Ważą się losy polskich planów strategicznych do 2030 r. jeżeli wierzyć deklaracjom rządowym, to już na przełomie czerwca i lipca do konsultacji przedstawiony będzie ambitniejszy scenariusz Krajowego planu na rzecz energii i klimatu. Co na pewno powinno się w nim znaleźć? Gdzie są braki w obecnej bazowej propozycji?
Awantura o KPEiK
W lutym rząd przedstawił Komisji Europejskiej bazowy scenariusz KPEiK. Nie było tajemnicą, iż Polska musiała wysłać cokolwiek, żeby tylko uniknąć kar – była już mocno spóźniona z uaktualnieniem planu z 2019 r., który Komisja miała otrzymać w zeszłym roku.
Tymczasem Krajowe plany na rzecz energii i klimatu to złożone, ważne dokumenty pokazujące Wspólnocie, jak państwo widzi swoją politykę energetyczną w danym okresie. Powinny opisywać przewidywany kształt miksu energetycznego, plany obniżania emisji gazów cieplarnianych oraz strategię rozwoju OZE. Co prawda ułożenie bazowego KPEiK wystarczyło do zakończenia procedury naruszeniowej, ale to zdecydowanie za mało, żeby Polska na serio wywiązała się z unijnego obowiązku. To też za mało, żeby odetchnąć z ulgą i uznać, iż mamy wreszcie wiarygodną, realną strategię. W rządzie realizowane są prace nad docelowym dokumentem. Nowa wersja musi przejść poważną korektę.
Jasne oczekiwania wobec nowej wersji – głos branży energetycznej
– Podstawowym brakiem w KPEiK jest zupełne pominięcie biometanu. Nie ustalono żadnego celu dla tego odnawialnego źródła energii. Nie przyznano mu żadnej roli. A powinno się to wydarzyć z dwóch powodów. Po pierwsze ze względu na polski potencjał produkcji biometanu (mogłaby ona sięgać rocznie choćby 8 mld m3, czym zaspokoiłaby ⅓ krajowego zapotrzebowania na gaz ziemny). Po drugie biometan może realnie zazielenić polską energetykę i sektor paliwowy. Być może równolegle do KPEiK powinna powstać strategia biometanowa na wzór istniejącej strategii wodorowej. Należy pamiętać, iż biometan łatwo wykorzystywać i dystrybuować z uwagi na istniejącą już w Polsce infrastrukturę. Do transportu i dystrybucji nadaje się zaplecze wykorzystywane w tej chwili przez gaz ziemny. Biometan de facto niczym się nie różni od błękitnego paliwa poza oczywiście faktem, iż jest zeroemisyjny i odnawialny – zaznacza dr Lech Wojciechowski, kierownik zespołu badań i strategii w firmie DUON, która należy do Polskiej Organizacji Biometanu (POB).
Polska Organizacja Biometanu od 1,5 roku stara się utorować w Polsce drogę biometanowi. W marcu organizacja wezwała resort klimatu i środowiska do aktualizacji KPEiK. Wśród postulatów znalazły się m.in.: wyznaczenie celu produkcji biometanu na rok 2030 na poziomie 2 mld m3, ułatwienie procesu inwestycyjno-budowlanego instalacji wytwarzających biometan, wprowadzenie rozwiązań, które pozwolą na lepszą integrację instalacji wytwarzających biometan z sieciami gazowymi.
Zielony hurraoptymizm do poprawki
Z jednej strony mamy w KPEiK poważne braki, a z drugiej szereg mało realnych założeń, które powinny przejść solidną weryfikację. Przyjrzyjmy się trzem z nich.
- Udział OZE w końcowym zużyciu: Polska deklaruje, iż do 2030 r. osiągnie on 29,8%.
– Liczba ta sama w sobie wydaje się osiągalna, ale musimy pamiętać, iż będą to głównie projekty fotowoltaiczne i w mniejszym stopniu wiatrowe. Będziemy mieli więc sporo energii OZE o niestabilnym charakterze, która nie załatwia wszystkich potrzeb energetycznych Polski. Pamiętajmy, iż depcze nam po piętach luka węglowa. Prawdopodobnie za nieco ponad rok skończy się wsparcie publiczne w ramach rynku mocy dla bloków węglowych emitujących więcej niż 550 g CO2/kWh. Szacuje się, iż wraz ze stopniowym wygaszaniem węglowych źródeł wytwórczych z polskiego systemu ucieknie na początek choćby 8 GW mocy zainstalowanych. Malejący udział kopalń węglowych – bez następców – sprawi, iż za parę lat w Polsce po prostu zacznie brakować prądu. W 2030 r. możemy być bez prądu choćby 1,5 miesiąca. Do gry muszą więc gwałtownie wejść przede wszystkim stabilne źródła energii – z odnawialnych na ten moment najpewniejsze są biogaz i biometan, a przejściowo bezpiecznym gwarantem jest gaz ziemny – komentuje dr Wojciechowski.
