżej mu do dyktatorów manualnie sterujących gospodarką, niż do Ronalda Reagana i Margaret Thatcher.

Państwowa interwencja nie wyszła w Wisconsin

Od początku swojej kariery prezydenckiej Trump interweniował bezpośrednio w decyzje korporacji. Zaraz po swym pierwszym zwycięstwie wyborczym w listopadzie 2016 roku zawarł deal z firmą Carrier Corp. w Indianie, zajmującą się systemami klimatyzacyjnymi i grzewczymi w budynkach. Deal polegał na przyznaniu specjalnych ulg podatkowych, w zamian za utrzymanie przez firmę 1000 miejsc pracy. Wcześniej Carrier Corp rozważał przeniesienie zakładów z Indianapolis do Meksyku. Ekonomiści takie umowy nazywają „corporate welfare”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza „opiekę społeczną nad korporacjami”. Taka „opieka” jest korzystna dla zaopiekowanej firmy, ale cała gospodarka ponosi straty.

„Corporate welfare” zaburza konkurencję, gdyż preferowane firmy mogą utrzymać się na rynku mimo niskiej efektywności, co osłabia innowacyjność i ogranicza rozwój mniejszych przedsiębiorstw. Pieniądze podatników – zamiast na infrastrukturę, edukację, czy zdrowie – są przekierowywane na wsparcie firm, które politycy (w tym wypadku Trump) zdecydowali się wesprzeć. Pojawia się ryzyko korupcji i pokusa nadużycia – przedsiębiorstwa mogą wywierać presję na rząd, by uzyskać jeszcze więcej dotacji lub podejmować zbyt ryzykowne decyzje biznesowe, licząc na to, iż państwo w razie czego pomoże.

Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, iż „corporate welfare” stosowały także inne administracje amerykańskie, począwszy od czasów Alexandra Hamiltona, kiedy to utworzono punkty handlu futrami, by konkurować z prywatnymi handlarzami i Brytyjczykami. Nie zmienia to faktu, iż Trump ostentacyjnie stosuje praktykę punktowych dotacji, wybierając w ten sposób zwycięzcę wśród konkurujących ze sobą firm.

Deal w Indianie był typowy dla Trumpa. Prezydent chwalił firmę za „patriotyczną postawę”, gubernator przyznał ulgi, a inne korporacje zrozumiały, iż trzeba szukać dobrych kontaktów z administracją prezydenta.

Trump „zaopiekował” się także tajwańską korporacją Foxconn, największym na świecie producentem elektroniki na zlecenie. Bloomberg opisał porozumienie z Tajwańczykami w artykule zatytułowanym „Katastrofalna umowa Wisconsin z Foxconn”. W zamian za ponad 4,5 mld dol. rządowych zachęt, Foxconn zgodził się zbudować centrum produkcyjne high-tech na ziemi rolnej o powierzchni ponad 12 km2 na południe od Milwaukee i stworzyć już w 2022 r. choćby 13 tys. dobrze płatnych miejsc pracy dla „wspaniałych pracowników z Wisconsin” – jak mówił o nich Trump. W czerwcu 2018 r. prezydent wbił symbolicznie łopatę w budowę i w obecności kilkuset osób umowę nazwał „jedną z najlepszych w historii”, a inwestycję „ósmym cudem świata”.

Samorządy zaciągnęły duże zobowiązania oraz sfinansowały wykup gruntów i rozbudowę infrastruktury – dróg, sieci wodno-kanalizacyjnych i energetycznych. To obciążyło ich budżety i spowodowało obniżenie ratingu kredytowego.

W kwietniu 2021 umowa została renegocjowana. Foxconn zredukował zobowiązania do 1 454 nowych miejsc pracy. Tajwańczycy zbudowali znacznie mniejsze zakłady niż obiecywali. W latach 2023–2025 część terenu, przygotowanego pierwotnie pod „Wisconn Valley”, została kupiona i zagospodarowywana przez Microsoft, który rozpoczął budowę dużego kampusu centrów danych. W końcu powstała tam duża inwestycja technologiczna, ale nie stworzona przez Foxconn i nie w takiej skali jak obiecywano w 2017 r.

Polityka „gwarantowanego rynku”

Administracja Donalda Trumpa aktywnie korzysta z instrumentów państwowych, aby wpływać na układ sił w strategicznych sektorach gospodarki, zwłaszcza w branży technologicznej i medialnej. Ważnym narzędziem jest CFIUS (Committee on Foreign Investment in the United States), czyli międzyresortowe ciało doradcze analizujące, czy zagraniczne przejęcia amerykańskich firm nie zagrażają bezpieczeństwu narodowemu. W 2018 roku prezydent Trump, opierając się na rekomendacji CFIUS, zablokował próbę przejęcia amerykańskiej firmy półprzewodnikowej Qualcomm przez singapurskiego giganta Broadcom. Była to decyzja rzadko spotykana w takiej formie – bezpośrednia ingerencja głowy państwa w proces rynkowej fuzji i przejęcia.

