Górale z Podhala bardzo liczyli w te ferie na turystów z Mazowsza. Województwo rozpoczęło przerwę zimową 3 lutego, a zakończy ją 16 lutego. W Zakopanem mieli nadzieję, iż do miasta zjadą tłumy Warszawiaków, ale tak się nie stało. Jak podaje PAP w pierwszym tygodniu ferii mazowieckich, obłożenie w stolicy Podhala wyniosło zaledwie 70 proc., a we wcześniejsze tygodnie 50 proc.
Niska frekwencja w Zakopanem. W Bieszczadach tłumy
Karol Wagner z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej w rozmowie PAP wskazał, iż niska frekwencja w Zakopanem wynika z ciepłej pogody oraz cen. "Przeciętnego Kowalskiego dotyka wzrost cen, przede wszystkim prądu i przysłowiowego już masła. Polacy zaczęli starannie podchodzić do budżetów domowych i często rezygnują z wyjazdów na rzecz zaspokojenia podstawowych potrzeb" - powiedział.Reklama
Czytaj także: Połowy Polaków nie stać na wyjazd na ferie zimowe. Jest raport
Dane z Bieszczad sugerują jednak, iż Polacy nie odpuścili sobie zimowych wyjazdów, po prostu nie przyjechali do Zakopanego. Jak podaje wp.pl region od dawna nie odnotował tak dużego ruchu turystycznego. Przedstawicielka Podkarpackiej Izby Gospodarczej Paulina Mazgaj przekazała w rozmowie z serwisem, iż w porównaniu z ubiegłym sezonem obłożenie jest wyższe o 20 proc. "To miłe zaskoczenie w porównaniu do umiarkowanie udanego sezonu letniego" - powiedziała.
"U nas jest spokojniej i ceny są niższe"
"Na ten moment w Bieszczadach zarezerwowanych jest ponad 80 proc. noclegów. To więcej niż w stolicy Tatr - Zakopanem" - dodała. Słowa Mazgaj potwierdza właściciel domków z Bieszczad pan Filip Lubaś, który wszystkie miejsce noclegowe ma zarezerwowane do końca marca. Hotelarz uważa, iż górale sami ponoszą odpowiedzialność za niską frekwencję turystów.
"Ludzie mówią nam wprost, iż jeździli latami do Białki, Bukowiny czy Zakopanego, ale iż u nas jest spokojniej i ceny są niższe. Mają dość chciwości górali, którzy próbują zarobić, na czym popadnie" - powiedział.