Europejski Fundusz Konkurencyjności. Polska popiera pomysł, ale stawia twarde warunki

liderzyinnowacyjnosci.com 6 dni temu

Unia Europejska szykuje nowy instrument – Europejski Fundusz Konkurencyjności (ECF) – z budżetem ponad 230 miliardów euro. To pieniądze na transformację przemysłową, cyfrową i obronną, które mogą przesądzić o miejscu Europy w globalnym wyścigu. Polska deklaruje poparcie, ale jednocześnie zgłasza poważne zastrzeżenia i własne postulaty. Pytanie brzmi: czy tym razem wykorzystamy szansę, czy znów staniemy z boku, narzekając, iż „Bruksela nie dała”?

Europejski Fundusz Konkurencyjności ma być odpowiedzią na słabości Starego Kontynentu. UE wprost przyznaje, iż przegrywa wyścig innowacyjny ze Stanami Zjednoczonymi i Chinami. Bruksela chce więc skoncentrować środki na „czystej transformacji”, cyfryzacji (w tym sztucznej inteligencji i cyberbezpieczeństwie), biogospodarce oraz przemyśle obronnym. W planach – granty, pożyczki, inwestycje kapitałowe, a choćby zamówienia publiczne.

Polska oficjalnie popiera utworzenie Europejskiego Funduszu Konkurencyjności, ale nie bezkrytycznie. Rząd w Warszawie jasno stawia sprawę: „tak” – ale pod pewnymi warunkami. I są to warunki, które wynikają zarówno z polskich doświadczeń z funduszami unijnymi, jak i z realiów naszej gospodarki.

Równość dostępu i geograficzna równowaga

Polska obawia się, iż gros pieniędzy z Funduszu – podobnie jak w wielu wcześniejszych programach – spłynie szerokim strumieniem do zachodnioeuropejskich centrów innowacji: Berlina, Paryża czy Amsterdamu.

Warszawa domaga się, aby w samych zasadach EFK wpisano mechanizmy premiujące regiony słabiej rozwinięte. Chodzi o to, by przedsiębiorstwa z Polski Wschodniej, Śląska po restrukturyzacji czy innych zapóźnionych obszarów miały realne szanse na sięgnięcie po środki. Inaczej – jak ostrzegają eksperci – pieniądze znowu zostaną w tych samych rękach, a „peryferia” Europy pozostaną peryferiami.

Wsparcie dla MŚP

Polska gospodarka stoi na barkach małych i średnich przedsiębiorstw. To one zatrudniają większość pracowników i generują lwią część PKB. Tymczasem dotychczasowe programy unijne często były pisane pod duże korporacje i konsorcja badawcze.

Dlatego Polska postuluje:

uproszczenie procedur aplikacyjnych (bo dla MŚP „wniosek na 200 stron” to zabójstwo), wprowadzenie osobnych konkursów i dedykowanych budżetów dla małych firm, system gwarancji i „bonusów punktowych” dla projektów składanych przez MŚP.

Inaczej mówiąc: bez sztucznie prostych drzwi wejściowych, mali gracze nie wejdą do gry. A przecież to właśnie ich elastyczność i innowacyjność mogą stanowić o przewadze Polski.

Specjalny pakiet dla przemysłów energochłonnych

Stal, cement, chemia, papier – to branże, które w Polsce zatrudniają setki tysięcy ludzi. I to one są najbardziej narażone na koszty dekarbonizacji.

Polska ostrzega: jeżeli EFK nie przewidzi osobnego mechanizmu wsparcia dla tych sektorów, transformacja skończy się falą bankructw i utratą miejsc pracy. Dlatego domaga się stworzenia dedykowanego pakietu modernizacyjnego – z możliwością finansowania technologii wodorowych, wychwytywania i składowania dwutlenku węgla (CCS/CCU) oraz dużych projektów poprawy efektywności energetycznej.

W praktyce chodzi o to, by dekarbonizacja nie oznaczała deindustrializacji.

Cyfrowa infrastruktura i sztuczna inteligencja – nie tylko dla bogatych

Europa chce inwestować w superkomputery, sztuczną inteligencję i cyberbezpieczeństwo. Ale Polska ostrzega: nie możemy być tylko klientem cudzej infrastruktury. Domaga się w związku z tym, aby projekty cyfrowe były realizowane w formule transgranicznej i by państwa członkowskie – także te z „nowej Unii” – miały zagwarantowany udział w ich budowie i zarządzaniu.