Drugim narzędziem jest polityka antymonopolowa. Kluczową rolę odgrywa tu Departament Sprawiedliwości, który wytoczył proces, by zablokować pionowe połączenie koncernu telekomunikacyjnego AT&T z gigantem medialnym Time Warner. Choć sprawa zakończyła się niepowodzeniem rządu (sąd nie zgodził się na blokadę), sam fakt podjęcia takiej próby pokazuje, iż administracja stosuje interwencjonistyczną politykę wobec kluczowych transakcji.

W latach 2017-2019 Trump wydał serię rozporządzeń wykonawczych Buy American. Ich głównym celem było skierowanie ogromnego strumienia zamówień publicznych – obejmujących niemal 10 proc. amerykańskiego PKB – do firm spełniających kryteria „krajowości”. Buy American rozszerzało i uszczelniało wymogi dotyczące udziału komponentów wytworzonych w USA w produktach kupowanych przez agencje federalne. Zawężało też wyjątki pozwalające na stosowanie zagranicznych dostawców oraz zwiększało kontrolę nad certyfikacją.

W efekcie, zamiast neutralnego procesu zakupowego opartego na cenie i jakości, zamówienia publiczne stały się narzędziem polityki przemysłowej. W skali gospodarki amerykańskiej, gdzie kontrakty federalne sięgają setek miliardów dolarów rocznie, oznaczało to realne przesunięcie popytu na korzyść krajowych producentów. Dla wielu branż – od stali, przez elektronikę, po sektor medyczny – regulacje te stworzyły „gwarantowany rynek”, zmniejszając presję konkurencji międzynarodowej. Krytycy wskazywali, iż może to prowadzić do wyższych kosztów dla budżetu i spadku efektywności amerykańskiej gospodarki.

Trump podąża śladami Perona?

Trump znacząco zwiększył wydatki federalne podczas pandemii. Zatwierdził trzy duże projekty ustaw pomocowych, które obejmowały ponad 900 miliardów dolarów dotacji dla przedsiębiorstw. Podczas pandemii Trump, powołując się na ustawę Defense Production Act, kazał korporacji General Motors wytwarzać respiratory. Można dyskutować o zasadności tej decyzji w sytuacji nadzwyczajnej, ale był to czysty etatyzm.

W drugiej kadencji Trump jeszcze energiczniej ingeruje w funkcjonowanie prywatnych firm. W czerwcu Nippon Steel uzyskał zgodę na przejęcie U.S. Steel pod warunkiem, iż rząd USA otrzyma „złotą akcję” czyli specjalne uprawnienia kontrolne.

W lipcu Departament Obrony USA kupił pakiet akcji preferowanych w MP Materials, co dało państwu około 15-procentowy udział i status największego akcjonariusza tej spółki. MP Materials jest właścicielem i operatorem kopalni Mountain Pass, jedynej czynnej kopalni i zakładu przetwórczego metali ziem rzadkich w Stanach Zjednoczonych.

W sierpniu producentom chipów Nvidia i AMD narzucono warunek uzyskania licencji eksportowych do Chin – mają oddać około 15 proc. przychodów z tych sprzedaży rządowi USA. Także w sierpniu ogłoszono, iż rząd USA nabywa około 10 proc. akcji zwykłych korporacji Intel, jednego z największych na świecie producentów układów scalonych.

Przejawem etatyzmu Trumpa jest jego polityka celna oraz naciski na niezależny dotychczas bank centralny, czyli Rezerwę Federalną USA, które mają wymusić sztuczne obniżenie kosztów obsługi długu.

Scott Lincicome, wiceprezes libertariańskiego Cato Institute porównuje gospodarczą politykę Trumpa do argentyńskiego populistycznego przywódcy Juana Peróna, który zarządzał gospodarką Argentyny ze swojego pałacu prezydenckiego, osobiście decydując, które firmy otrzymają przywileje, które gałęzie przemysłu zostaną znacjonalizowane lub objęte ochroną, a którzy przedsiębiorcy skorzystają z państwowej hojności. Centralnym elementem wizji gospodarczej Peróna była strategia substytucji importu (import substitution industrialization), która wykorzystywała cła, kontyngenty, subsydia, nakazy lokalizacji i podobne strategie, aby skłonić Argentyńczyków do produkcji w kraju tego, co wcześniej importowali taniej z zagranicy. Podejście to miało na celu pobudzenie wzrostu gospodarczego w kraju, ale zamiast tego doprowadziło do powstania niekonkurencyjnych gałęzi przemysłu wytwórczego, obciążonych wysokimi kosztami produkcji i szerzącym się kumoterstwem.

Peronizm jest przeciwieństwem libertarianizmu. Zdaniem Scotta Lincicome’a druga kadencja Trumpa podąża peronistycznym schematem substytucji importu, ogłaszania stanów wyjątkowych, zawierania osobistych układów, niefrasobliwości fiskalnej i monetarnej oraz bezprecedensowej kontroli rządu nad przedsiębiorstwami prywatnymi. Podobnie jak w przypadku argentyńskiego peronizmu, znaczna część amerykańskiej polityki gospodarczej jest bezpośrednio kształtowana przez samego prezydenta.

Artykuł jest częścią cyklu Fundacji Wolności Gospodarczej „Okiem Liberała” i ukazał się również na stronie Wyborcza.pl.


Idź do oryginalnego materiału