Nowa fala pracoholizmu zaczyna dopiero w nas uderzać. Rozpowszechnienie się pracy zdalnej wskutek pandemii wprowadziło więcej elastyczności do grafików pracowników biurowych. Zburzyło jednak również pewne nienaruszalne tabu separacji pomiędzy sferą zawodową a prywatną. A uwolniona z okowów praca zaczęła coraz śmielej rozlewać się po wszystkich pozostałych aspektach życia. Według ADP już co piąty zatrudniony pracuje za darmo po godzinach, zwykle z własnej woli. Najwyższy czas na zmianę mentalności, zanim to zjawisko się nasili. Należy jednak zacząć u źródła – „sami musimy stać się zmianą, do której dążymy w świecie” – jak apelował Mahatma Gandhi.
Karmieni od najmłodszych lat przysłowiami pokroju: „jaka praca, taka płaca” lub „praca sama sobie płaci”, popadamy w przekonanie, iż każdego dnia powinniśmy dawać z siebie absolutne maksimum. W ostatnich latach przestrzeń publiczną gęsto zapełniły nowe trendy mówiące o walce z podobną postawą. Quiet quitting, Bare Minimum Monday czy snail girl mają nas zachęcić, żeby od czasu do czasu wrzucić na luz. Dlaczego adekwatnie jest to takie ważne? Przecież ciężka praca powinna być gloryfikowana. I jest! Aż za bardzo. Do tego stopnia, iż nakręca spiralę niekończących się oczekiwań. W efekcie, lądujemy przed komputerami o 23:30 w niedzielę, żeby nadrobić taski na kolejny tydzień. W końcu w poniedziałek z pewnością wpadnie nowy ASAP.
Czy już czas na zmianę? Po czym poznać, iż ma się problem?
Często nie dostrzegamy powolnego podporządkowywania coraz to kolejnych aspektów życia nadrzędnemu celowi, jakim jest praca. A potem? Jesteśmy sfrustrowani i niezadowoleni. Z najnowszego badania RocketJobs.pl wynika, iż ponad połowa (58,8 proc.) polskich white collarsów w wieku 18-45 lat twierdzi, iż pracuje zbyt dużo i za długo. Większość z nich (69,7 proc.) jest zdania, iż odpoczywa za mało i jest ciągle zmęczona, a czterech na dziesięciu uważa, iż praca negatywnie wpływa na ich relacje z bliskimi.
Jak wyjść ze schematu, w którym tkwimy? I zauważyć, iż powinniśmy zmienić swoje podejście do pracy, zanim ona całkowicie zmieni nas i nasze życie?
Chronos zbuntowany?
Czy wiesz, że…
Jednym z pierwszych znaków ostrzegawczych, które się pojawią, będzie znikający czas. A przecież bez niego nie jesteśmy w stanie zrealizować żadnego z naszych codziennych celów. Początek i koniec doby zaczną się nieubłaganie zbliżać i niemal całkowicie wyparowuje z nich wolna przestrzeń na aktywności inne niż obowiązki. Każdy dzień wzmaga zmęczenie, które z kolei sprawia, iż zadania zajmują więcej czasu, niż powinny. Tym samym domykamy to piekielne błędne koło. Jesteśmy zmuszeni pracować dłużej i bardziej intensywnie, żeby osiągnąć te same rezultaty.
A przecież firma nas potrzebuje i bez ukończenia tego projektu wszystko się zawali! Bezustannie powtarzano nam, iż „trzeba wyrobić normę”, a „inni jakoś potrafią”. Powtarzamy sobie, iż to ostatni taki tydzień, iż nastał już czas na zmianę. Ale co dalej? Przecież czas nie jest z gumy! Zostawiamy wszelkie zwątpienia i brniemy dalej, a kołowrotek tylko się rozpędza. Prędzej czy później nie będzie już godzin snu, z których można wyciąć minutkę.
Efekty w domu i relacjach
Wyczerpanie i problemy odbijają się nie tylko na nas. Co więcej, nie kończą się one wraz z odbiciem karty podczas wyjścia z biura. W wyniku takiej postawy najczęściej zaniedbujemy również bliskie nam osoby. Słynna rodzinna atmosfera w firmie gwałtownie przeradza się w firmową atmosferę w domu. Odzywamy się do bliskich tylko wtedy, kiedy czegoś od nich potrzebujemy, a wspólne plany ustalamy poprzez kalendarz Google. W ten sposób, zawsze będzie nam łatwiej je przełożyć, kiedy otrzymamy pilną wiadomość z pracy. Przyłapaliśmy się choćby na mówieniu do swoich dzieci, iż „nie są dość sfocusowane na asapowych taskach z majcy i polaka, a zaraz będzie z tego fakap na maturze”.
