Unia Europejska szykuje nowy instrument – Europejski Fundusz Konkurencyjności (ECF) – z budżetem ponad 230 miliardów euro. To pieniądze na transformację przemysłową, cyfrową i obronną, które mogą przesądzić o miejscu Europy w globalnym wyścigu. Polska deklaruje poparcie, ale jednocześnie zgłasza poważne zastrzeżenia i własne postulaty. Pytanie brzmi: czy tym razem wykorzystamy szansę, czy znów staniemy z boku, narzekając, iż „Bruksela nie dała”?
Europejski Fundusz Konkurencyjności ma być odpowiedzią na słabości Starego Kontynentu. UE wprost przyznaje, iż przegrywa wyścig innowacyjny ze Stanami Zjednoczonymi i Chinami. Bruksela chce więc skoncentrować środki na „czystej transformacji”, cyfryzacji (w tym sztucznej inteligencji i cyberbezpieczeństwie), biogospodarce oraz przemyśle obronnym. W planach – granty, pożyczki, inwestycje kapitałowe, a choćby zamówienia publiczne.
Polska oficjalnie popiera utworzenie Europejskiego Funduszu Konkurencyjności, ale nie bezkrytycznie. Rząd w Warszawie jasno stawia sprawę: „tak” – ale pod pewnymi warunkami. I są to warunki, które wynikają zarówno z polskich doświadczeń z funduszami unijnymi, jak i z realiów naszej gospodarki.
Równość dostępu i geograficzna równowaga
Polska obawia się, iż gros pieniędzy z Funduszu – podobnie jak w wielu wcześniejszych programach – spłynie szerokim strumieniem do zachodnioeuropejskich centrów innowacji: Berlina, Paryża czy Amsterdamu.
Warszawa domaga się, aby w samych zasadach EFK wpisano mechanizmy premiujące regiony słabiej rozwinięte. Chodzi o to, by przedsiębiorstwa z Polski Wschodniej, Śląska po restrukturyzacji czy innych zapóźnionych obszarów miały realne szanse na sięgnięcie po środki. Inaczej – jak ostrzegają eksperci – pieniądze znowu zostaną w tych samych rękach, a „peryferia” Europy pozostaną peryferiami.
Wsparcie dla MŚP
Polska gospodarka stoi na barkach małych i średnich przedsiębiorstw. To one zatrudniają większość pracowników i generują lwią część PKB. Tymczasem dotychczasowe programy unijne często były pisane pod duże korporacje i konsorcja badawcze.
Dlatego Polska postuluje:
uproszczenie procedur aplikacyjnych (bo dla MŚP „wniosek na 200 stron” to zabójstwo), wprowadzenie osobnych konkursów i dedykowanych budżetów dla małych firm, system gwarancji i „bonusów punktowych” dla projektów składanych przez MŚP.
Inaczej mówiąc: bez sztucznie prostych drzwi wejściowych, mali gracze nie wejdą do gry. A przecież to właśnie ich elastyczność i innowacyjność mogą stanowić o przewadze Polski.
Specjalny pakiet dla przemysłów energochłonnych
Stal, cement, chemia, papier – to branże, które w Polsce zatrudniają setki tysięcy ludzi. I to one są najbardziej narażone na koszty dekarbonizacji.
Polska ostrzega: jeżeli EFK nie przewidzi osobnego mechanizmu wsparcia dla tych sektorów, transformacja skończy się falą bankructw i utratą miejsc pracy. Dlatego domaga się stworzenia dedykowanego pakietu modernizacyjnego – z możliwością finansowania technologii wodorowych, wychwytywania i składowania dwutlenku węgla (CCS/CCU) oraz dużych projektów poprawy efektywności energetycznej.
W praktyce chodzi o to, by dekarbonizacja nie oznaczała deindustrializacji.
Cyfrowa infrastruktura i sztuczna inteligencja – nie tylko dla bogatych
Europa chce inwestować w superkomputery, sztuczną inteligencję i cyberbezpieczeństwo. Ale Polska ostrzega: nie możemy być tylko klientem cudzej infrastruktury. Domaga się w związku z tym, aby projekty cyfrowe były realizowane w formule transgranicznej i by państwa członkowskie – także te z „nowej Unii” – miały zagwarantowany udział w ich budowie i zarządzaniu.
