Podkast pod kocem

2 lat temu

Bez większych fanfar wróciłem do roli podkastera. Pierwszy sezon jest dostępny w Audiotece – czy będą następne, czas pokaże.

Nagrywałem to w lipcu. Nie mam do dyspozycji profesjonalnego studia, więc wyglądało to gorzej od schowka na szczotki.

Gdybym był influencerem żyjącym z donejtów, wrzuciłbym na TikToka filmik „making of”, a dla czołowym donejtonautów zaoferowałbym być może zdjęcia jako NFT. Wyglądało to bowiem tragikomicznie.

Niczym w dziecięcej zabawie, zbudowałem sobie namiot z kocy rozpiętych na krzesłach. Pod kocami na jednym taborecie stał mikrofon (przy okazji odkryłem, iż się świeci na niebiesko, bardzo praktyczne!), na drugim makbuk (w którym z kolei w takiej sytuacji bardzo się przydają podświetlana klawiatura i touchbar).

Żeby moja konstrukcja nie wkurzała współdomowników, musiałem odczekać, aż będę miał tzw. wolną chatę. jeżeli więc drugi sezon miałby powstać, to albo w następne wakacje – albo jednak jak znajdę sobie studio. Nie chce mi się jednak na razie o tym myśleć ze względu na mój odwieczny problem: permanentny brak wolnych mocy przerobowych.

Są podobno ludzie, którym nagranie czegoś takiego zajmuje tylko tyle, ile to nagranie trwa. Ja niestety do każdego takiego nagrania najpierw się przygotowuję, robiąc sobie różne notatki – potem to nagranie, które ostatecznie wysyłam, jest w rzeczywistości „podejściem numer 23141”.

W praktyce więc nie jestem w stanie wyprodukować więcej niż jednego takiego podkastu dziennie. W tym sezonie są ze dwa takie, które nagrywałem jako drugie danego dnia – i to drugie nagranie zajmowało mi dużo więcej pracy, a z końcowego efektu jestem mniej zadowolony.

Z tego powodu na razie w ogóle nie planuję typowego podkastu ani tym bardziej vloga, iż ktoś „mówi jak jest” i apeluje o donejty. Nie miałbym siły na łączenie tego z innymi obowiązkami.

Audioteka zaproponowała mi współpracę, kiedy spadła moja audycja w TOK FM. Całkiem słusznie założyli, iż zdjęcie audycji oznacza pojawienie się nowych mocy przerobowych.

Wtedy jeszcze ciągle miałem etat w Agorze. Głupio mi było rozpocząć otwartą współpracę z firmą, było nie było, konkurencyjną. Agora przecież też cały czas rozwija swoje podkasty.

Niby nic by mi nie mogli zrobić (ta afera z nieudaną próbą zwolnienia dobitnie pokazała, iż w ogóle nic nie mogli), ale wydawało mi się to jakieś takie nieeleganckie. To są te skrupuły, których nie mają korporacyjni menadżerowie, ale mamy je niestety my, ich chłopi pańszczyźniani.

Usiłowałem więc uzyskać zgodę na robienie tego w formie jakiejś współpracy międzykorporacyjnej. W końcu bywały takie precedensy.

Nikt nie chciał podjąć decyzji ani na tak, ani na nie. Odsyłano mnie od prezesa Annasza do dyrektora Kajfasza. Wiem mniej więcej, kto tutaj miał moce decyzyjne, ale ta osoba jakby zapadła się wtedy pod ziemię.

Nie wiem, jak to jest w innych firmach. W Agorze jest tak, iż menadżerowie unikają nieprzyjemnych decyzji. Trochę jak w „Edenie”, gdy dubelt tłumaczy założenia ustrojowe swojej planety, iż „izolomikrogrupa samociąg nie przymus”.

Czyli: nikt ci nie powie, iż nie dostałeś zgody na podkast. Każdy ci tylko powie, żebyś zapytał kogoś innego. I w ten sposób decyzja podejmie się sama, bo w końcu się zmęczysz.

Był to dla mnie jeden z impulsów pchających mnie do odejścia. Bardzo mi to dobitnie pokazało, iż w Agorze nie ma miejsca na rozwój i progres – tylko na zwój i regres, ciągłe oczekiwanie, co teraz jeszcze mi skasują, zabiorą, obniżą, pogorszą.

Trochę się jednak woziłem z tą decyzją. Jakże byłem uradowany, gdy się okazało, iż Audioteka po prostu cierpliwie na mnie czekała!

Gdy rozmawialiśmy o tym po raz pierwszy, nie chodziło jeszcze o Lema. Ogólna formuła miała być taka, iż mówię o swoich ulubionych książkach. prawdopodobnie tak by wyglądał ewentualny następny sezon, jeżeli kiedykolwiek powstanie.

Dużo się przy produkcji tego pierwszego nauczyłem. Na przykład: iż nie muszę tak bardzo fetyszyzować nagrywania longiem, w jednym podejściu – i tak przecież potem jest postprodukcja.

Mam jednak obsesję na punkcie tego, żeby to brzmiało naturalnie, jak wykład, a nie odczyt. Mam nadzieję, iż mi się to udało. Zapraszam do wysłuchania – może wizja pięćdziesięcioparoletniego faceta siedzącego pod kocem i gadającego do świecącego krzesła umili wam tę ucztę.

Idź do oryginalnego materiału