Autor: FWG
Niemal wszyscy w Polsce narzekają na złą jakość państwa. Powtarzane są określenia: „państwo teoretyczne”, „państwo z dykty”, „niemoc państwa”. Kolejne ekipy rządowe obiecują naprawę, ale zwykle wchodzą w buty poprzedników.
Nasze państwo nie potrafi sprawnie przeprowadzać przetargów, sprawić, by koleje jeździły punktualnie, uchwalać ustaw, które nie byłyby wewnętrznie sprzeczne, poprawić jakość wymiaru sprawiedliwości.
Co ważniejsze, nie potrafi na czas przygotować się do wyzwań, które są nieuchronne. Przykładem jest niedokończona reforma systemu emerytalnego, który nie jest naprawiany, a przeciwnie – rozmontowywany. W 1999 r. powstał Fundusz Rezerwy Demograficznej, na który miały trafiać środki pochodzące z prywatyzacji. Fundusz ma zabezpieczyć społeczeństwo przed skutkami starzenia się. Wiadomo, iż emerytów będzie gwałtownie przybywać, a pracujących ubywać. Do dziś na kontach funduszu powinno być kilkaset miliardów złotych. Są grosze, bo kolejne rządy albo nie prywatyzowały, albo przejadały uzyskane z prywatyzacji środki.
Słabe państwo nie zapewnia minimalnego poziomu usług publicznych, które zobowiązane jest świadczyć: bezpieczeństwa obywateli i bezpieczeństwa obrotu gospodarczego, dobrej infrastruktury komunikacyjnej. Nie potrafi się zreformować, usunąć bzdurnych przepisów krępujących przedsiębiorczość, podejmuje chaotyczne decyzje lub nie podejmuje żadnych. Nie korupcja jest problemem podstawowym, ale to, iż obywatel, przedsiębiorca, staje oko w oko z tępym lub złośliwym urzędnikiem, który przez moment chce poczuć się istotny i pokazuje swoją władzę.
Naprawę państwa utrudnia postawa dużej części społeczeństwa uważającego, iż państwo powinno być omnipotentne, oraz polityków traktujących je jako łup.
Mit omnipotentnego państwa
O ile w Stanach Zjednoczonych politycy często straszą wyborców wizją „Wielkiego Rządu” (Big Governement) narzucającego obywatelom swoją wolę, o tyle w Polsce straszakiem jest „państwo ograniczone”, które pozostawia obywateli z ich problemami. Łatwiej zdobywać poparcie tym ugrupowaniom, które akcentują potrzebę państwa dużego i aktywnego. Ugrupowania dążące do ograniczenia funkcji państwa, przekazania ich obywatelom i organizacjom niepaństwowym, są atakowane za „skrajny liberalizm” i nie mogą liczyć na szersze poparcie wyborców. choćby Platforma Obywatelska nie ma odwagi akcentować swego programu z początku lat 2000 – ograniczenia państwa do ram, w których będzie ono w stanie funkcjonować skutecznie.
Każda informacja o nieprawidłowościach w sferze sektora prywatnego wywołuje falę żądań zwiększenia państwowych regulacji i kontroli: nad firmami turystycznymi, które bankrutując, stawiają w trudnym położeniu turystów, nad zakładami spożywczymi, mimo iż kontrola sanitarna jest dość szczelna, nad sektorem energetycznym, choć prywatne zakłady energetyczne funkcjonują lepiej niż państwowe.
Problemy jakości państwa nie są pierwszoplanowym tematem debaty publicznej. Obywatele krytykują państwo za niską sprawność, wysuwają wobec państwa roszczenia niemożliwe do spełnienia, ale nie wspierają konkretnych działań, które prowadziłyby do jego naprawy.
Ogromne szkody w świadomości społecznej poczyniły rządy PiS, którego program nawiązywał do rozwiązań sprzed II wojny światowej – anachronicznych i nieadekwatnych do współczesnych wyzwań. Według PiS państwo, tak jak w II RP, powinno odgrywać znaczącą rolę w życiu społecznym i gospodarce. Im większą, tym lepiej. Wycofywanie się państwa poprzez prywatyzację było i jest przez polityków PiS, a także większość innych partii traktowane jako „wyprzedaż majątku narodowego”.
