Po zapierdolu ich poznacie

4 tygodni temu
Menu

Mój dziadek to był KOCUR. Podwórko zawsze ogarnięte na tip-top. Wszystko miało swoje miejsce. Razem z babcią do emerytury pracowali na etacie w fabryce mebli, a po godzinach ogarniali farmę na polskim dzikim wschodzie. Krówki, kurki, kaczki, świnki, nutrie, króliki, zboże. Wszystko co dziś uczula, a kiedyś było EKO bez pestycydów z Monsanto.

Działo się to w miejscu gdzie dla mnie zaczyna się Roztocze a kończy dzieciństwo. W miejscu gdzie w styczniu 1942 pijane hitlerowskie komando w odwecie za akcje partyzantów wymordowało pół wsi. Ukraińców i Polaków. Starych i młodych. Mężczyzn, kobiety i dzieci.

W miejscu gdzie w latach 50 wychowywał się niezwykle uzdolniony, niewidomy pianista jazzowy, którego pół wieku później wybitnie zagrał Dawid Ogrodnik w filmie IKAR legenda Mietka Kosza.

W miejscu gdzie oranżada kosztowała kiedyś dwa tysiące zł i razem z niebieskimi kwadratowymi cukierkami – Irysami, dawała pierwszy cukrowy haj.

Całe dzieciństwo miałem wrażenie iż babcia jest jakaś wkur$^na, iż ciągle gdzieś się spieszy. Dziadek podobnie. Z pracy do pracy.

Po pracy hobbystycznie robił meble i zabawki z drewna, którymi handlował na okolicznych targowiskach. Lubiłem jeździć z nim na te bazary. Non stop robota.

Ostatnie słowa jakie usłyszałem od schorowanego dziadka utkwiły mi mocno w pamięci. Powiedział:

Piotrek ważne żebyś miał dobrą, stałą pracę na umowę a nie jakieś zlecenia.

W tamto lato nie wiedziałem iż widzę dziadka ostatni raz. W listopadzie już go nie było bo spacerował po zielonych wzgórzach Walhalli. Był za to smutek, żal i żałoba. Żałoba na którą nie miałem wtedy czasu bo dzień po pogrzebie prowadziłem warsztat dla studentów z SGH o mega klikbaitowym tytule:

Jak zrekrutować sobie pracodawcę?

Mogłem odwołać ale chciałem zrobić to dla dziadka. Coś chciałem sobie udowodnić, iż dam radę. Szlachetne co? Pewnie wzruszyłeś się drogi czytelniku? Jaki bohater!

Niepotrzebnie bo ja wtedy miałem serce z kamienia. Zimnie lastryko w kropki z domieszką granitu. Tak jak ta biała szpachla co ją w Warszawie nazywają koksem.

Ćpałem pracę i byłem bliski przedawkowania. Im bardziej zbliżałem się do granicy wypalenia to lepiej się tym bawiłem i bardziej czułem iż żyję.

Na wykład poszedłem odje&^ny jak dr Mateusz tylko iż bez brody i kamizelki. Wspominam o tym bo kilka tygodni wcześniej prowadził tam prezentacje. Poprzeczka była zawieszona wysoko! Mimo iż gościu wytarł sobie mordę coachingiem i zrównał to świetne narzędzie z tandetnym, motywacyjnymi show to trzeba przyznać, iż nieźle to rozkręcił biznesowo. Ludzie z korpo potrzebowali taniej motywacji, a on im ją zapewniał w zamian za korpo budżety

Wbijam na salę, witam się z organizatorami. Młodzi, sympatyczni w źle dopasowanych marynarkach, chyba jeszcze ze studniówki, dziękują mi za przybycie. Mimo iż różnica wieku między nami nie była duża to czuje sie jakbym był ku^#a jakimś guru HRu xD.

Jest 8:30 studenciaki powoli się zbierają, coś tam sobie scrollują. Przygotowuję flipcharty, kolorowe mazaki z fabryki koloru, kawa z przelewu, jakieś ciastka, small talk.

Zaczynam warsztat na początek bulshit PO-PISówka. Czyli o tym co robię, jak to robię o czym tu będę mówił itd. Robię pauzę, skanuję wzrokiem audytorium. Cisza powoduje iż chowają telefony, biorę kilka spokojnych oddechów przeponą i zadaje pytanie otwierające. Pytanie które miało być cichym preludium do brawurowego koncertu.