Polska chce realnego dostępu: od fazy planowania po możliwość korzystania z infrastruktury w proporcji do wniesionego wkładu. To warunek, byśmy nie zostali sprowadzeni do roli podwykonawcy lub konsumenta cudzych technologii.

Kapitał ludzki – przekwalifikowanie zamiast bezrobocia

Każda transformacja oznacza przesunięcia na rynku pracy. Polska podkreśla, iż Fundusz musi mieć wyraźny komponent społeczny – środki na szkolenia, kursy przekwalifikowujące, współpracę uczelni i przedsiębiorstw.

Inaczej transformacja przemysłowa skończy się dramatem setek tysięcy pracowników, którzy z dnia na dzień stracą zatrudnienie. Postulat Polski jest prosty: inwestycje w technologie muszą iść w parze z inwestycjami w ludzi.

Zarządzanie i przejrzystość

Na koniec – rzecz polityczna. Polska nie zgadza się, by Fundusz był wyłącznie „projektem Komisji”. Warszawa chce, aby państwa członkowskie miały realny głos w programowaniu działań i ocenie projektów.

Kryteria wyboru mają być jasne, przejrzyste i obejmować nie tylko innowacyjność technologiczną, ale też wpływ na zatrudnienie i rozwój regionów. To zabezpieczenie przed sytuacją, w której o miliardowych inwestycjach decydowałby wyłącznie urzędnik w Brukseli.

Polska gra va banque

Podsumowując, Polska nie mówi Funduszowi „nie”. Wręcz przeciwnie – widzi w nim ogromną szansę. Ale – i to „ale” jest najważniejsze – domaga się, by reguły gry nie były pisane wyłącznie pod interesy bogatszych państw.

Żąda, by równolegle z pieniędzmi przyszły uproszczenia, równowaga regionalna i szacunek dla specyfiki naszej gospodarki. Bo bez tego – jak ostrzegają eksperci – Fundusz zamiast wyrównywać szanse, jeszcze bardziej powiększy dystans między centrum a peryferiami Europy.

Obawy i zagrożenia

Eksperci ostrzegają, iż sam Fundusz nie rozwiąże problemów. Polska – jak i cała Europa – cierpi na chroniczną biurokrację. Raportowanie, ślad węglowy, taksonomia czy kolejne strategie zrównoważonego rozwoju obciążają przedsiębiorców bardziej niż inspirują. . W praktyce firmy zamiast inwestować w innowacje, zatrudniają specjalistów od… wypełniania tabel.

Brak Polski tam, gdzie dzieli się karty jest poważnych ryzykiem. W europejskich instytucjach decydujących o AI czy strategii przemysłowej nie ma ani jednego polskiego eksperta. jeżeli nie ma nas przy stole, zostaje nam tylko narzekać, iż dostaliśmy za mało z dzielonego tortu.

Czy zdążymy?

Historia uczy, iż Polska często dowiaduje się o nowych programach w ostatniej chwili – i wtedy „przygotowanie stanowiska” trwa trzy dni na dokument liczący dwieście stron. Tymczasem konkurencja nie śpi. Chińczycy inwestują w AI i biotechnologię na niespotykaną skalę, Amerykanie od lat wspierają przemysł 4.0, a my… wciąż dyskutujemy, czy kowal z Podlasia musi liczyć swój ślad węglowy.

Europejski Fundusz Konkurencyjności to ogromna szansa – ale i ogromne ryzyko zmarnowania środków. o ile polski rząd nie zadba o realny dostęp MŚP, przemysłów energochłonnych i regionów słabszych, pieniądze rozejdą się po Berlinie, Paryżu i Brukseli. A my zostaniemy z raportami i poczuciem, iż znów ktoś nas „ograł”.

Fundusz może być trampoliną albo kolejną straconą okazją. Wszystko zależy od tego, czy Polska wreszcie zacznie grać ofensywnie, zamiast biernie liczyć na cud.

Jolanta Czudak

Idź do oryginalnego materiału