Paulina Błaziak, Interia Biznes: Polska zapłaciła około 65 milionów euro za misję kosmiczną Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego. Jak się nam to zwróci?
Paweł Wojtkiewicz, prezes Związku Pracodawców Sektora Kosmicznego: Misja jest wypadkową działań, które Polska podejmuje od 2012 roku, gdy przystąpiliśmy do Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). Od tego roku Polska sukcesywnie inwestuje w sektor kosmiczny. Misja polskiego astronauty powinna być sygnałem, także dla polityków, iż Polska musi myśleć poważnie o rozwoju technologii kosmicznych. Lot Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego był częścią większej inwestycji, która miała miejsce w 2023 roku. Nie obejmowała ona jedynie lotu na ISS, ale także uruchomienie narodowego programu obserwacji Ziemi CAMILA oraz znaczne powiększenie polskiego budżetu w programach ESA. Reklama
- Misja Sławosza jeszcze się nie skończyła. Teraz zaczyna się jej druga część, może trudniejsza, to jest popularyzacja sektora kosmicznego wśród szerokiej opinii publicznej, a szczególnie wśród młodych oraz ożywienie myśl innowacyjnej w Polsce, która jest podstawą rozwoju każdej gospodarki.
Czy musieliśmy wysyłać Polaka na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS), aby polskie firmy mogły się rozwijać?
- Przed decyzją o tym, iż Polak będzie leciał na ISS, nasz wkład do programów ESA oscylował w granicach około 50 mln euro lub mniej. Teraz wydajemy około 200 mln euro na programy opcjonalne ESA. Kwota ta wróci do polskich firm i instytutów w postaci kontraktów. Wysłanie Polaka w kosmos to nie był tylko zakup biletu, ale dodatkowa inwestycja w programy Europejskiej Agencji Kosmicznej, bez czego polskie firmy w sektorze kosmicznym nie mogą się rozwijać.
Ile wynosi stopa zwrotu z inwestycji?
- W przypadku programów ESA z reguły jest to 80-90 proc., zależnie od programu. Ale warto zaznaczyć, iż każda złotówka czy euro zainwestowane w branżę kosmiczną zwraca się kilkukrotnie. Globalny sektor kosmiczny rok do roku rozwija się bardzo dynamicznie, a jego obroty w 2024, według niektórych źródeł, sięgnęły kwoty 600 mld dolarów.
Jak bardzo musimy gonić inne kraje?
- Początki łączności satelitarnej i satelitarnych przekazów "na żywo" to lata 60. XX wieku. ESA powstała w 1975 roku, a Polska przystąpiła do agencji w 2012 roku. Patrząc tylko na kalendarz jesteśmy o kilkadziesiąt lat do tyłu. Jednak innowacyjność polskich firm, szczególnie w obszarze tzw. "New Space", pozwoliła nam w krótkim czasie dogonić rynek europejski i światowy. Oczywiście dalej musimy gonić europejskie kraje, które od lat inwestują w sektor kosmiczny. Francja, Wielka Brytania, Włochy to kraje, które wydają na sektor kosmiczny miliardy euro rocznie.
Pieniądze to jedno, a co z rynkiem pracy? Mamy odpowiednią kadrę?
- Firmy cały czas zatrudniają i specjaliści są potrzebni, więc to jest dobra informacja dla osób, które chciałyby zacząć pracę w sektorze kosmicznym w Polsce. Pracodawcy szukają elektroników, programistów, specjalistów w obszarze materiałów, kompozytów, w obszarze zarządzania projektami czy też jakością w projektach. Jeszcze 10 lat temu znalezienie inżyniera z kilkuletnim doświadczeniem w sektorze kosmicznym było trudne, dziś się to zmieniło. Mamy na rynku coraz więcej osób z kilkunastoletnim doświadczeniem w programach kosmicznych.
A jak przyciągnąć inwestorów z zagranicy?
- W Polsce zainteresowanie prywatnych inwestorów sektorem kosmicznym ciągle nie jest duże. Jest to wypadkowa wielu czynników, takich jak czas zwrotu z inwestycji czy też wyraźne sygnały ze strony państwa, iż będzie popyt na produkty i usługi sektora kosmicznego. To na przestrzeni ostatnich dwóch lat bardzo się zmieniło. Misja na ISS, zwiększenie naszej składki do programów opcjonalnych ESA, zakupy Ministerstwa Obrony Narodowej, programy kosmiczne w KPO, plany uregulowania kwestii prawnych działalność kosmicznej w Polsce i wreszcie inwestycje podmiotów publicznych oraz spółek Skarbu Państwa w prywatne firmy sektor kosmicznego - to mogą być pozytywne sygnały dla inwestorów szukających możliwości ulokowania kapitału w branży kosmicznej w Polsce. Inwestycje wymagają wyraźnego sygnału o zainteresowaniu ze strony administracji państwa wykorzystaniem technologii i danych kosmicznych. To pokazują przykłady innych państw - bez tego czynnika dynamiczny rozwój jest po prostu niemożliwy.