W jakiej firmie chcesz pracować? Opisz idealnego pracodawcę.

No i lecimy rundkę w kółeczku. Spodziewam się odpowiedzi typu: wielka czwórka, duże znane korpo bo to przecież prestiżowa stabilna praca, perspektywy rozwoju, szansa na kredyt itd.

I wiecie co robią te WREDNIAKI – STUDENCIAKI? Rozwalają mi cały misternie ułożony plan! 9 na 10 osób chce prowadzić własny biznes! Tylko jeden wyraźnie jeszcze wczorajszy nie wie i rozważa różne opcje.

Mają gdzieś korpo. Nie chcą się zarzynać i popełniać błędów swoich starych, którzy gonili za każdą złotówka żeby kupić im kolejny ajfon czy nowe buty od Kanye Westa. Oni nie chcieli nowych zabawek. Potrzebowali uwagi, chcieli być wysłuchani.

I wiecie co? Coś we mnie pękło. Pojawiła się taka łezka / kropla z błyskiem w oku jak u bohaterów z mangi.

Do końca warsztatu improwizowałem. Gadałem jakieś głupoty jak zwykle, ale wracałem do meritum. Na koniec dyplom, podziękowanie, fotka na insta i do roboty.

Kilka lat później roztrzaskałem się o własne ego i ambicje. Powrót do rzeczywistości dużo mnie kosztował ale to twarde lądowanie czegoś mnie nauczyło.

NIE JESTEŚ SWOJĄ PRACĄ.

Po drodze spotykałem ludzi którzy przeżyli podobny lub jeszcze większy CRASH test. Ludzi którzy pół życia spędzali na etacie w firmach karmiących ich propagandą. Żyli w iluzji poczucia bezpieczeństwa, a gdy przyszedł globalny kryzys to decyzją centrali stawali się tylko dobrze opłacanymi komórkami w excelu. Komórkami które należy skreślić dla dobra matki korporacji bo zżerały ją jak rak.

Z dnia na dzień odebrano im wszystkie insygnia władzy: służbowe samochody, mieszkania, złote karty, ubezpieczenia, laptopy, telefony i Bóg wie co jeszcze.

Brutalnie odzierano ich z iluzji i wypędzano ASAP ze złotych klatek. Jakby tego było mało to po tym jak z trudem podnosili się i zaczynali szukać nowej pracy to okazywało się, iż ich koledzy (z którymi integrowali się na team buildingach) przestali odbierać telefony.

Co innego ludzie którzy mieli dystans do tego co robią i nie dali się wkręcić w sekciarskie pranie mózgu.

Oni po utracie pracy chwilę popłakali ale gwałtownie stawali na nogi bo mieli w życiu inne punkty oparcia i DYSTANS do tego co robią..

Nie zostawali po godzinach w pracy po to żeby szef dostrzegł ich poświęcenie i nagrodził kudosem na LinkedIn. Kończyli robotę i wracali do swojego życia. Do rodzin, dzieci, hobby. Nie scrollowali tictoca. Nie dali sobie wmówić iż praca to ich pasja i sens życia. Praca to praca.

Pokolenie Z to w końcu NORMALNI ludzie na rynku pracy. jeżeli patrzysz na to z perspektywy Xa czy Ygreka to lepiej to zaakceptuj i dostosuj się. Oni nie będę sobie flaków wypruwać dla logo twojej firmy na wizytówce. I nie traktowałbym tego jako fanaberię czy jakiś chwilowy kaprys. To zmiana pokoleniowa która świadczy o tym iż zbliżamy się do normalności.

Wystarczy spojrzeć za Odrę do naszych sąsiadów. Kiedy nasi dziadkowie z trudem wiązali koniec z końcem przechodząc z jednej okupacji pod druga, to tam mogły wychować się kolejne pokolenia których dzieci dziś już nie muszą tyrać na nowe BMW bo pewnie dostali je na osiemnastkę. Kto jest tam znany z pracy ponad siły? To my POLACY.

A Ty od czego uciekasz, uciekając w pracę? Komu i co chcesz udowodnić? Po co ci ten zapi#$dol?

Żyj i daj żyć innym.

Idź do oryginalnego materiału