Jak bardzo – och jak bardzo! – chciałbym teraz przeczytać komentarz zwolennika PiSu, który miażdząco by mi wykazał słuszność polityki rządu. Ach czemuż ach czemuż redaktor Woś tak się niby interesuje tą ekonomią, tak lubi wychwalać PiS za jego niebywale prześwietlanie słuszne decyzje, a na temat flagowego rządowego programu to ani be, ani me, ani kukuryku.
Kiedy rząd zapowiadał, iż zmiany będą „korzystne lub neutralne” dla podatników zarabiających mniej niż „12800 brutto miesięcznie” (czyli 153600 rocznie), to choćby się trochę ucieszyłem, bo zarabiam znacznie mniej. Jako lewak uważam, iż jeżeli ktoś przekracza ten próg, to faktycznie nie powinien narzekać na podatki, tylko z godnością wypłakać się w studolarówkę.
O swoich zarobkach nie będę wam pisać konkretów, ale możecie je sobie łatwo oszacować. Szkoła jest wprawdzie prywatna, ale nie płaci znacząco lepiej od publicznych (mniej więcej wiem ile się zarabia w publicznych, bo mam znajomych z roku, którzy od 30 lat są wierni naszej wyuczonej profesji).
Jak wielu nauczycieli, mam dodatkowe dochody. W moim przypadku nietypowy jest ich charakter (ksiązki, felietony, spotkania autorskie), ale samo zjawisko jest już typowe.
Typowy warszawski nauczyciel ma jakieś dodatkowe źródło dochodów. Najczęściej są to po prostu korepetycje.
Zwykle na początku roku nie jestem w stanie oszacować swoich przyszłych zarobków. Po prostu nie wiem ile książek się sprzeda, ile będę miał spotkań, czy mi znowu nie zrzucą felietonu.
Mogę tylko powiedzieć, iż raczej na pewno nie będzie to 153600. Nie sądzę, żebym w tym roku wyszedł ze stówy bez jakichś mało prawdopodobnych wydarzeń w rodzaju znalezienia angielskiego wydawcy.
Jestem więc dość typowym przedstawicielem klasy średniej. Na pewno nie niższej średniej, ale na pewno też nie wyższej średniej. Czyli teoretycznie słynna ulga powinna mnie uchronić przed stratą, prawda?
Praktycznie moja pierwsza nauczycielska pensja w tym roku była pomniejszona o jakieś 180 złotych. Jak bardzo wzrosną obciążenia od moich fuch honoraryjnych, tego jeszcze nie wiem, bo moje biuro rachunkowe też nic nie wie.
Od pewnego czasu premier obiecuje różne rzeczy w wywiadach, ale przecież podatków nie pisze się na podstawie obietnic z wywiadu, tylko na podstawie ustaw. A do 20 lutego podatnik musi podjąć decyzje typu „działalność? ryczałt? skala? liniowy?”.
Najpiękniejszą obietnicą premiera było wprowadzenie podwójnego systemu podatkowego. Że kto będzie stratny na nowych zasadach (ale zarabia poniżej tego pułapu), będzie mógł się rozliczać według starych zasad. Byłoby super, ale to chyba jednak tylko kolejne kłamstwo.
Słuchajcie, drodzy pisowcy zaglądający na tego bloga. Ja naprawdę CHCIAŁBYM, żeby premier mówił prawdę. Ja chciałbym, żeby ludzie zarabiajacy poniżej stówy rocznie nie byli stratni, no bo sam do nich należę.
A jak już jestem stratny, to chciałbym chociaż wiedzieć, jak bardzo. Ale to też niemożliwe. Tak zwany „Kalkulator Polski Ład” ma serię opcji takich jak ta obrazku.
Skąd u licha mam wiedzieć, czy „korzystam z zasad rozporządzenia”? Jakiego rozporządzenia? Przecież nie sposób z tego skorzystać.
Wygląda na to, iż nikt nie pomyślał o banalnym scenariuszu, w którym podatnik pracuje w kilku miejscach na raz. Ileś ma z etatu, ileś z dzieła, a ileś ze zlecenia. Albo w ogóle łączy pracę z działalnością i za fuchy wystawia faktury.
Ale nie wiem, może się mylę. W istocie: bardzo CHCĘ się mylić. Bardzo bym teraz chciał, żeby jakiś zwolennik PiS mnie przekonał, iż to wszystko jednak jest dla mnie korzystne albo chociaż neutralne.
W tym całym chaosie jest jedna grupa zawodowa, która z pewnością zyskała na Polskim Ładzie. To zarabiający po kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie dziennikarze TVP, menadżerowie państwowych spółek, trenerzy narciarscy pisowskich polityków.
Przy tych zarobkach z pewnością stać ich na ubogacenie portfolio posiadanych nieruchomości o jakąś skromną leśniczówkę czy pałacyk. A wtedy ich podatek spada do zera.
Ach, jak bardzo bym chciał przeczytać komentarz obrońcy PiSu, który będzie przekonywać, iż owszem, iż uważa to za sprawiedliwe. Że podatki trzeba podnieść pielęgniarce, która dorabia sobie zleceniami – ale obniżyć oligarchom.