Jak ocenia pan wsparcie polskich polityków na przestrzeni lat?
- Na początku była pewna ostrożność, aczkolwiek przy ratyfikacji umowy o przystąpieniu Polski do ESA; chyba wszyscy posłowie ówczesnego parlamentu zagłosowali "za". Była obopólna zgoda za tym, iż sektor kosmiczny w Polsce musi się rozwijać i moim zdaniem ona przez cały czas jest, o czym też świadczy zwiększenie składki do ESA. Najbliższym testem dla rządzących będzie Rada Ministerialna ESA, która odbędzie się w listopadzie tego roku, na której przedstawiciele państwa w randze ministrów zdecydują o tym, jaki będzie udział finansowy danego kraju w poszczególnych programach ESA. Innymi słowy: w listopadzie 2025 roku dowiemy się, czy rząd przez cały czas chce inwestować w rozwój sektora kosmicznego. Od wielu lat brakuje również w Polsce krajowego programu kosmicznego. Należy uruchomić go jak najszybciej, a decyzja jest w rękach polityków.
O ile powinien zwiększyć się polski udział w programach kosmicznych ESA?
- Wzrost nie powinien być skokowy, ale odczuwalny w stosunku do obecnego zaangażowania finansowego. Pamiętajmy, iż mówimy tutaj o programach realizowanych w perspektywie kilku lat. o ile Polska chce mieć wpływ na kierunki rozwoju europejskiego sektora kosmicznego, europejską politykę kosmiczną i wreszcie europejską politykę bezpieczeństwa, musi inwestować w rozwój technologii kosmicznych na poziomie europejskim. Podmioty zrzeszone w ZPSK cały czas przekazują taką informację administracji oraz politykom. Zmniejszenie polskiego zaangażowania finansowego w programach ESA byłoby bardzo złą informacją dla polskich firm.
Ile ich jest w tej chwili w sektorze?
- W samym ZPSK mamy zrzeszonych 65 podmiotów, które generują łącznie około 90 proc. obrotu polskiego sektora kosmicznego. Trzon polskiego sektora kosmicznego stanowi 30-40 podmiotów, firm oraz instytutów. W Polsce działają też prężnie uczelnie, które także realizują projekty badawcze w sektorze kosmicznym.
Widzi pan w przyszłości nowy indeks giełdowy WIG-Space?
- Nie wiem, czy jest to możliwe i konieczne. Na giełdzie są już obecne firmy sektora kosmicznego i radzą sobie bardzo dobrze. Mam nadzieję, iż coraz więcej firm "kosmicznych" będzie pojawiało się na giełdzie i iż będą one przyciągały prywatny kapitał pokazując, iż na sektorze kosmicznym da się zarabiać.
Mamy szansę na polski udział misjach na Księżyc i dalej, na Marsa?
- Programy ESA na to pozwalają. Polskie instrumenty badawcze zbadały i badają niektóre planety oraz księżyce Układu Słonecznego. Specjalistyczne przyrządy z Polski już poleciały na Marsa. Eksploracja kosmosu bardzo mocno przemawia do naszej wyobraźni, ale warto też skupić się na większym zaangażowaniu Polski w duże programy kosmiczne UE, których budżety sięgają miliardów euro. Cześć z tych pieniędzy może być dostępna w postaci kontraktów dla polskich firm. Mówimy o programach łączności satelitarnej, w tym bezpiecznej łączności rządowej, programach nawigacyjnych Galileo oraz LEO-PNT, programie telekomunikacyjnym IRIS², GOVSATCOM czy programie Copernicus - programie pozyskiwania i dostarczania zdjęć satelitarnych Ziemi. Wszystko wskazuje na to, iż UE, biorąc pod uwagę sytuację geopolityczną, będzie mocno inwestowała w te programy, a polskie firmy muszą odnaleźć w nich swoje miejsce. Aby tak się stało, niezbędne jest zaangażowanie państwa i poparcie ze strony polityków.
Rozmawiała Paulina Błaziak