Ojciec chrzestny AI ostrzega: te zawody mogą zniknąć do 2027 roku

2 godzin temu

Sztuczna inteligencja jeszcze dekadę temu była domeną laboratoriów badawczych i scenariuszy science fiction. Dziś przenika niemal każdą sferę życia — od opieki zdrowotnej po systemy rekomendacji na TikToku. Ale zdaniem Geoffrey’a Hintona, jednego z architektów tej rewolucji, najpoważniejsze skutki dopiero przed nami. W najnowszym wywiadzie ostrzega, iż część zawodów zniknie z rynku już w ciągu najbliższych dwóch lat. I to nie tych, których byśmy się spodziewali.

Fot. Dariusz Frach, thefad.pl / AI

Kim jest Geoffrey Hinton i dlaczego warto go słuchać?

Geoffrey Hinton to postać, bez której współczesna AI prawdopodobnie wyglądałaby zupełnie inaczej. Urodzony w Wielkiej Brytanii, przez dekady pracował nad rozwojem sieci neuronowych i algorytmów uczenia głębokiego. W 2018 roku otrzymał Nagrodę Turinga, uznawaną za informatyczny odpowiednik Nobla. Przez lata współpracował z Google, gdzie był jednym z liderów działu Google Brain.

W 2023 roku odszedł z firmy, by – jak sam tłumaczy – „móc mówić swobodnie o tym, co nadchodzi”. W rozmowie z Stevenem Bartletem w ramach popularnego podcastu The Diary of a CEO, który na YouTube zebrał już ponad 7 milionów odsłon, mówi wprost: sztuczna inteligencja niesie ze sobą egzystencjalne zagrożenia – i poważne konsekwencje dla rynku pracy.

Zawody na krawędzi

„Niektóre profesje znikną w ciągu dwóch lat” – mówi Hinton. Nie chodzi o pracę fizyczną czy proste czynności manualne. Przeciwnie – najbardziej zagrożone są zawody wymagające kompetencji biurowych, ale powtarzalnych:

telemarketerzy i pracownicy call center,
młodsi analitycy prawni i finansowi,
asystenci w marketingu i obsłudze klienta.

Według Hintona, technologie takie jak modele językowe (np. ChatGPT), narzędzia do zarządzania relacjami z klientami (CRM) czy zautomatyzowana analiza dokumentów już dziś wykonują wiele zadań szybciej, taniej i dokładniej niż ludzie. Hinton przywołuje przykład swojej siostrzenicy, która jako pracowniczka działu obsługi klienta potrzebowała kiedyś 25 minut na sformułowanie odpowiedzi na skargę. Teraz korzysta z AI, która tworzy szkic odpowiedzi w kilka sekund. Jej rola sprowadza się do weryfikacji i kliknięcia „wyślij”.

To nie tylko oszczędność czasu. To pięciokrotne zwiększenie efektywności, które – jak podkreśla Hinton – oznacza, iż „cztery z pięciu takich osób mogą stać się zbędne”.

Automatyzacja już się dzieje

Hinton nie operuje w próżni. W trakcie rozmowy wspomina o dużej firmie, która zredukowała zatrudnienie z 7 000 do 3 600 osób, planując kolejne cięcia do 3 000. Wszystko dzięki automatyzacji procesów biurowych i wdrożeniu narzędzi AI. To nie wyjątek. Według danych McKinsey & Company, choćby 30% globalnych godzin pracy może zostać zautomatyzowanych do końca dekady.

Podobne ostrzeżenia płyną z innych źródeł. Dario Amodei, prezes startupu Anthropic, prognozuje, iż „białe kołnierzyki” – czyli pracownicy umysłowi – mogą być najbardziej narażeni na zwolnienia w ciągu najbliższych 18 miesięcy. Z kolei Demis Hassabis z DeepMind przyznaje, iż choć automatyzacja może otworzyć drogę do nowych ról, ich powstanie zależy od tempa, w jakim społeczeństwo potrafi się zaadaptować.

Dlaczego AI wypiera ludzi?

To nie tylko efekt rozwoju technologicznego. najważniejsze są względy ekonomiczne. AI działa szybciej, nie potrzebuje urlopów, nie choruje i nie domaga się podwyżki. Dla pracodawców oznacza to niższe koszty, większą skalowalność i mniej błędów.

W sektorach takich jak obsługa klienta, analiza danych czy wstępne przeglądy prawne, narzędzia AI zaczęły pełnić rolę „asystentów pierwszej linii” – nie zastępując jeszcze całkowicie człowieka, ale znacząco ograniczając potrzebę jego pracy.

Jednocześnie, jak ostrzega Hinton, coraz więcej systemów AI wykazuje zachowania, które można by uznać za zalążki „świadomości” – zdolność do przewidywania, strategii i uczenia się niejawnych schematów. To nie tylko kwestia technologii – to sygnał, iż stoimy przed fundamentalnym pytaniem o granice automatyzacji.

Kto może spać spokojniej?

Nie wszystkie zawody są tak samo zagrożone. Hinton i inni eksperci wymieniają profesje, które – przynajmniej na razie – wydają się odporne na pełną automatyzację. Łączy je jedno: wymagają człowieczeństwa.

Hydraulik – bo AI nie naprawi cieknącego zaworu.
Pielęgniarka – bo troska i intuicja nie poddają się algorytmizacji.
Nauczyciel – bo motywowanie uczniów to coś więcej niż przekazywanie informacji.
Twórca kreatywny – bo nieszablonowe myślenie przez cały czas jest domeną ludzi.

W praktyce oznacza to, iż warto inwestować w kompetencje miękkie: empatię, komunikację, zdolność do adaptacji i myślenia krytycznego. AI nie zastąpi wszystkiego – ale zmieni punkt ciężkości.

I co teraz?

Nie brakuje głosów wzywających do systemowych odpowiedzi. Hinton sam opowiada się za rozważeniem uniwersalnego dochodu podstawowego jako mechanizmu ochrony społecznej w czasach rosnącego bezrobocia technologicznego. Firmy z kolei powinny, jego zdaniem, inwestować w przekwalifikowanie i edukację, zamiast skupiać się wyłącznie na redukcji kosztów.

Jednocześnie przestrzega przed naiwną wiarą w to, iż AI „samo się zatrzyma”. „Jest zbyt dobra, zbyt użyteczna – nikt nie chce jej wstrzymywać”, mówi. I dodaje: „Może nie możemy jej zatrzymać, ale możemy zaprojektować tak, by nigdy nie chciała nas skrzywdzić”.

Zakończenie bez złudzeń

Wielu z nas zadaje dziś pytanie: czy AI zabierze mi pracę? Ale być może pytanie powinno brzmieć inaczej: jaką pracę powinniśmy wykonywać w świecie, w którym technologia przestaje nas potrzebować?

Hinton nie oferuje prostych odpowiedzi. Ale jego głos to wezwanie do powagi. Do przygotowania się na zmiany, które nie są już futurystyczną prognozą — są rzeczywistością rozgrywaną w czasie rzeczywistym.

Idź do oryginalnego materiału