Według magazynu „Leaders”, osoby w podobnych sytuacjach często ukrywają swoje problemy przed najbliższymi, nie przyznając się do długich godzin pracy lub wynoszenia jej do domu. Często tworzą przy tym równie wiarygodne kłamstwa, co zdradzający małżonkowie. W pewnym sensie zresztą zdradzają… zaufanie. I to w dodatku bez czerpania z tego żadnych korzyści. Relacje ze znajomymi też nie obejdą się bez szwanku. Jakimi znajomymi? Po 8 latach przekładania planowanej kolacji mogą mieć o nas trochę gorsze zdanie. Ze względu na brak czasu i chęci pracoholicy tracą kolejne ważne dla siebie kontakty, co jeszcze bardziej kieruje z powrotem w stronę pracy celem zaspokojenia potrzeb społecznych.
A co w pracy?
Przesadne poświęcenie się pracy wiąże się z większą dawką konsekwencji. W tym o dziwo w niej samej. Krótkookresowo wzmożone zaangażowanie przyczyni się do zwiększenia wolumenu wykonywanej pracy. Niemniej, takie mordercze tempo już po kilku miesiącach potrafi doprowadzić do wypalenia zawodowego, które w tej chwili jest uważane za osobną jednostkę chorobową.
Ta dychotomia znajduje swoje potwierdzenie także w badaniach naukowych. W 2010 roku, psychologowie Akihito Shimazu, Wilmar Schaufeli i Toon Taris opublikowali analizę zachowań 757 japońskich pracowników. Odkryli, iż ci z nich, którzy wykazywali się pracoholizmem (co samo w sobie jest poważnym problemem w kraju Kwitnącej Wiśni) wyróżniali się w dwóch aspektach. Ich bieżąca produktywność była rzeczywiście wyższa ze względu na zwiększone umiejętności aktywnego radzenia sobie z problemami. W dalszej perspektywie jednak częściej popadali w problemy zdrowotne, w tym wypalenie zawodowe, przez co osłabiali produktywność długookresową. Po zbilansowaniu tych dwóch efektów, naukowcy odkryli, iż wynik netto tych przemian był zwykle negatywny.
Kolejną przykrą konsekwencją całkowitego oddania się pracy jest również wywieranie nadmiernej presji na swoich współpracowników. Kiedy jedna osoba z zespołu spędza każdą wolną chwilę na pracy, trudno przynajmniej nie próbować jej dorównać. Chociażby w trosce o zachowanie stanowiska. Problem staje się jeszcze poważniejszy, kiedy na tę przypadłość cierpi członek kadry kierowniczej. Warto pamiętać, iż kariera i praca to nie sprint, ale maraton, a okresy wzmożonej aktywności powinno się co najwyżej wykorzystywać strategicznie w najbardziej sprzyjających momentach.
Czy sukces nam to wszystko wynagrodzi?
Czy te wszystkie wyrzeczenia poskutkują docenieniem i wymarzonym awansem? Niewykluczone! Czy jednak przyniesie nam to satysfakcję życiową? Na to pytanie starała się odpowiedzieć międzyuczelniana grupa portugalskich badaczy z uniwersytetu i politechniki w Leirze. Drobiazgowo przebadali oni zachowanie i motywacje 234 pracowników, a następnie wykorzystali modelowanie statystyczne, żeby dostrzec powiązania pomiędzy różnymi aspektami. Zauważyli ciekawą tendencję występującą wśród pracowników cechujących się dużym zaangażowaniem w pracę i tendencją do pracoholizmu. Rzadko kiedy są oni zadowoleni z obiektywnych miar sukcesów, takich jak wyższa wypłata lub awans. Ważniejsze okazuje się subiektywne postrzeganie wyników i tego „jak wiele mogli zrobić”. jeżeli nie są w stanie zaspokoić swojej wewnętrznej żądzy pracy, nie ukontentuje ich choćby stanowisko dyrektora firmy Fortune 500. Paradoksalnie, znacznie większe zadowolenie z tych czynników czerpią osoby pozyskujące motywację do pracy z innych źródeł. Chociażby ci, którzy lubią charakter wykonywanych przez siebie zadań.
Czas na zmianę!
Jeśli zatem dostrzegamy u siebie te objawy, zwłaszcza w stadium zaawansowanym, nadszedł czas na zmianę! W pracy nas sobą i uzyskaniu szerzej perspektywy, może nam pomóc rozmowa z psychologiem czy psychoterapia. Nie warto bagatelizować trudów życia codziennego i tracić czasu w tkwienie w sytuacji i miejscu, które nie dają nam zadowolenia. Pamiętajmy jednak, iż kontakt z profesjonalistą nie zastąpi nam pracy nad sobą. Tylko my możemy pomóc sobie w postawieniu pierwszych kroków na nowej drodze.
Zobacz spot kampanii #MisjaZmiana – RocketJobs.pl
W RocketJobs.pl chcemy zmieniać życie na lepsze. Obejrzyj nasz nowy spot i dołącz do kampanii #MisjaZmiana.