Polska chce realnego dostępu: od fazy planowania po możliwość korzystania z infrastruktury w proporcji do wniesionego wkładu. To warunek, byśmy nie zostali sprowadzeni do roli podwykonawcy lub konsumenta cudzych technologii.
Kapitał ludzki – przekwalifikowanie zamiast bezrobocia
Każda transformacja oznacza przesunięcia na rynku pracy. Polska podkreśla, iż Fundusz musi mieć wyraźny komponent społeczny – środki na szkolenia, kursy przekwalifikowujące, współpracę uczelni i przedsiębiorstw.
Inaczej transformacja przemysłowa skończy się dramatem setek tysięcy pracowników, którzy z dnia na dzień stracą zatrudnienie. Postulat Polski jest prosty: inwestycje w technologie muszą iść w parze z inwestycjami w ludzi.
Zarządzanie i przejrzystość
Na koniec – rzecz polityczna. Polska nie zgadza się, by Fundusz był wyłącznie „projektem Komisji”. Warszawa chce, aby państwa członkowskie miały realny głos w programowaniu działań i ocenie projektów.
Kryteria wyboru mają być jasne, przejrzyste i obejmować nie tylko innowacyjność technologiczną, ale też wpływ na zatrudnienie i rozwój regionów. To zabezpieczenie przed sytuacją, w której o miliardowych inwestycjach decydowałby wyłącznie urzędnik w Brukseli.
Polska gra va banque
Podsumowując, Polska nie mówi Funduszowi „nie”. Wręcz przeciwnie – widzi w nim ogromną szansę. Ale – i to „ale” jest najważniejsze – domaga się, by reguły gry nie były pisane wyłącznie pod interesy bogatszych państw.
Żąda, by równolegle z pieniędzmi przyszły uproszczenia, równowaga regionalna i szacunek dla specyfiki naszej gospodarki. Bo bez tego – jak ostrzegają eksperci – Fundusz zamiast wyrównywać szanse, jeszcze bardziej powiększy dystans między centrum a peryferiami Europy.
Obawy i zagrożenia
Eksperci ostrzegają, iż sam Fundusz nie rozwiąże problemów. Polska – jak i cała Europa – cierpi na chroniczną biurokrację. Raportowanie, ślad węglowy, taksonomia czy kolejne strategie zrównoważonego rozwoju obciążają przedsiębiorców bardziej niż inspirują. . W praktyce firmy zamiast inwestować w innowacje, zatrudniają specjalistów od… wypełniania tabel.
Brak Polski tam, gdzie dzieli się karty jest poważnych ryzykiem. W europejskich instytucjach decydujących o AI czy strategii przemysłowej nie ma ani jednego polskiego eksperta. jeżeli nie ma nas przy stole, zostaje nam tylko narzekać, iż dostaliśmy za mało z dzielonego tortu.
Czy zdążymy?
Historia uczy, iż Polska często dowiaduje się o nowych programach w ostatniej chwili – i wtedy „przygotowanie stanowiska” trwa trzy dni na dokument liczący dwieście stron. Tymczasem konkurencja nie śpi. Chińczycy inwestują w AI i biotechnologię na niespotykaną skalę, Amerykanie od lat wspierają przemysł 4.0, a my… wciąż dyskutujemy, czy kowal z Podlasia musi liczyć swój ślad węglowy.
Europejski Fundusz Konkurencyjności to ogromna szansa – ale i ogromne ryzyko zmarnowania środków. o ile polski rząd nie zadba o realny dostęp MŚP, przemysłów energochłonnych i regionów słabszych, pieniądze rozejdą się po Berlinie, Paryżu i Brukseli. A my zostaniemy z raportami i poczuciem, iż znów ktoś nas „ograł”.
Fundusz może być trampoliną albo kolejną straconą okazją. Wszystko zależy od tego, czy Polska wreszcie zacznie grać ofensywnie, zamiast biernie liczyć na cud.
Jolanta Czudak