Polacy z jednej strony widzą niemoc państwa, a z drugiej – żądają, by rozwiązywało ono ich problemy. Przykładem jest debata o reformie służby zdrowia. Choć państwo nie zapewnia obywatelom poziomu usług medycznych adekwatnego do oczekiwań i poziomu rozwoju Polski, próby podważenia mitu o państwowych gwarancjach dla systemu opieki medycznej wywołują ostre protesty.
Ta sama sytuacja jest w edukacji. Poziom polskich szkół, od podstawowych do wyższych, jest niesatysfakcjonujący. Ale to minister edukacji nieustannie przeprowadza nieudane reformy, nie wypuszczając jednak z rąk kontroli nad systemem edukacji.
Niemal wszystkie ugrupowania, także obecnego rządu, mają jakieś „programy mieszkaniowe”, które sprowadzają się do pomocy państwa w pozyskaniu mieszkań dostępnych dla przeciętnych kieszeni. Programy takie kolejne rządy starały się wprowadzać od lat, ale żaden nie przetrwał długo. Okazywały się albo przeciwskuteczne, albo zbyt kosztowne dla podatników. Ingerencja państwa w obszarze budownictwa mieszkaniowego podnosi ceny mieszkań i grozi powstaniem bańki na rynku nieruchomości.
Od 20 lat dyżurnym tematem jest fatalny stan mediów publicznych. Spółka TVP SA marnotrawi publiczne środki, jest źle zarządzana, nadmiernie rozrośnięta, misję, którą ma realizować, dostrzegają tylko jej prezesi. Już dawno sytuacja dojrzała do zmiany, ale dla polityków telewizja jest przede wszystkim instrumentem propagandy. Nie pozwalają na jej odpolitycznienie. Pomysły sprywatyzowania tzw. publicznych mediów są traktowane jako dziwactwo.
Państwo jako łup polityków
W 2004 roku odbyła się w Fundacji Batorego debata „Polityka jako podbój”. „To traktowanie państwa czy choćby gminy jako łupu, z którego przez czas pewien można korzystać. Jest to więc również polityka (…) krótkowzroczna, obliczona na szybkie gratyfikacje” – mówił Aleksander Smolar, oceniając polską politykę i polskie państwo.
Te słowa padły przed dwudziestu laty, ale dziś są jeszcze bardziej aktualne. Niemal wszystkie ugrupowania traktują państwo jako łup. Zmiany wynikające z cyklu demokratycznego polegają jedynie na wyrywaniu łupu przez chwilowych zwycięzców tym, którzy właśnie przegrali. Politycy nie wstydzą się tego i coraz słabiej ukrywają przed opinią publiczną, iż podbój państwa jest ich prawdziwym celem.
„Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, iż 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi”. Przemówienie to wygłosił Jacek Kurski na spotkaniu z działaczami PiS Pomorza w marcu 2007 roku. PiS program ten realizował skutecznie, zwłaszcza w drugim okresie swoich rządów, w latach 2015-2023.
Próba przejęcia przez rząd PiS kontroli nad wymiarem sprawiedliwości doprowadziła do prawnego chaosu, którego uporządkowanie zajmie rządowi demokratycznej koalicji wiele czasu. Dopóki porządek prawny nie zostanie przywrócony, żaden wyrok sądu nie może być uznany za ostateczny. Zapewnienie sprawnie działającego wymiaru sprawiedliwości jest jednym z podstawowych zadań państwa. Państwo, które tego nie zapewnia, pogrąża się w ciężkim kryzysie.