- Wodór: do 2030 r. w Polsce będzie zarejestrowanych prawie 1,5 mln pojazdów elektrycznych i hybrydowych, w tym ponad 4,5 tys. stanowić mogą zeroemisyjne autobusy miejskie (wodorowe i elektryczne). Do końca dekady w Polsce może być zarejestrowanych około 6 tys. pojazdów napędzanych wodorem.
– Wodór to bardzo nośny temat, ale wciąż obarczony dużą niepewnością. Wydaje się, iż z punktu widzenia efektywności energetycznej pojazdy wodorowe pozostawiają jednak wiele do życzenia. Wykorzystanie wodoru do napędu pojazdów wymaga dwóch konwersji elektrolitycznych, które zmniejszają efektywną ilość wykorzystanej energii pierwotnej. To powoduje, iż zasilanie to jest dość drogie, choć wizja samochodu emitującego wodę od dawna rozpala wyobraźnię. Drugim problemem jest dostępność zielonego wodoru. Na dziś możliwości zasilania pojazdów zielonym wodorem w Polsce są bardzo ograniczone i bez dużej zmiany w zakresie mocy wytwórczych OZE zbyt wiele w tym obszarze się nie zmieni – wyjaśnia dr Wojciechowski.
- Atom: uruchomienie pierwszej wielkoskalowej elektrowni jądrowej ma nastąpić między 2030 a 2035 r.
– Znając specyfikę procedowania tego rodzaju projektów, rok 2030 wydaje się kompletnie nierealny, ale 2035 daje nadzieję na sukces. Oceniając jednak sytuację na chłodno, energia atomowa stabilizowałaby polski miks energetyczny dopiero w perspektywie 10–15 lat – mówi dr Wojciechowski.
Niedoszacowana rola gazu ziemnego
Jak czytamy w bieżącym KPEiK popyt na gaz ziemny nie ulegnie spadkowi wcześniej niż w 2030 r., kiedy to przypadnie szczyt zapotrzebowania. Prognoza jest trafna, ale tylko częściowo.
– Z całą pewnością popyt na gaz do roku 2030 nie ulegnie zmniejszeniu – szczególnie w polskiej gospodarce. Spodziewamy się zakończenia do tego czasu inwestycji w elektrownie gazowe, które mogą wręcz zwiększyć konsumpcję gazu w Polsce. Owszem, po roku 2030 możemy mieć do czynienia ze zmniejszeniem konsumpcji indywidualnej gazu na cele grzewcze, ale jednocześnie będzie wzrastać konsumpcja gazu w obszarach energetyki zawodowej i przemysłowej – zauważa dr Wojciechowski.
To w sumie chybione założenie o spadku popytu na gaz po 2030 r. – przy kompletnym pominięciu biometanu – dobrze obrazuje brak pomysłu na sprawny miks energetyczny. A przecież gaz ziemny i biometan mogłyby być bezpiecznym, stabilnym duetem, póki energetyka jądrowa nie nabierze rozpędu.
– W dokumencie na szczęście pojawia się deklaracja utrzymania stabilnego krajowego poziomu wydobycia błękitnego paliwa (w zeszłym roku pokrywało ono ok. ¼ zapotrzebowania na gaz), ale jednocześnie brakuje nadania mu funkcji paliwa przejściowego, które towarzyszyłoby rozwojowi rynku biometanu. Oba paliwa mogą być wobec siebie komplementarne – uważa dr Wojciechowski.
Potrzebna równowaga
W bazowym KPEiK uderzają dysproporcje. Pokłada się ogromne nadzieje w niepewnych lub raczkujących technologiach, a za to dystansuje te stabilne i z potwierdzonym potencjałem. Tymczasem poprzeczka zawieszona jest wysoko: wg KPEiK do 2030 r. zredukujemy emisję gazów cieplarnianych o 35% względem 1990 r. (do tej pory udało się nam to tylko o 15%).
– Cele klimatyczne powinny być ambitne. Nie chodzi tak bardzo o to, do jakich redukcji dążymy, ale jakim kosztem będziemy pokonywać tę drogę – podsumowuje dr Wojciechowski.