Energia ma cechy boskie i barwy partyjne

14 godzin temu

Nadawanie cech boskich zwierzętom i roślinom, ale też przedmiotom, znamy ze starożytnej filozofii, różnych religii i mistycyzmu. Okazuje się, iż zwyczaj ten jest obecny w polskich realiach XXI wieku. Wiatrak, węgiel i pochodząca z nich energia są tu świetnym przykładem. Nadaje im się cechy nadprzyrodzone i jako takie mają swoje religie, teologię i wiernych wyznawców. Wiatraki i węgiel boską mocą sprawczą utworzyły swoje kościoły.

Kościoły są konkurencyjne, nie ma miejsca na ekumeniczny dialog. Kościoły nie potrafią współistnieć pokojowo. Czcząc swoje bóstwa robią wszystko, by osłabić konkurenta w rywalizacji o rząd dusz. Ta walka spycha religie na skrajne pozycje – integryzm i fundamentalizm biorą górę. Zwolennicy odmiennych źródeł energii, to wręcz heretycy, stronnicy szatana. Wiatrak wręcz go przypomina, węgiel wydobywany jest z piekła.

W społecznym nauczaniu obu tych kościołów cechy tych bóstw tak można przedstawić: wiatrak jest liberalno-lewicowy, postępowy, europejski, unijny, związany z niemieckim nurtem geopolityki. Węgiel jest polski, narodowy, konserwatywny, ludowy i barbórkowy. Sami widzicie – sprzeczne przymioty, nijak do pogodzenia. Jedyne co łączy te bóstwa, to moc wytwarzania energii. Niby tej samej, czy takiej samej, ale jakże odmiennej ideowo. Jakby dla użytkownika prozaicznej lodówki proweniencja zasilającego ją prądu miała jakieś fundamentalne znaczenie.

Po tej egzegezie można już zrozumieć, dlaczego Prezydent zawetował ustawę o wiatrakową i z nabożeństwem wypowiada się o węglu. Weto Prezydenta dla większych możliwości stawiania wiatraków, to jakby sprzeciw dla budowy kolejnych kościołów, obiektów sakralnych, przydrożnych kapliczek obcego, tego gorszego, heretyckiego kościoła. Na to zgody być nie może. Nie ma jak z tym wetem polemizować, skoro sprawy mają wręcz nadprzyrodzone źródło i naturę. To kwestia wiary, nie wiedzy.

A jeżeli choćby nie nadprzyrodzone, to barwy silnie partyjne. Gdzie nie liczy się obiektywna prawda, rzeczowe argumenty, przeprowadzone badania. One tylko utrudniają politykom ich apostolską misję. Tu nie liczy się analiza rynku, ale analiza partyjnego interesu, preferencji elektoratu i politycznego urobku. Przy czym – tak częste – powoływanie się na wolę społeczną sensu żadnego nie ma. W sprawach, o których zwykły śmiertelnik pojęcia mieć nie może, ludzie podążają za głosem swych partyjnych kapłanów. Jedni widzą szatańską moc wiatraków, drudzy nieestetycznie umorusanego górnika i jego płacowe roszczenia.

Czy nie ma sposobu, by wyjść z tej religijno-partyjnej pętli? Pozostając przy nieco archaicznej narracji, trzeba wskazać na mędrców, zwanych też magami. Pełnili kiedyś istotną funkcję, swoim autorytetem rozwiązując spory, wskazując dobrą drogę. To dzisiejsi eksperci, ludzie, którzy z racji wiedzy, doświadczenia i autorytetu wiedzą więcej od nas. Więcej od kapłanów i polityków, o co zresztą nietrudno.

Część z nich się uwikłała, są ministrantami na partyjnych mszach i kongresach. Ale uda się chyba zebrać grono osób, które po prostu znają się na energetyce, chcą być niezależni i zrobić coś dobrego. Intuicja podpowiada, iż wbrew pozorom nie jest aż tak trudnym zadaniem ustalenie źródeł, z jakich mamy wytwarzać energię, jakie mają być proporcje w energetycznym miksie. Można to obliczyć na kalkulatorze, którego próżno szukać w sklepie z dewocjonaliami.

Są rozległe pola do ideologicznej debaty: aborcja, związki partnerskie, szkolne lektury, religia w szkołach i krzyże w urzędzie. Drodzy politycy, o tym możecie gadać bez końca i – na szczęście – bez większych konsekwencji. Możecie zmieniać zdanie, zawierać taktyczne sojusze, apostołować i łowić wyborców. Tu, od waszych decyzji świat się nie zawali, kolejny dzień, miesiąc, rok będą takie same. Ale jak podczas gorącej dyskusji o wyższości węgla nad wiatrakami zgaśnie nam światło, staną windy i padną komputery, tak beztrosko już nie będzie.

Idź do oryginalnego materiału