Nie znaczy to jednak, iż po odsunięciu PiS od władzy partie tworzące obecną koalicję nie będą traktowały państwa jako łupu. Profity z kontroli państwa stały się rzeczywistym celem polityków. Wszystkie partie mają na swym koncie tego rodzaju grzechy. Politycy nie ukrywają, iż chcą mieć kontrolę nad dużymi spółkami, zwłaszcza tymi, które zbudowały sieć zakładów w całej Polsce, same tworzą nowe spółki i dysponują wielomilionowymi budżetami reklamowymi. Spółki takie jak PZU, PKO BP, Totalizator Sportowy, PKN Orlen itp. dają zatrudnienie osobom wskazanym przez partie polityczne – lokalnym działaczom i ich rodzinom.
Polska potrzebuje liberalnego programu
Osiem lat rządów PiS popchnęło prawie wszystkie partie polityczne w kierunku populizmu. Skoro udało się PiS-owi kupować poparcie wyborców, płacąc za to ich własnymi pieniędzmi i dzięki temu poparciu zawłaszczając kolejne obszary państwa, inne partie – zwłaszcza największa partia opozycyjna Platforma Obywatelska – stoją przed pokusą powtórzenia tego manewru. Nastrojom populistycznym sprzyja przekonanie dużej części społeczeństwa, iż rozbudowane państwo niczym wszechświat powinno się nieustannie rozszerzać, zajmować kolejne tereny, a wszystko po to, by zapewnić każdemu dobrobyt. To, iż rozszerzające się państwo nie pełni choćby podstawowych funkcji, dla których zostało powołane, nie zmienia tych przekonań.
Słabość i niesterowność państwa dostrzegają dziś wszyscy, ale nikt nie ma sensownego pomysłu na jego naprawę. Gdy zepsuje się jakiś mechanizm, wzywamy fachowca, który rozkręca śrubki, wymienia wadliwe części i składa je na nowo. Aby naprawić państwo, konieczny jest program liberalnych reform. Może on powstać wewnątrz już istniejących ugrupowań – Platformy Obywatelskiej, może Polski 2050, a może niezbędna jest nowa partia liberalna, w rodzaju dawnej Nowoczesnej Ryszarda Petru. Patrtia taka byłaby niezbędnym składnikiem demokratycznej koalicji, domagając się prowadzenia polityki, której efektem byłoby wycofania się państwa z dziedzin, w których sobie źle radzi: z bezpośredniego zarządzania gospodarką, z części usług publicznych oraz z mediów.
Państwo powinno skupić się na funkcjach podstawowych: zapewnieniu bezpieczeństwa obywateli i bezpieczeństwa obrotu gospodarczego, egzekwowaniu prawa i ochronie interesów na arenie międzynarodowej. Powinno także tworzyć instytucje regulacyjne i standaryzujące w tych obszarach gospodarki i życia społecznego, gdzie są one niezbędne. Im mniejszy obszar pozostanie w rękach państwa, tym łatwiej będzie nim sterować.
Celem takiego programu powinna być:
- poprawa efektywności działania administracji,
- podniesienie poziomu usług publicznych, opłacanych z podatków,
- urynkowienie części usług publicznych,
- ustabilizowanie korpusu służby cywilnej i stworzenie dla urzędników czytelnej ścieżki awansu według kryteriów merytorycznych,
- obniżenie kosztów biurokracji, przy czym nie chodzi tylko o koszty utrzymania urzędów i urzędników, ale także o społeczne i gospodarcze koszty zbędnych przepisów biurokratycznych,
- poprawa skuteczności działania wymiaru sprawiedliwości i odpolitycznienie prokuratury i organów ścigania.
Pozostaje pytanie – jak taką wielką reformę uderzającą w rozmaite interesy, a przede wszystkim naruszającą interesy większości polityków, przeprowadzić? Nie ma na to łatwej odpowiedzi. Konieczny jest silny nacisk opinii publicznej. Opinię publiczną trzeba przekonać, iż naprawa państwa jest możliwa, iż państwo nadmiernie duże nie będzie działać skutecznie.
Witold Gadomski – dziennikarz, publicysta „Gazety Wyborczej”
Artykuł jest częścią cyklu Fundacji Wolności Gospodarczej „Okiem Liberała” i ukazał się również na stronie Wyborcza.pl.